Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jubileusz gwiazdy Teatru Muzycznego Anny Walczak

Redakcja
Jutro (11 lutego) jubileusz 25 - lecia pracy obchodzi wokalistka Teatru Muzycznego Anny Walczak. Śpiewaczka opowiada MM-ce o początkach kariery i trudnych rolach, jakie przyszło jej grać.

Marcin Gortat w opowieściach swojej mamy


Jak rozpoczęła się Pani kariera na deskach łódzkich teatrów?

- Debiutowałam na scenie Teatru Wielkiego partią Krysi w "Sonacie Belzebuba" Edmunda Bogusławskiego, w reżyserii Bogdana Hussakowskiego. Byłam wtedy na IV roku Wydziału Wokalno - Aktorskiego Akademii Muzycznej, w klasie znakomitego pedgagoga pani profesor Jadwigi Pietraszkiewicz.

Ma pani do dzisiaj kontakt z panią profesor? - Naturalnie, choć ogranicza się on raczej do rozmów prywatnych. Jestem zadowolona, że mogłam uczyć się w klasie tak wyjątkowego człowieka. Pani profesor daje mi najlepsze rady. Podtrzymuje na duchu i potrafi właściwie, a zarazem życzliwie ocenić mój warsztat wokalny. Taka kontrola jest dla mnie bardzo ważna. Cieszę się, że pracowałam pod okiem tak wybitnego pedagoga, jak pani profesor Pietraszkiewicz. To wyjątkowa osobowość i gwiazda Teatru Wielkiego.

W Teatrze Muzycznym zaczęła pani występować dzięki propozycji dziekana Wydziału Wokalno - Aktorskiego, a zarazem dyrektora operetki prof. Rajmunda Ambroziaka?

- Po spektaklu "Cygańska Miłość" padła oferta angażu ze strony dyrektora Ambroziaka. Pierwsza partia, którą wykonywałam jako etatowa wokalistka Teatru Muzycznego, była "Wiedeńska Krew" J. Straussa. Dyrektor dobrze znał możliwości wokalno - aktorskie wszystkich studentów, więc mój angaż nie był przypadkowy.

Jakie są pani ulubione role?

- Najbardziej lubię trudne partie, ale dzięki temu dające więcej satysfakcji. Tytułów było bardzo wiele. Świetnie układała się z współpraca z Andrzejem Żarneckim nad rolą Elizy przy "My Fair Lady". Kolorowym i roztańczonym spektaklem był "Can - Can" Cole'a Porter'a. Sądzę, że najlepsze przedstawienia niosą ze sobą odpowiednio duży ładunek emocjonalny. Staram się zawsze utożsamiać z rolą. Każdą z nich traktować w sposób szczególny.

Który ze spektakli dał pani dużo satysfakcji?

- Chyba "Człowiek z La Manchy" Mitchella Leigh'a. Trudny pod każdym względem. Jak to w musicalu jest dużo gry aktorskiej i trudnego ekspresyjnego śpiewania. To piękne przedstawienie było efektem ciekawej wizji reżyserskiej Waldermara Zawodzińskiego.

W jaki sposób przygotowuje się Pani do spektaklu?

- Potrzebny mi jest spokój i skupienie. W dniu spektaklu myślę tylko o danej roli. Muszę być wypoczęta. Bywa, że potrzebna jest praca z akompaniatorem, podczas której można skorygować ewentualne błędy. Pierwsym akompaniatorem - korepetytorem z jakim się zetknęłam w Teatrze Muzyzcnym była Ewa Werner.

Kto jest dla Pani wzorem śpiewaczki?

- Dla mnie była to niedościgniona Maria Callas.

Jutro w klubie "Wytwórnia" pani przedstawienie z okazji jubileuszu 25 - lecia pracy artystycznej. Co zobaczą widzowie?

- Tak. W piątek zagram Judy Garland w kameralnym spektaklu "Na końcu tęczy". Cieszę się, że udało mi się zaprosić koleżanki i kolegów z którymi pracowałam przed laty. Mam nadzieję, że nie uznają tego wieczoru za stracony. Oczywiście będzie także łódzka publiczność.

Jaki ma pani plany na przyszłość?

- Wolę na razie o nich nie mówić.

Czytaj także:
- Teatr Muzyczny - nowy sezon rozpocznie w nowych warunkach
- Andrzej Saciuk kończy karierę partią Skołuby

Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"

GŁOSUJ NA 7 NADZIEI ŁODZI


Zobacz też na MM Łódź

Walentynki 2011 w Łodzi | Lodowiska w Łodzi | Rozdajemy akredytacje | Widzew Łódź | ŁKS Łódź

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto