Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polonia Warszawa - ŁKS 2:0 (1:0). ŁKS nieco lepiej, ale nadal przegrywa

Marek Kondraciuk
Krzysztof Szymczak
ŁKS wciąż bez punktu i bez gola, a po stronie strat bramkowych trzeba dopisać kolejne 2 oczka. Po raz 6 w historii ełkaesiacy rozpoczynają rozgrywki ekstraklasy od trzech z rzędu porażek, a ostatnio zdarzyło się to w 1980 roku, a więc 31 lat temu (wcześniej 1948, 1951, 1962, 1974), kiedy przegrali w Bydgoszczy z Zawiszą (0:1), u siebie z Legią (1:2) i w Gdyni z Bałtykiem (0:1). Nie była to jak widać tak głęboka zapaść, jak teraz.

Niektórzy żartują, że jest postęp, bo z Lechem w Bełchatowie ŁKS przegrał 0:5, ze Śląskiem we Wrocławiu 0:4, a teraz z Polonią w Warszawie 0:2. Brzmi to może paradoksalnie, ale tym razem rzeczywiście zespół trenera Dariusza Bratkowskiego był bliski remisu, a gra przyniosła nadzieję na wyjście z kryzysu.

Trener Bratkowski dokonał korekt w składzie. Na środek obrony wrócił Michał Łabędzki, a na prawą stronę tej formacji Cezary Stefańczyk, natomiast wreszcie na "swojej" pozycji, w środku drugiej linii wystąpił dotychczasowy lewy obrońca "z przymusu" Bartosz Romańczuk. Były to trafione zmiany, bo wszyscy trzej zagrali solidnie, a Romańczuk był najlepszym zawodnikiem ŁKS w tym spotkaniu.

ŁKS od początku podjął walkę. W 3 minucie silnie strzelił aktywny, śmiało podejmujący pojedynki i dający przykład waleczności Marek Saganowski, ale chybił. Osiem minut później postraszył rywali płaskim strzałem ekspolonista Maciej Bykowski, ale Sebastian Przyrowski pewnie złapał piłkę. W pierwszej fazie gry najwięcej kłopotów sprawiał łodzianom po prawej stronie Grzegorz Bonin, który radził sobie z Piotrem Klepczarkiem, ale później zgasł. W 23 min przeszedł na drugą stronę boiska i płaskim strzałem chciał zaskoczyć Bogusława Wyparłę, ale bramkarz ŁKS w znakomitym stylu odbił piłkę.

Obawialiśmy się o dyspozycję psychiczną Bodzia W., bo choć broni w tym sezonie pewnie, to jednak strata 9 goli w dwóch spotkaniach, mogła zachwiać jego pewnością w grze. Tym razem też nie zawinił straty bramek, ale wciąż jest obawa, czy "nie pęknie", bo licznik pokazuje, że w ostatnich 4 meczach (wliczając kończący sezon I ligi z Flotą 1:5) aż 16 razy musiał wyjmować piłkę z siatki.

ŁKS realizował swój plan do 35 minuty. Wtedy właśnie Bruno Coutinho Martins ruszył środkiem boiska, Dariusz Kłus ku zaskoczeniu odpuścił Brazylijczyka, który potężnym strzałem z lewej nowi trafił w głowę Adamskiego i piłka, myląc Wyparłę znalazła się w siatce.

Po przerwie ŁKS próbował odrobić straty, a Polonia, choć dłużej była w posiadaniu piłki, nie stworzyła ani jednej klarownej sytuacji podbramkowej. Ełkaesiacy natomiast kilkakrotnie zagrozili bramce Przyrowskiego.

W 50 minucie piłę odebrał polonistom były legionista Sebastian Szałachowski, rozegrał z Bykowskim i Saganowskim, ale podanie do Mięciela przeciął warszawski bramkarz. Siedem minut później, Bykowski, po akcji "Sagana", minął Baszczyńskiego , ale skaczący do główki Mięciel faulował. W 74 min łódzki napastnik walczył o piłkę, po dośrodkowaniu Szałachowskiego, ale przegrał pojedynek z byłym łodzianinem Tomasze Jodłowcem. Dwie minuty później Mięciel strzelił silnie, ale trochę za wysoko.

Grę ŁKS próbował porządkować Romańczuk. W końcowej fazie ataków ełkaesiakom brakowało jednak zdecydowania i drapieżności, a może także determinacji i wiary w swoją szansę. Nie potrafili narzucić rywalom swojego stylu gry. Może należało podjąć większe ryzyko w ofensywie, choć w kontekście poprzednich wyników to mogło rodzić obawy w podświadomości podopiecznych trenera Dariusza Bratkowskiego.

Najlepszą sytuację do zdobycia gola łodzianie mieli w 82 minucie. Marcin Mięciel soczystym strzałem omal nie zaskoczył bramkarza Polonii, który odbił piłkę przed siebie. Ani nadbiegający Dariusz Kłus, ani Sebastian Szałachowski nie przejęli jej jednak.

Zamiast 1:1 wkrótce zrobiło się 2:0 dla Polonii. Pechowcem dnia był Marcin Adamski. W 85 min na środek pola karnego zagrał Robert Jeż, ledwie musnął piłkę były ełkaesiak Łukasz Trałka, ale trafiła wprost na głowę Adamskiego i wpadła w okienko bramki Bodzia W.

Po tym samobójczym ciosie ŁKS już się nie podniósł. Punktu znów nie ma, ale jest szczypta optymizmu, bo gra wyglądała już lepiej. Znów jednak ŁKS stracił bramki po błędach, których łatwo można było uniknąć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto