Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Handel kobietami, a nie praca za granicą

Spoza miasta
Spoza miasta
Wymagania mają małe - tylko wiek 18-30 lat, a obiecują duże pieniądze i pracę za granicą. Kobiet szukają przez ogłoszenia w dyskotekach i na uczelniach. To jednak nie pośrednicy, a przestępcy handlujący ludźmi.

Dziewięciu oskarżonych z Opola i okolicznych miejscowości, kilkaset stron akt sprawy i trzy pokrzywdzone kobiety. Przed Sądem Okręgowym w Opolu ruszył właśnie proces w sprawie handlu ludźmi, nielegalnego posiadania broni, fałszowania dokumentów i oszustwa.

Dwaj główni oskarżeni to 34-letni dziś Dariusz R. i 52-letni Edward J. To właśnie im prokurator zarzucił handel kobietami. Natomiast pochodzący z Ukrainy 44-letni Vladyslav L. odpowiada za pomoc w dostarczeniu sfałszowanego paszportu i nielegalne posiadanie broni.

Trzy dziewczyny zajmujące się już wcześniej uprawianiem najstarszego zawodu świata dostały propozycję wyjazdu do pracy w Niemczech jako sprzątaczki. Zgodziły się. Pojechały tam razem z Dariuszem R. i Edwardem J. Jednak praca sprzątaczek wcale tam na nie nie czekała. Dziewczyny zostały wywiezione do szwajcarskiego domu publicznego.

Polki nie zgodziły się na pracę w agencji i miały zostać z powrotem odwiezione do Niemiec. Na stacji benzynowej, wykorzystując chwilę nieuwagi konwojujących je mężczyzn, uciekły i wróciły do Polski. Zdaniem prokuratora, obaj opolanie wprowadzili w błąd kobiety i zwabili je do Niemiec. Tam odpłatnie przekazali je innym osobom w celu uprawiania prostytucji.

- Dobrze wiedziały, do jakiej jadą pracy - broni się Dariusz R. - A ja nie wziąłem za nie żadnych pieniędzy. - dodaje. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do opolskiego sądu już dwa lata temu. Jednak proces nie mógł ruszyć, bo kolejni oskarżeni przedstawiali zwolnienia lekarskie.

Praca za granicą czy handel żywym towarem?

Iwona ma dziś 36 lat. Pochodzi z Opola, ale mieszka w Łodzi. O koszmarze z młodości zdecydowała się nam opowiedzieć tylko dlatego, by przestrzec inne dziewczyny. Ma dzieci, które nie wiedzą, co przeszła, kiedy była studentką i chce, żeby tak zostało. Po maturze Iwona wyjechała do Łodzi studiować ekonomię.
- Duże miasto zrobiło na mnie wrażenie – mówi. – W piątki i soboty chodziłyśmy z koleżankami po pubach i dyskotekach, dobrze się bawiłyśmy.

Pewnego dnia w jednym z lokali poznała Pawła. Przedstawił się jako student tej samej uczelni. Wysoki, przystojny mężczyzna nie krył zainteresowania Iwoną. Zaczęli się spotykać. - Chodziliśmy do kina, na dyskoteki, spotykaliśmy się ze znajomymi, ot, normalne życie młodych ludzi - mówi kobieta.

Po kilku miesiącach znajomości, kiedy zbliżały się wakacje, Paweł ni stąd ni zowąd zapytał Iwonę, czy nie chce przez lato popracować w Niemczech. - Powiedział, że ma w Essen znajomego, którego znajomi szukają opiekunki do dziecka. Dodał, że można sporo zarobić – opowiada kobieta. - Zachęcał mnie, bym wzięła pracę. Mówił, że on też pojedzie ze mną do Niemiec, bo też ma nagraną robotę. Mieliśmy tam zarabiać, zwiedzać, bawić się.

Iwona zgodziła się. Z Łodzi do Essen pojechali samochodem Pawła. Zatrzymali się u jego przyjaciela. Też Polaka.

Pierwszego dnia pobytu mężczyzna przygotował powitalną kolację. Podczas jedzenia opowiadał o rodzinie, u której miała pracować Iwona. - Mieli to być dość majętni ludzie, ona miała prowadzić własny salon fryzjerski, on miał być doradcą finansowym - mówi Iwona. - Natomiast ja miałam opiekować się czteroletnim chłopcem.

Na drugi dzień wieczorem cała trójka pojechała do niemieckiej rodziny. Kolega Pawła zatrzymał samochód pod domkiem jednorodzinnym. - Paweł powiedział mi, żebym weszła do środka z jego kolegą, bo on musi jeszcze zatelefonować z pobliskiej budki. Kolejny raz zobaczyłam go dopiero, kiedy sprawą zajęła się policja. Drzwi otworzył nam barczysty człowiek ubrany w garnitur, weszliśmy do środka, zaprowadził nas do salonu - wspomina Iwona.

To tam dowiedziała się, że nie zostanie opiekunką do dzieci. - Zakomunikował mi to kolega Pawała. Ot, tak po prostu. Sucho stwierdził, że będę kur... - mówi. - Myślałam, że to jakiś żart.

Na dzień dobry Iwonie zabrano torebkę z dokumentami i zamknięto w pokoju. Kiedy się postawiła, dostała w twarz. - Byłam tam osiem miesięcy - mówi. - Po pewnym czasie pozwolono mi wychodzić na miasto, ale w towarzystwie koleżanek, z którymi pracowałam. Miały mnie pilnować, oprócz tego zaszantażowano mnie, że jeśli ucieknę, to moja rodzina dowie się, co tu robiłam - mówi.

Kobieta skorzystała jednak z pierwszej nadarzającej się okazji i uciekła z burdelu, poszła na policję. Paweł i jego kolega stanęli przed sądem. Dostali wyroki.

Dziś Iwona apeluje do wszystkich dziewczyn, którym ktoś proponuje pracę za granicą. - Nie bądźcie naiwne - mówi. - Dokładnie sprawdźcie, gdzie jedziecie, poproście też kogoś z rodziny, by was tam odwiózł. Nie popełniajcie mojego błędu.

Niebezpieczna praca za granicą

Horror Karoliny z Brzegu rozpoczął się w 2004 roku. Wtedy to na jednej z imprez poznała 40-letniego dziś Artura B. Mężczyzna był od niej starszy, imponował jej. Razem chodzili na dyskoteki i prywatki, miała nadzieję, że będą parą.

Podczas imprez Artur częstował Karolinę narkotykami. Kiedy nie chciała ich brać, dosypywał je do alkoholu. Artur B. miał zaproponować Karolinie wyjazd na kilka dni do Warszawy. Tam zatrzymali się u Krzysztofa T. Na drugi dzień mężczyzna obudził Karolinę, kazał się ubrać i umalować. - Potem dał mi telefon komórkowy, prezerwatywy i chusteczki - mówiła śledczym Karolina. - Poinformował, że będę pracowała dla niego jako prostytutka.

Za miłość francuską miała brać 40, a za zwykły seks 50 zł. Karolina odmówiła. Wówczas Krzysztof T. miał jej powiedzieć, że zapłacił za nią trzy tysiące złotych i teraz musi te pieniądze mu odpracować.

Podobny los - według śledczych - spotkał inną mieszkankę Brzegu - Iwonę K. Ona Artura B. spotkała na dyskotece. Z czasem mężczyzna zaczął zapraszać ją do domu na imprezy. Tam zmuszał ją do brania narkotyków. Jak zeznali w śledztwie świadkowie, "wręcz faszerował ją narkotykami”. Kiedy nie chciała ich brać, była bita. Jak wynika z aktu oskarżenia, Artur B. kilka razy miał zgwałcić dziewczynę.

Artur zaproponował Iwonie pracę w Warszawie. Dziewczyna zgodziła się, nie wiedząc, co będzie robić. Pojechali do tego samego mieszkania, gdzie trafiła Karolina. Tam również pojawił się Krzysztof T., który oznajmił jej, że będzie prostytutką.

Mieszkanki Brzegu pracowały na trasach wylotowych z Warszawy, w okolicy Magdalenki, Otwocka i Mińska Mazowieckiego.

Na początku 2006 roku obie dziewczyny przyjechały do Brzegu. Tam spotkały się ponownie z Arturem B. Mężczyzna obiecał im pracę w Wiedniu. Obie przystały na propozycję. Według śledczych zostały jednak zawiezione do nocnego klubu w Lubszy pod Brzegiem. Tam kupił je Mirosław W., który, według prokuratury, zajmował się przewozem dziewczyn za granicę. Artur B. miał dostać po 1000 euro za kobietę. Z Lubszy, zamiast do Wiednia, Karolina i Iwona trafiły do jednej z wrocławskich agencji towarzyskich. Tam zostały zamknięte w pokoju. To im się nie spodobało.

Jak wynika z aktu oskarżenia, wyrzuciły więc bagaże przez okno i uciekły - mówi Ewa Kosowska-Korniak z Sądu Okręgowego w Opolu, przed którym toczy się proces Artura B.

W wyniku śledztwa okazało się, że dla tamtejszych gangsterów pracowało 50 kobiet, w tym właśnie dwie mieszkanki Brzegu.

Ofiary handlu ludźmi boją się zeznawać

Ofiary tych przestępstw zazwyczaj nie chcą ich zgłaszać, zeznawać w sądach, ponownie spotykać się ze swoimi oprawcami. - Boją się m.in. tego, jak zareaguje rodzina, znajomi i sąsiedzi, jeśli wyjdzie na jaw, że pracowały jako prostytutki - wyjaśnia inspektor Zbigniew Stawarz, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Opolu do spraw kryminalnych. - I nieważne, że były do tego zmuszane.

Bardzo często bowiem przestępcy robią kobietom kompromitujące zdjęcia, którymi potem je szantażują. Oprócz tego sprzedane dziewczyny boją się też zemsty swoich oprawców. Niesłusznie.

- Ofiary handlu żywym towarem otaczamy opieką i oferujemy pomoc psychologa – mówi policjantka z opolskiej obyczajówki. - Tak naprawdę tylko my możemy je stamtąd wyrwać.

Dobrym przykładem jest tu historia 20-letniej Renaty W. z Prudnika. Była przekonana, że jedzie do pracy jako barmanka. Mężczyzna, który ją przywiózł, zainkasował za to 1,5 tys. zł. Na miejscu okazało się, że dziewczyna nie będzie stała za barem - musiała świadczyć usługi seksualne. Za nieposłuszeństwo była bita, grożono jej. Po pół roku udało się jej uciec.

Zgłosiła się na policję, która oddała ją pod opiekę fundacji La Strada, zajmującej się pomocą dla kobiet zmuszanych do prostytucji. Na podstawie zeznań pokrzywdzonej policja wzięła pod obserwację klub w Kłodzku, i ostatecznie doprowadzono do jego zamknięcia. Trzy zatrzymane na miejscu dziewczyny potwierdziły, że właściciel klubu i jego była żona czerpali korzyści z ich prostytucji. Według wyliczeń prokuratury oboje zarobili na tym ok. 750 tys. zł w ciągu 3 lat. Do aresztu trafił także mężczyzna, który odsprzedał do domu publicznego mieszkankę Prudnika.

Dziewczynom, które zgadzają się na takie życie, najczęściej wydaje się, że to łatwy pieniądz. Tymczasem prostytutki faszerowane są narkotykami, by były bardziej uległe i spełniały zachcianki swoich klientów, są zastraszane przez "opiekunów”, muszą też im oddawać połowę zarobionej doli, a nawet płacić za możliwość mieszkania w agencji.

Przestępcy kobiet do pracy w agencjach towarzyskich szukają przez ogłoszenia w prasie, na swoje ofiary polują w dyskotekach, a nawet na uczelniach. Scenariusz zawsze jest ten sam. Oferują bardzo dobrze płatną pracę, ale co najważniejsze - kandydatka nie musi mieć dobrego wykształcenia, nic nie wspominają też o znajomości języków obcych. Za to powinna być w wieku od 18 do 30 lat.

Walka z handlem ludźmi łatwiejsza

Do 8 września walka z handlem ludźmi była bardzo trudna. - W kodeksie karnym nie było bowiem dokładnie sprecyzowane, co to jest handel ludźmi - mówi komendant Zbigniew Stawarz. - Często zdarzało się tak, że jeśli sądy już skazywały przestępców, to za czerpanie korzyści z nierządu, a nie za handel ludźmi. W takich wypadkach wyroki były raczej symbolicznie.

W środę natomiast weszła w życie nowelizacja kodeksu karnego. Wprowadzona została brakująca definicja handlu ludźmi oraz szczegółowe określenie, jakie zachowania mogą być uznane za te przestępstwo. Zgodnie z nowym prawem pod ten paragraf podpada: werbowanie ludzi, ich transport, dostarczanie, przechowywanie lub przyjmowanie osoby w celu jej wykorzystania (dotyczy różnych form wykorzystania seksualnego, prostytucji, a także przymusowej pracy, żebractwa lub niewolnictwa). Sprawcy grozi kara pozbawienia wolności od 3 do 15 lat.

Źródło: Masz być prostytutką!/www.nto.pl

Czytaj także:
- Tomasz Łapiński: Widzew Łódź ma solidnych bocznych obrońców [wywiad]
- ŁKS Łódź - MKS Kluczbork: wymęczone trzy punkty [zdjęcia]
- IV Salon Artykułów i Usług dla Matki i Dziecka w Hali Expo [zdjęcia]

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!


od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto