Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na odsiecz kierowcom: Samochodowa Milicja Osiedlowa

zawodnik nr 12
zawodnik nr 12
Stałą cechą krajobrazu wielkomiejskiego jest jego zmienność. Podobno jeżeli tej zmienności nie ma znaczy to, że miasto dopadła stagnacja, co nie wróży dobrze jego przyszłości. Zmiany są duże i małe, dynamiczne i wolniejsze oraz odzwierciedlają bieżące potrzeby lub ambicje jego mieszkańców. Najbardziej pożądane są te zmiany, które polepszają życie mieszkańców, ułatwiają im zmagania z wielkomiejską codziennością. Czasami jakaś grupa ludzi stanowi ową zmianę krajobrazu.

W naszym mieście pewna grupa mieszkańców wtopiła się w łódzką przestrzeń miejską niepostrzeżenie i z czasem przyzwyczaiła nas do swojej obecności, niczym pospiesznie wybudowany biurowiec, który z początku zastanawiał i ciekawił swoją brzydotą lecz z czasem oswoił nasze spojrzenia i właściwie już nie zwraca na siebie większej uwagi. W skrócie przedstawię kim są owi ludzie i jakie były przyczyny ich pojawienia się na naszych ulicach.

 

Chyba każdy z właścicieli samochodu w naszym mieście przeżywał choć raz chwile niepewności o swój samochód, gdy go pozostawił na niestrzeżonym parkingu. Taki kierowca, zamykając drzwi samochodu i oddalając się od niego by załatwić swoje sprawy, stawał się momentalnie hazardzistą. Stawka gry była duża: samochód. W puli nagród były również wycieraczki, lusterka lub radio nieopatrznie pozostawione na tylnym siedzeniu.

 

Położenie gracza-kierowcy było o tyle nieszczęśliwe, że zo(-za)stawiając te wszystkie rzeczy nie mógł liczyć na wygraną, a jedynie na zachowanie włożonych przez siebie środków do gry. I to właściwie była jego wygrana. Po okolicznych winklach i bramach, chętnych do podniesienia „fantów” nie brakowało. Kierowca oczywiście w tej grze zwiększał swoje szanse montując przeróżnego rodzaju alarmy, chowając wycieraczki, zdejmując lusterka, zabierając panel radiowy. Mógł również, co było już ryzykiem estetycznym, podjechać na taki parking obleśnym samochodem, odstręczającym potencjalnych zainteresowanych kradzieżą swoją szpetotą.

 

Tak czy inaczej to już gracz przeciwny (złodziej) oceniał na ile kierowca blefuje i to do niego, a nie do właściciela auta należała inicjatywa w rozgrywce. Samochód stawał się zastawem za wygodę dotarcia do miejsca celu. Kierowca swoje sprawy musiał załatwić szybko, licząc, że złodziej przestraszy się alarmu lub zostanie zmylony przez np. schowanie lusterek i wycieraczek pod tylne siedzenie brudnego samochodu. Hazard jak wiadomo w Polsce nie jest zalegalizowany, a tym bardziej wymuszanie uczestnictwa w nim. Ręce sprawiedliwości w postaci nóg policyjnych nie nadążały niestety w pilnowaniu tych zasad praworządności i kierowcy przegrywali z kretesem w nierównej walce ze złodziejami.

 

Taki stan rzeczy zaniepokoił co bardziej wrażliwych obywateli. W toku wielogodzinnych zażartych nierzadko dyskusji i sporów przy niewybrednych trunkach, obywatele ci znaleźli sposób kosztem swojego wolnego czasu, by pomóc zmotoryzowanym. Ku zdumieniu zdruzgotanych już kolejnymi kradzieżami kierowców poczęły wyłaniać się na okolicznych parkingach, niczym oddziały partyzantów, grupki mężczyzn o jednolicie szaro-czerwonych licach oraz stroju i stylu przez niektórych zwanym żulerskim. Ze względu na tę uniformizację stroju oraz przyświecającą ich oddolnej działalności ideę utrzymania porządku nazwijmy te grupki (z zaznaczeniem, że sami tytułowani odżegnują się od jakiegokolwiek formalizowania ich spontanicznej przecież działalności): samochodową milicją osiedlową.

 

Te oddziały pożytku społecznego, działające samorzutnie, wzięły pod opiekę pozostawione na parkingach samochody. Biorąc na swoje wątłe barki tak dużą odpowiedzialność i jednocześnie odciążając w tej robocie policję, nie domagali się oni żadnych dotacji budżetowych, funduszy unijnych itp. Liczą jedynie na kilkadziesiąt groszy od właścicieli ochranianych przez siebie samochodów, całą złotówkę przyjmując już z zakłopotaniem jako zbyt hojne wynagrodzenie za swój prawie wolontariat. Można powiedzieć, że ich zarobek jest wręcz odwrotnie proporcjonalny do trudu jaki podjęli. Przyjrzawszy się nieco bliżej ich pracy, można dostrzec w niej różnorodność niedostrzegalną zabieganym kierowcom.

 

Róg ulic Wschodniej i Pomorskiej, parking piaszczysty liczne doły, wymaga od pilnującego wyobraźni, refleksu, wyczucia sytuacji i zdolności przewidywania. Samochodowe milicje osiedlowe to nie tylko bezpieczeństwo samochodu, ale również drożność dróg na parkingowych uliczkach i oszczędność czasu w szukaniu wolnego miejsca do parkowania.

 

Na rogu Wschodniej i Pomorskiej parkingowy, stojąc na przecięciu dróżek, macha rękoma do kierowców nawigując nieomylnie: jeden wyjeżdża, drugi wjeżdża, ruch spory. Pomocne tutaj jest jego gibkie ciało i odpowiedni nim balans. Niektóre żywsze ruchy rąk powodują, że parkingowy traci równowagę, ale to go nie zraża i niczym zawodowy posterunkowy, stojący na ogromnym skrzyżowaniu gdzie wysiadła sygnalizacja świetlna, sprawnie kieruje ruchem. Stan świadomości kierowców na szczęście jest bardziej stabilny niż parkingowego i dzięki ograniczonemu zaufaniu do żywego drogowskazu nie dochodzi do zderzenia aut. Ale nasz „zawodowy posterunkowy” ma zmienników na wypadek przekroczenia normy dopuszczalnego zmęczenia, którzy całą zgrają okupują przyparkingowe schodki: młodsi, starsi, kobiety. Te ostatnie nie są dopuszczane do parkingowego fachu. Jest to przykład, że są jeszcze miejsca gdzie w walce o równouprawnienie nie wszyscy stracili głowy i chronią płeć piękną przed wyczerpującą i stresogenną pracą.

 

Na Narutowicza, naprzeciw Empiku, jest nieco inaczej. Tutaj w ogóle nie ma kobiet, a zawiadywanie ruchem odznacza się wysokim profesjonalizmem. Parking jest na tyle duży, że trzech parkingowych ma swoje sektory. Przy dużym ruchu system ten się sprawdza, gorzej gdy ruch się zmniejsza. Wtedy bywa, że panowie całą ławą idą na jednego kierowcę z kilku stron co może budzić grozę, gdyż to duże chłopaki, a w ich niekiedy mętnym spojrzeniu można mylnie odczytać dobre przecież intencje. Inna opcja tej sytuacji, gdy cała trójka dyskutuje; podjeżdża klient a oni nie wiedzą który ma iść, idą w końcu wszyscy razem, potem stają, sprzeczają który ma iść, aż w końcu trzeba prawie dobiegać, bo kierowca jak gdyby umyślnie, nie chcąc skorzystać z ich pomocy, szybko próbuje opuścić parking. Na szczęście na Narutowicza jest parkometr, do którego kierowca musi się udać by kupić postojowe i tam już można go złapać i złożyć ofertę czuwania nad samochodem. Parkingowy, w przypływie nieukrywanej troski o zasobność portfela kierowcy, proponuje wtedy zaniechania kupowania w parkometrze „bileciku”, bo przecież on stoi cały dzień i głowę wraz z potarganym włosem da, że nikt ze Straży Miejskiej tu nie przyjdzie sprawdzić legalności zaparkowania. Nieraz go poniesie i swoim ciałem zasłoni parkometrowy otworek pochłaniający monety, proponując by zamiast maszynie złotych dwóch powierzyć człowiekowi, czyli jemu, złoty jeden, gwarantując że oprócz miejsca na parkingu kierowca ma zapewnione bezpieczeństwo auta, a to przecież najważniejsze. W tej konfrontacji maszyny z człowiekiem o względy kierowcy nierzadko człowiek przegrywa.

 

Ale maszyny-parkometry to nie zawsze tylko zło dla zuchów z samochodowej milicji. Doskonałą symbiozę parkometru i parkingowego można zaobserwować przy stacji benzynowej na Tuwima, między Sienkiewicza a Piotrkowską. Tam też najmłodsi adepci trudnej sztuki ochrony pojazdów nie ganiają za klientem lecz siedzą na murku obok parkometru i oferują swoją pomoc. Niestety praca siedząca wiąże się z tym, że usługi tamtejszej samochodowej milicji osiedlowej mogą budzić wątpliwości, gdyż gromadka ta zajęta jest bardziej rozmową, a zasięg ich spojrzenie z murku ogranicza się do kilku najbliższych aut. Oczywiste jest również, że nie podejmą oni na siedząco trudu pokierowania ruchem na parkingu. Mogło by to budzić podejrzenia, że niewystarczająco angażują się oni w soje obowiązki. Jednak fałszywy to pogląd. Gdyż, prócz symbiozy parkingowy-parkometr, mamy tu jeszcze trzeci czynnik zapewniający wiarygodność tamtejszym parkingowym: kamery zamontowane przez Urząd Miasta, dzięki którym ich praca jest łatwiejsza. Na tym parkingu mamy do czynienia z budującym przykładem połączenia nowoczesnej techniki z młodzieńczym entuzjazmem niesienia pomocy słabszym, czyli kierowcom.

 

Nie wszyscy mogą jednak liczyć na wsparcie miejskich kamer, więc wspierają się wzajemnie w gronie rodziny. Tak jest na parkingu przed szpitalem im. Sonnenberga na Stokach, gdzie aut strzegą dwaj bracia w stanie permanentnego zmęczenia nadmiarem obowiązków, którym muszą sprostać. Ich pracoholizm spowodował prawdopodobnie to, iż miejsce swojej pracy tj. Stoki potraktowali zbyt dosłownie i sprawiają wrażenie jakby w każdej chwili spodziewali się lawiny śnieżnej. Gotowi do pracy w takich warunkach, odziani są nawet w lipcowo - sierpniowe upały w grube swetry i czapki z daszkiem. Doceniając ich daleko posuniętą ostrożność - wiadomo klimat umiarkowany pełen niespodzianek atmosferycznych, a prognozy pogody wiecznie się nie sprawdzają - trzeba uczciwie przyznać, że strój ten pozbawia braci dynamizmu w pracy. Można by przypuszczać nawet, że na większym parkingu nie sprawdzili by się.

 

Może to się wielu wydać dziwne, ale ci parkingowi z nieformalnej i zatytułowanej na użytek tego artykułu samochodowej milicji osiedlowej w zdecydowanej większości nie posiadają prawa jazdy. Tym bardziej należy docenić wartość ich dzieła, ryzyka jakie podjęli, nawigując zagubionych kierowców, odpowiedzialność jaką dobrowolnie biorą za kilka groszy, czasem złotych. Dzięki swojej działalności już dziś stali się składnikiem krajobrazu łódzkiego tak samo pożytecznym i interesującym jak palma w centrum Warszawy.

 

MM Łódź poleca:

>> Zagłosuj na Miss MM-ki!
>> Weź udział w konkursie Pamso
>> Wyjedź w podróż z TUI - konkurs

MM Łódź patronuje:

MMŁódź poleca:
Zostań
dziennikarzem
obywatelskim

KonkursyZdrowie i uroda
Przewodnik
po lokalach

Sztuka w ŁodziTeatr w Łodzi
Kino w ŁodziPraca w Łodzi

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto