Jeśli jednak nie będą zmieniać asortymentu. umowy z nim będą rozwiązywane.
Odwiedziliśmy kilka łódzkich podstawówek i sprawdziliśmy, co sprzedaje się dzieciom.
W SP nr 23 wybór jest ogromny. Na ladzie stoją pudełka wypełnione po brzegi kolorowymi cukierkami. Cała ściana zastawiona jest chipsami i wafelkami. - W naszej szkole stawiamy na edukację, zamiast zakazywać wolimy mówić dzieciom, co jest zdrowe, a co nie- mówi Elżbieta Jankowska-Muzolf, dyrektorka szkoły. - Uczestniczymy w programie "Warzywa i owoce w szkole" oraz "Szklanka mleka", więc dzieci dostają codziennie zdrową żywność - dodaje.
W sklepiku szkolnym w SP nr 160 wybór jest skromniejszy. Głównie gumy do życia i kolorowe napoje. - Dzieci dostają mleko i owoce, żadne nie kupiłoby u mnie banana - tłumaczy ajentka wynajmująca sklepik.
Kontrolerzy NIK w raporcie zarzucają gminom, że nie interesują się tym, co dzieci jedzą w szkole. Wiceprezydent Łodzi Krzysztof Piątkowski podjął jednak walkę ze śmieciowym jedzeniem w szkolnych sklepikach. We wrześniu zaapelował do dyrektorów szkół, aby w umowach ze sklepikarzami zastrzegali sobie prawo do wpływu na asortyment. Czy coś od tego czasu się zmieniło?
- Wyrywkowe kontrole wykazały, że jest lepiej - mówi wiceprezydent Piątkowski. - Wciąż jednak spotykamy się z dużym oporem. Nie przyjmuję jednak tłumaczenia, że ograniczamy wolny rynek. Szkoła to nie jest hipermarket. Tutaj musi być bezpiecznie pod każdym względem - dodaje.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?