Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strajk łódzkich włókniarek. Jak łódzkie włókniarki wstrzymały podwyżkę cen

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
51 lat temu rozpoczął się w Łodzi strajk o którym przez lata mało kto pamiętał. Kilkadziesiąt dni po wydarzeniach grudniowych na Wybrzeżu zbuntowały się łódzkie włókniarki. Zaprotestowały i wygrały!

Jak łódzkie włókniarki zatrzymały podwyżkę cen

Dwa miesiące po wydarzeniach Grudnia 1970 zawrzało w Łodzi.

- Po zamianach na szczytach władzy, usunięciu Władysława Gomułki i zastąpieniu go przez Edwarda Gierka w całym kraju dało się zauważyć znaczne odprężenie – wyjaśniał nam to prof. Krzysztof Lesiakowski, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego, autor książki „Strajki robotnicze w Łodzi 1945-1976”. - Na poprawę nastrojów miała wpływ między innymi zapowiedź podwyżek płac dla najniżej zarabiających, a z uwagi na niskie płace w przemyśle lekkim. W Łodzi spodziewano się, że nową regulacją zostanie objętych od 20 do nawet 50 procent załóg poszczególnych fabryk. Szybko jednak pojawiły się obawy, że podwyżki i tak nie zrekompensują grudniowych podwyżek cen, a także i tego, że wyże płace wiązać się będą z wyższymi normami.

Tą tzw. ostatnią kroplą, która przelała czarę robotniczej goryczy były płace. Za styczeń pracownicy fabryczni otrzymywali je na początku lutego. Okazało się, że wypłaty były niższe od tych za grudzień i z pewnością niższe od tych, których się spodziewano
Jak podaje w swej książce prof. Krzysztof Lesiakowski, już po ogłoszeniu podwyżek cen żywności w grudniu 1970 roku, wzrosło napięcie w łódzkich fabrykach.

- Robotnicy mówili: mogliby na święta wyprodukować więcej „dziobatej szynki” czyli kaszanki, bo na naturalną nie będzie nas stać”, „piękną nam gwiazdkę dali”, „powinniśmy strajkować, nie byłoby podwyżki” - możemy przeczytać w książce prof. Lesiakowski. - Wkrótce do Łodzi dotarły też wieści o tragedii rozgrywającej się na Wybrzeżu. Na murach pojawiły się napisy, a na ulicach i w fabrykach ulotki: „Gdańsk walczy”, „Polacy! Dają nam telewizory, jak nam chce się jeść. Ruszamy do walki”, „Precz z partią”, „Przypomnij sobie sklerotyku, sk...byku coś obiecał w październiku”.

Pierwszy był "Majed"

Rozpoczęły się też strajki w łódzkich fabrykach. 18 grudnia 1970 roku przez niecałą godzinę strajkowały dwa oddziały Łódzkiej Fabryki Maszyn Jedwabniczych „Majed”. Dzień później strajk wybuchł w Wydziale Mechanicznym Widzewskiej Fabryki Maszyn Włókienniczych. Pracę przerwało około 100 robotników. Twierdzili, że chcą 10-minutową ciszą uczcić ofiary wypadków w Gdańsku. Robotnicy innych łódzkich fabryk domagali się zwołania tzw. masówek. Chcieli na nich dowiedzieć się o sytuacji w kraju. Zanotowano kilkadziesiąt przypadków oddania legitymacji PZPR.

- Komitet Łódzki partii i podporządkowane mu agendy państwowe zareagowały na zachodzące wydarzenia pełną mobilizacją – pisał prof. Lesiakowski. - Od 12 grudnia wprowadzono dyżury kierownictwa partyjnego i administracji w zakładach pracy. Codziennie o godz. 10 pierwsi sekretarze komitetów dzielnicowych, przewodniczący Rad Narodowych, komendant miejski Milicji Obywatelskiej (MO) i komendant garnizonu łódzkiego spotykali się w Komitecie Łódzkim aby ocenić sytuację i ustalić kierunki działań. Komitety dzielnicowe partii przygotowały listy „aktywu”, po kilkaset osób każda, „do wykorzystania, gdyby taka potrzeba zaistniała”. Przy komendach dzielnicowych MO uruchomiono dyżury zwartych oddziałów Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO). Opracowano teksty ulotek, które miały być upowszechnione po ewentualnym wystąpieniu łódzkich robotników.

Wydarzenia w Gdańsku zakończyły się zmianą władzy, ale sytuacja w zakładach pracy nie uspokoiła się. Łódzcy włókniarze, a głównie włókniarki, bo to one stanowiły załogę łódzkich zakładów pracy, zaczęli domagać się podwyżek płac. Chcieli też poprawy organizacji pracy, warunków socjalnych. Już 15 stycznia 1971 roku zaczął się między innymi strajk w łódzkich Zakładach Mięsnych. Nie trwał jednak długo. Potem okazało się, że to był początek...

Lawina ruszyła

Tak naprawdę ta lawina strajkowa ruszyła w Łodzi 10 lutego 1971 roku. Główną przyczyną była sytuacja materialna łódzkich robotników. Średnia płaca w przemyśle włókienniczym wynosiła w 1969 roku 1994 złote, a więc była o 448 zł niższa od przeciętnej pensji w kraju. Ministerstwo Przemysłu Lekkiego podjęło też decyzję w wyniku których narastały różnice w wynagrodzeniu robotników w tzw. układzie branżowym i regionalnym.

W efekcie przyrost płac w Łodzi był około 50 procent niższy niż w całym przemyśle lekkim – zauważał w swojej książce poświęconej strajkom w Łodzi prof. Lesiakowski.

Łódzcy włókniarze pracowali też w ciężkich warunkach. Tylko w 85 procentach fabryk w Łodzi były szatnie. Natryski znajdowały się w co drugim zakładzie, a jadalnie w co piątym...Robotnicy pracowali też często na maszynach pamiętających przedwojenne czasy.
Wszystko zaczęło się w Łódzkich Zakładach Obuwia i Wyrobów Gumowych „Stomil”, gdzie pracowało około 4 tysiąca ludzi. Ale tego samego dnia do strajku przystąpiły Zakłady im. Marchlewskiego, czyli dawna fabryka Izraela Poznańskiego. Pracowało w niej 9 tysięcy osób. Łódzcy robotnicy zaczęli strajkować, bo rozniosła się plotka, że styczniowe zarobki będą o 200 – 300 złotych niższe od grudniowych. Wśród postulatów strajkowych pojawiło się podniesienie pensji o 20 procent, stworzenia przejrzystego sposobu ustalania zarobków, sprawiedliwe wyliczanie wynagrodzenia za urlop oraz uczciwego podział premii eksportowej.
Maria Filipowicz, jedna z łódzkich włókniarek była uczestniczką wydarzeń sprzed 51 lat. Wspomina je w książce „Pospolite ruszenie” wydanej przez łódzki oddział IPN.

Ciężka praca kobiet

Włókniarki musiały często pracować na trzy zmiany. Wiele twierdziło, że najgorsze były tzw. nocki. To znaczy praca na trzecią zmianę.

Sama wychowywałam córkę i gdy przychodziłam o 6.00 rano do domu to brałam się za obiad – opowiadała o tamtych czasach Maria Filipowicz. - Potem odprowadzałam dziecko do przedszkola. Miałam dwie godziny na sen i szłam na zakupy. Po południu odbierałam dziecko i na dwie godziny przed pracą znów się kładłam. A o godzinie 21.30 znów w tkalni. Nie dawałam już rady. Dziewczyny też nie raz przysypiały przy krosnach. Jak zlikwidowali trzecią zmianę to okazywało się, że plan jest niewykonany. Zaczynały się tzw. nadróbki. Przychodziło się w sobotę na noc. Z takich trzech sobót miałam pół pensji. Jak szłam na popołudniową zmianę to wstawałam o godzinie 2.00 w nocy, żeby się ustawić w kolejce do rzeźnika, bo otwierali o 7.00. Raz coś kupiła, raz nie. Ale to już było później, w 1980 roku.

Maria Filipowicz pracowała już w „Marchlewskim”. Tam przeżyła swój pierwszy strajk. Właśnie w lutym 1971 roku. Bo potem strajkowała też w 1980 roku.

- To nie jest takie łatwe strajkować – zauważała. - Bo człowiek przychodzi do pracy i nie pracuje. Nie wiem czy taka jest dusza robotnika, że musi pracować, tworzyć. No i te konflikty między ludźmi jak się siedzi po dwie zmiany..

Maria Filipowicz potwierdziła, że w 1971 roku kiedy to obniżono pensje w łódzkich zakładach, a poniesiono ceny, wszyscy się zdenerwowali.
-

No i zrobił się szum – opowiadała pani Maria. - W „Marchlewskim” staliśmy trzy dni. Wszystko było jednak niezorganizowane. Wywalczyliśmy, że cofnięto te ceny i dano nam przerwę śniadaniową, bo wcześniej takiej nie mieliśmy. Przynosiłam do pracy chleb, herbatę w słoiku i jadłam biegając między krosnami. Nie było możliwości, by człowiek usiadł i zjadł. Byłam wtedy delegatem w negocjacjach z Szydlakiem i Jaroszewiczem. Bo ja mam taki charakter, że zawsze pyskowałam. Nie dla samego pyskowania, ale jak trzeba było coś wywalczyć.

Gierek nie przyjechał...

11 lutego do „Marchlewskiego” przyjechał I sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR Józef Spychalski. Nie udało mu się przekonać załogi do zaprzestania strajku. Podobnie jak delegacji z Warszawy. W jej skład wchodzili Tadeusz Kunicki, minister przemysłu lekkiego, Władysław Kruczek przewodniczący Centralnej Rady Związków Zawodowych i wicepremier Jan Mitręga. Podobno to podczas tego spotkania z załogą jedna z włókniarek „Marchlewskiego” pokazała warszawskiej delegacji goły tyłek...
- Od 12 lutego 1971 roku liczba strajkujących znacząco wzrosła – mówił nam wywiadzie prof. Krzysztof Lesiakowski. - W tym dniu nie pracowało około 12 tys. robotników, z czego 80 procent miały stanowić kobiety, ale w szczytowy momencie czyli 15 lutego strajkowało około 55 tys. osób z 29-32 zakładów. Strajk objął najważniejsze zakłady branży bawełnianej, wiele z branży wełnianej i dziewiarskiej ale też zakłady metalowe. Oczy strajkujący zwrócone jednak były przede wszystkim na ZPB im. Marchlewskiego.
12 i 13 lutego do strajku przyłączyło się kolejnych sześć zakładów. W fabryce im. Obrońców Pokoju nie pracowało 2500 robotników, w zakładach im. 1 Maja około 1100, w „Armii Ludowej” około 1000. Strajkowały też zakłady im. generała Waltera, im. Kunickiego, im. Hanki Sawickiej.
Można jednak śmiało powiedzieć, że liderem tego strajku były jednak zakłady im .Marchlewskiego. 13 lutego załoga dawnej fabryki Poznańskiego przerwała rozmowy z dyrekcją. Zażądała przybycia do fabryki Edwarda Gierka, I sekretarza KC PZPR lub podwyżki płac o 250 złotych. Zagrożono, że jeśli nie spełni się ich żądań to robotnicy rozpoczną strajk okupacyjny – Postulatu nie spełniono. 14 lutego w „Marchlewskim” trwał strajk okupacyjny. Podobnie jak w zakładach im. Obrońców Pokoju, czyli „Unionteksie”. Robotnicy z innych zakładów rozeszli się do domu, ale zapowiedzieli, że 15 lutego, w poniedziałek przyłączą się do strajku okupacyjnego.
W Łodzi zamiast Gierka pojawił się ówczesny premier Piotr Jaroszewicz. Stało się to 14 lutego 1971 roku. Towarzyszyli mu członkowie Biura Politycznego PZPR z Janem Szydlakiem oraz Józefem Tejchmą na czele. Najpierw spotkali się z partyjnym aktywem w Teatrze Wielkim, a potem pojechali do „Marchlewskiego” i „Obrońców Pokoju”. Rozmowy nie przyniosły skutku...

Pensje nie wzrosły..

Sytuacja w Łodzi była poważna. Po wydarzeniach grudniowych w Gdańsku nowa władza nie chciała stosować rozwiązań siłowych. Po latach Piotr Jaroszewicz w książce „Przerywam milczenie” napisał, że po wizycie w Łodzi zrozumiał, że łódzkim włókniarkom trzeba podnieść płace lub cofnąć podwyżki. Gdyby pensje podniesiono włókniarkom, to ruszyła by pewnie lawina roszczeń ze strony innych grup zawodowych. 15 lutego Rada Ministrów poinformowała, że od 1 marca ceny artykułów żywnościowych, w tym mięsa i jego przetworów do poziomu sprzed grudnia 1970 roku...
Na skrzyżowaniu ulic Zachodniej, Północnej i Ogrodowej wieczorem 15 lutego zatrzymano ruch tramwajowy i doszło do zamieszek. Zebrało się ponad pięćset osób, głównie młodych ludzi. Zatrzymywali samochody, tramwaje. Blokowali sąsiadujące z ul. Ogrodową ulice. Interweniowała milicja. Potem protestujący przeszli na ul. Piotrkowską. ZOMO zatrzymało ich w okolicach ul. Zamenhofa. Zatrzymano około 30 osób. Do fabryki im. Marchlewskiego wieczorem 14 lutego na rozmowy przyjechał premier Jaroszewicz (stąd udał się do zakładów im. Obrońców Pokoju). Strajk zaczął wygasać. Część fabryk chcąc się upewnić czy faktycznie tak jest do zakładów Marchlewskiego przysyłała swoje delegacje, które miały się naocznie przekonać, że „Marchlewski” przystępuje do pracy.

Strajk został przerwany z chwilą wycofania się przez rząd z brzemiennej w skutki decyzji o grudniowych podwyżkach cen.
- Wieczorem 15 lutego został ogłoszony stosowny komunikat, a w następstwie tego w fabrykach stopniowo przystępowano do pracy – mówi prof. Lesiakowski. - To oznaczało, że włókniarska Łódź wywalczyła to czego – mimo ofiar w ludziach – nie udało się osiągnąć zrewoltowanym robotnikom na Wybrzeżu. Choć nie ulega wątpliwości, że strajki łódzkie zamykały robotniczą rewoltę zapoczątkowaną w Gdańsku.

Po strajku na spokój z pewnością nie mogli liczyć organizatorzy akcji protestacyjnej. Bezpieka zidentyfikowała te osoby i poddała je kontroli operacyjnej. Robotnicy ci musieli się też liczyć z tym, że przy najmniejszej niesubordynacji w przyszłości zostaną zwolnieni z pracy.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Strajk łódzkich włókniarek. Jak łódzkie włókniarki wstrzymały podwyżkę cen - Dziennik Łódzki

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto