Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Teatrze Powszechnym: Farsa jest cool!

Renata Sas
Weekendu na wsi
Weekendu na wsi fot. Kamila Bogulewska
- Farsa jest cool - usłyszałam od młodych ludzi wychodzących z Teatru Powszechnego po sobotniej premierze "Weekendu na wsi".

Zakończony tam niedawno Festiwal Sztuk (bardzo) Nieprzyjemnych, bolesnych choć ambitnych, za sprawą tej udanej inscenizacji ma modelową puentę. W teatralnych pradziejach farsy dawano na finał ciężkich dramatów i moralitetów.

Powszechny, który metodycznie zajmuje się losem polskiej komedii - organizuje konkurs Komediopisanie, wydał "Antologię współczesnej polskiej komedii" - zmierzył się z tą wyjątkowo trudną jej odmianą i dowiódł, że to celny materiał do popisania się inwencją i próba dobrego smaku.

Błahą treść, karykaturalne postacie, sytuacje wymagające nadania im formy z pomysłem i poczuciem humoru wykorzystali realizatorzy "Weekendu na wsi" Jarosław Staniek (choreograf, m.in. autor układów do filmu "Kochaj i tańcz", współpracujący przy spektaklach Jarockiego i Jarzyny, reżyser widowisk multimedialnych) oraz Jerzy Jan Połoński (aktor, reżyser teatralny, związany także z kabaretem). W ich interpretacji farsa Marca Camolettiego to feeria niespodziewanych rozwiązań, towarzyskich łamigłówek rozwiązywanych wręcz z matematyczną precyzją.

Plan, zaznaczony czterema ramami drzwi, wpisany jest w sceniczną przestrzeń bez kulis. Uznanie dla Krzysztofa Kelma za scenograficzną ascezę. Choć fabuła składa się z samych niespodzianek, a wszystko dzieje się na oczach widowni, realizatorom udało się tak zbudować całość, że czeka się na kolejny pomysł. Muzyka Marcina Partyki (grana na żywo) niczym w cyrku wyznacza rytm i akcentuje kolejne grepsy. Całość okazała się zegarmistrzowską robotą.

Fabuła jest dobrze wykorzystanym pretekstem do poszukiwania formy dla farsowej treści. Wszystko, co się tu dzieje, jest splotem pomyłek, jakie zdarzyły się w podparyskiej daczy, gdzie pan domu zaprosił na weekend kochankę, ale by mieć alibi i osłabić czujność żony, zaprosił też przyjaciela. Zanim zjawi się oczekiwana dama, przyjdzie wynajęta z agencji gosposia, a potem pewien ogrodnik.

Kto jest kim i dlaczego oraz jaki udział będzie miał w akcji sam Pascal (w wydaniu portretowym na banknotach 500-frankowych, a w epoce przed euro...) zdradzać nie wypada.

Akcja toczy się lawinowo, bywa, że tak jak podczas niby-bójek sytuacje powtarzają się w nadmiarze. Pomysł goni pomysł - ten z błyskawicznym przebieraniem gosposi jest superzgrabny - choć część druga spektaklu wypadła gorzej.

Nad wszystkimi postaciami dominuje urok Magdaleny Dratkiewicz, która z wdziękiem zmienia wcielenia. Zanim w rolę wejdzie Jakub Firewicz, świetnie się sprawdza jako gospodarz całego zamieszania. Kombinację małżeńsko-pozamałżeńskich układów widownia zawdzięczała Marcie Góreckiej, Oldze Omeljaniec, Januszowi Germanowi i Arturowi Zawadzkiemu. Udane wariacje na temat farsy.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto