Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódź: przejazdy kolejowe, które utudniają życie kierowcom

Grzegorz Szymański
Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu - ryzykować nie można. Czy ostrożność niektórych łódzkich dróżników nie jest jednak posunięta za daleko?

Chciałbym (ponownie, bo ktoś już to robił) poruszyć temat przejazdów kolejowych w Łodzi. Chodzi między innymi o przejazdy na ul. Tuszyńskiej, Płaskiej/Zapolskiej
i Frycza Modrzewskiego. Rozumiem wyjątkową sytuację spowodowaną zwiększeniem natężenia ruchu pociągów w związku z zamknięciem dworca Fabrycznego,
(które wymusza zamykanie szlabanów średnio co 8 minut) jednak łudziłem się, że dróżnicy spróbują pomóc kierowcom przetrwać ten trudny okres.

Tymczasem po kilku tygodniach obserwacji stwierdzam, że obsługa przejazdów nie robi nic, by upłynnić ruch - wiem, nie należy to do zakresu ich obowiązków, jednak postawa jaką wykazują w pracy wymaga moim zdaniem skorygowania. Nikt oczywiście nie wymaga od dróżnika, by ryzykował bezpieczeństwo, jednak odrobina dobrej woli by się przydała. Najtrudniej przejeżdża się przejazdem na Tuszyńskiej. Wiele razy czytałem o inwektywach rzucanych przez dróżników tego przejazdu pod adresem kierowców, często dochodziło do pyskówek. Fakt - część pokonujących ten przejazd to śpieszący się kierowcy, którzy wybrali Tuszyńską jako skrót i objazd często zakorkowanej Rzgowskiej - oni wykazują największą nerwowość.

Trzeba też jednak pamiętać o mieszkańcach, którzy codziennie muszą przejechać tamtędy do pracy. Szlabany zamykają się szybko - dróżnik specjalnie nie zwraca uwagi na ruch pojazdów - zamyka je praktycznie "na maskę", ruch ustaje w ciągu kilku sekund. Zaczyna się okres wyczekiwania na pociąg. Mijają minuty, dwie, cztery, bywa że osiem, czasem dłużej... Po dłuższym oczekiwaniu przetacza się skład osobowy z kilkoma osobami w środku. Trochę irytujący jest fakt, że wieczorem, gdy przedziały są oświetlone ciężko naliczyć więcej niż 10 osób w całym pociągu, podczas gdy kilkadziesiąt osób stoi w korku. Jakiś czas mieszkałem w Trójmieście - tam na peron Szybkiej Kolei Miejskiej wjeżdżają rozpędzone składy, które bez problemu wyhamowują przed końcem peronu. Rozumiem względy bezpieczeństwa i nie namawiam do ryzykanctwa, ale łódzkie składy są identyczne i chyba nie ma potrzeby wstrzymywania ruchu gdy pociąg ma jeszcze kilka kilometrów do przejazdu..

Często zdarza się również, że po przejechaniu pierwszego składu dróżnik czeka na drugi, mający nadjechać za kilka minut, oczywiście nie podnosząc szlabanów. Czy na prawdę taka ostrożność jest niezbędna i czy nie można wymóc na dróżnikach trochę większej empatii wobec kierowców?

Dla kontrastu druga skrajność. Wczoraj pokonywałem przejazd na ul. Śląskiej (niedawno uruchomione automatyczne szlabany). Zaczęły migać czerwone światła, po paru sekundach szlabany opuściły się. Zatrzymałem auto i po kilkunastu sekundach przejechał pociąg... zważywszy, że wyjeżdża zza łuku, jest całkiem rozpędzony, a szlabany zamykają się na mniej niż pół minuty przed jego przejazdem to ten przejazd należy do kategorii tych z dreszczykiem. Szlabany się podniosły, ruszyłem i minąłem długi korek, który utworzył się na przejeździe przy Zapolskiej. Oni pewnie stali już od 10 minut... a czekali na przejazd tego samego pociągu.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto