Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnie słowo zawsze należy do góry. Recenzja filmu "Everest"

Adam Tubilewicz
materiały prasowe
Reżyser Baltasar Kormákur zabiera widzów w dwugodzinną podróż na najwyższy szczyt świata. Relacjonowanie jednej z najtragiczniejszych wypraw wysokogórskich w dziejach nie przeszkadza Islandczykowi w budowaniu fascynującej opowieści o człowieczeństwie.

Tragedia, która rozegrała się na stokach Mount Everestu w maju 1996 roku do dziś budzi emocje i spory w środowisku himalaistów. Tuż pod szczytem wspinaczy zaskoczył nagły atak burzy śnieżnej. Jednego dnia na wysokości ponad ośmiu kilometrów śmierć poniosło osiem osób. Jakby tego było mało, kilka miesięcy później jeden z uczestników wyprawy, Jon Krakauer opublikował kontrowersyjny reportaż. W książce "Wszystko za Everest" rozpętał lawinę oskarżeń, która już na zawsze miała podzielić ocalałych uczestników feralnej wyprawy.

Kontrowersyjny temat jeszcze w latach 90. doczekał się kilku niskobudżetowych ekranizacji. Wielkoekranowego sznytu postanowił nadać tej historii dopiero Baltasar Kormákur, twórca kultowego "101 Reykjavik". Islandczyk szczęśliwie nie uległ pokusie rozgrzebywania opisanego (lub wymyślonego) przez Krakauera konfliktu. W centrum opowieści reżyser postawił ludzi, ich motywacje, słabości, ale także dojmującą bezradność w starciu z zabójczą siłą natury. Dla jednych wspinaczka jest sposobem na walkę z depresją, inni jedynie odhaczają na liście nazwy seryjnie zdobywanych szczytów. Kolejni zaś uczynili z turystyki wysokogórskiej biznes i sposób na życie. W rozrzedzonym powietrzu strefy śmierci każdy z nich będzie musiał na własny sposób zmierzyć się przede wszystkim z samym sobą.

Na szczęście zestawiając człowieka z potężną górą gór Kormakurowi udało się nie popaść w nadmierny patos. Warto bowiem wiedzieć, że nawet najbardziej nieprawdopodobne zwroty akcji pokazane w filmie wydarzyły się naprawdę. Zainteresowanych odsyłam do książki Becka Weathersa "Everest. Na pewną śmierć".

Dużą zaletą "Everestu" jest też rozproszenie fabuły na kilka równorzędnych postaci. W obsadzie nie brakuje gwiazd, ale proste zabiegi, jak zupełnie niehollywoodzka fryzura Keiry Knightley czy zaniedbana długa broda Jake'a Gyllenhaala skutecznie przenoszą uwagę widzów ze śledzenia znanych twarzy w kierunku kolejnych zagrożeń, z którymi muszą się zmierzyć uczestnicy ekspedycji Roba Halla.

Dzięki temu "Everest" jest uniwersalną opowieścią o ludzkich słabościach i marzeniach, którą można polecić zarówno doświadczonym wspinaczom, jak również tym, dla których małym Everestem będzie jeszcze przez jakiś czas wejście czarnym szlakiem na Gubałówkę.

Czytaj też:

Spór o murale. W Łodzi powstaną dwie niezależne galerie sztuki ulicznej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto