W dziurawych butach, poplamionej koszulce, powycieranych spodniach i ze zniszczoną reklamówką odwiedził w sobotę łodzian w ich domach, prosząc o jedzenie. Po trzech godzinach chodzenia od drzwi do drzwi udało mu się dostać: butelkę wody mineralnej, konserwę rybną, pół bochenka chleba, po dwie bułki, parówki i pomidory, pasztet, serek topiony, zupkę chińską i zeschniętą mandarynkę.
Żebraczą pracę reporter rozpoczął w najdłuższym łódzkim bloku przy ul. Julianowskiej 1. Odwiedził 8 z 15 klatek schodowych. Hojnych lokatorów, głównie kobiety, udało się znaleźć w sześciu mieszkaniach. Reakcje pozostałych były różne.
- Nic nie dam - mówił mężczyzna z lokalu na VI piętrze i szybko zatrzasnął drzwi.
- Zjeżdżaj stąd, bo zadzwonię po straż miejską! - krzyczał inny lokator.
Wielu drzwi nie otworzono, choć słychać było, że ktoś podgląda przez wizjer. Ujadające psy budziły strach.
- Pan głodny? - zagadnęła starsza kobieta, która wysiadła z windy na IV piętrze i zauważyła pukającego do drzwi żebraka.
- Coś panu przyniosę - powiedziała i schowała się w domu. Po chwili wysunęła rękę przez lekko uchylone drzwi i dała kilka kromek czerstwego chleba, dwa pomidory i dwie parówki zawinięte w reklamówkę.
Inna, tym razem młoda dziewczyna, przyniosła butelkę wody mineralnej i... chińską zupkę.
Po niemal dwóch godzinach wędrówki po bloku, reporter przeniósł się do pobliskich domków jednorodzinnych z nadzieją, że mieszkańcy bogatych willi będą bardziej ofiarni. Niestety, nie udało się zebrać nic... Większość ludzi w ogóle nie podchodziła do furtek, krzycząc z tarasu lub ogrodu, że jedzenia nie dadzą. Ktoś inny wołał, by wziąć się do roboty, a jeszcze inny udał, że nie widzi i nie słyszy żebraka.
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?