Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Filharmonia Łódzka: młody duchem nestor Jan Krenz

sadrakula
sadrakula
P. Sadrakuła
85 lat dla mężczyzny to dużo, to prawie kres życia. Są jednak tacy artyści, którzy w tym wieku z sukcesami występują. Taki jest Jan Krenz, który w piątek wystąpił w Filharmonii Łódzkiej.
Maciej Łabecki wystąpił w Filharmonii Łódzkiej. Narodziny gwiazdy?

Piątkowy (11 listopada) koncert symfoniczny w Filharmonii Łódzkiej był bez przesady niecodzienny, gdyż za pulpitem dyrygenckim stał kompozytor i dyrygent Jan Krenz, rocznik 1926. Potrafił w pięciu utworach oddać także swą świeżość prowadzenia, precyzję i doświadczenie.

Koncert zaczął się Uwerturą Tragiczną op.81 Johannesa Brahmsa, ze świetnie podkreślonym dramatyzmem, co nie znaczy, że wątki liryczne były gorsze, były wspaniałe. Był iście transcendentalny, brahmsowski rytm, bogactwo melodii, a przy tym prostota, nadzwyczajna czystość. Wtedy zauważyłem, że maestro Jan Krenz posługuje się nadzwyczajną precyzją ruchów przy prowadzeniu Łódzkiej Orkiestry Symfonicznej. Centymetr dalej znaczyło już co innego. Słyszałem wielu, Jan Krenz jest z nich najprecyzyjniejszy.

Potem zagrano Muzykę Żałobną Witolda Lutosławskiego. Była jak narastający ból, przy bogatej i współczesnej instrumentacji, nie grały dęte i perkusyjne, same smyki, niezwykłość... Utwór miał nastrój niepokoju, depresji, może nawet strachu. Nie każdemu się spodoba, dla mnie był przepiękny.

Potem maestro Jan Krenz poprowadził swoją Elegię Katyńską. Nowoczesna instrumentacja, ciekawe motywy, mistrzowskie rozwinięcia. Znakomitość. Solo na wiolonczeli spod podium dyrygenta wykonywał jeden z łódzkich koncertmistrzów tego instrumentu Konrad Bukowian, młody, ale już bardzo doświadczony instrumentalista, było to świetne wykonanie.

Ale jego nazwiska nie było w programach ani na stronach www filharmonii. Spośród pełnej sali mało kto znał to nazwisko. Cóż za niedopatrzenie. W repertuarze na stronie wystarczyło przy utworze wstawić gwiazdkę i na dole podać, kto gra solo. Dział literacki FŁ popełnił błąd, dobrze, że tak bardzo rzadki.

Po przerwie usłyszeliśmy Scherzo i Marsz z opery Miłość do Trzech Pomarańczy Sergiusza Prokofiewa. Najpierw nastrój spokoju i ciszy, pełnia rytmu, niepokój, potem porywisty marsz, choć smutny w wyrazie. Trudny utwór.

Na koniec Bolero Maurycego Ravela. Jan Krenz miał znakomity pomysł, żeby młodego werblistę posadzić na przodzie, między altówkami i wiolonczelami. Werbelek był więc doskonale słyszalny. Było to jak dotąd najlepsze Bolero, jakie słyszałem. Nic dziwnego tedy, że łódzcy melomani, przepełniona sala, wstali do standing ovation. Nie tylko za ten koncert, ale za całe życie maestra poświęcone muzyce, tak owocne, tak piękne.

Czytaj więcej o koncertach w

Filharmonii Łódzkiej

:

Napisz tekst, opublikuj zdjęcia i wygraj nawet 500 zł!

Każdy, kto opublikuje artykuł lub fotoreportaż w MMLodz.pl automatycznie weźmie udział w konkursie dziennikarstwa obywatelskiego. Redakcja MM co miesiąc wybierze autorów najlepszych prac i rozda nagrody pieniężne o łącznej wartości 500 zł.
dodaj artykułdodaj wpis do blogadodaj fotoreportażdodaj wydarzenie

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto