Starszych, najczęściej niedołężnych ludzi przywożą tu rodziny, które pozbywają się ich jak niepotrzebnej rzeczy. Mówią, że tata czy babcia źle się ostatnio czuje, że narzeka na serce, że boją się o jego życie. Lekarze wiedzą, że to tylko udawana troska. Ale nie mogą nic na to poradzić - przyjmują na oddział.
W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Barlickiego to zjawisko znają od lat. - Zaczyna się gdzieś w połowie grudnia - przyznaje dyrektor, prof. Piotr Kuna. - Już teraz nawet korytarze mamy pełne. U starszych osób zawsze znajdą się dolegliwości, które upoważniają do przyjęcia.
W zaawansowanym wieku co drugi pacjent ma wysoki cukier, nadciśnienie, problemy z nerkami czy sercem. Często same rodziny wynajdują różne powody. Mówią na przykład, że chory nie jadł od czterech dni, że ma wysoką gorączkę. - Kiedyś pacjent szybko nam wyzdrowiał - wspomina jedna z pielęgniarek. - Dzwoniliśmy do rodziny, by go zabrała do domu. Nikt nie odbierał telefonu. Po świętach przyszli, jak gdyby nic.
W zeszłym roku pogotowie wezwane zostało 20 grudnia do chorej pacjentki. Miała być osłabiona i rzekomo od kilku dni nic nie jadła. Gdy lekarz dotarł na miejsce, okazało się, że to piękny jednorodzinny dom, w środku była starsza pani, jej córka z mężem i dwójka dzieci. Z boku, przy ścianie, stały spakowane walizki. Młodzi byli już gotowi do wyjazdu na urlop.
Nad "świątecznymi pacjentami" czuwają łódzcy księża i odwiedzają chorych w szpitalu, żeby dać im choć namiastkę rodzinnego ciepła. - To przykre sytuacje, bo jeśli człowiek ma rodzinę, a w święta zostaje sam, to trudno to zrozumieć. Zawsze staramy się zanieść chorym dobre życzenia - mówi o. Paweł Góżyński, dominikanin.
Na Dolnym Śląsku księża podczas mszy będą w tym roku apelować, aby pamiętać o najbliższych, aby wspólnie spędzić Wigilię.
Czy pacjenci zdają sobie sprawę, że to wszystko dzieje się za sprawą ich najbliższych? Część z nich tak. Zdarza się nawet, że trafiają do szpitala z własnej woli, bo nie chcą spędzać świąt samotnie w nieogrzanym i pustym domu. - Takich trudno jest wypisać przed samą Gwiazdką. Często jest tak, że na święta zostają nam pacjenci, którzy mogliby wrócić do siebie, ale nikt tam na nich nie czeka - mówi Adrianna Sikora, rzeczniczka szpitala im. Kopernika.
Każdego roku przed świętami pełne ręce roboty mają również pracownicy domów pomocy. Jerzy Chlebny, dyrektor Domu Pomocy Społecznej "Serce" w Łodzi, zaznacza, że w zeszłym roku z ponad 100 osób przebywających w placówce tylko 4 zostały zabrane do domu przez rodziny. - W tym roku będzie podobnie - mówi dyrektor. - Przykro patrzeć, jak nasi podopieczni czekają na wózkach przed wejściem do budynku i wypatrują rodzin.
Chlebny dodaje, że potem ci ludzie z żalu nie chcą nawet zejść na wspólną wigilię w DPS. - Są u nas 90-latkowie, których dzieci umarły i są skazani na wnuczków, którzy nie zawsze o dziadkach pamiętają.
Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?