W niedzielę (17 lipca) o godz. 18.30 na numer alarmowy policji zadzwonił mężczyzna i oznajmił, że chce się zabić, gdyż porzuciła go ukochana. W rejon, skąd dzwonił, natychmiast wysłano patrole policji. Niestety, funkcjonariusze nie odnaleźli desperata.
- W tym czasie zastępca dyżurnego usiłował skontaktować się z niedoszłym samobójcą oddzwaniając na numer, z którego telefonował. Początkowo odrzucał on połączenia, jednak policjant nie poddawał się. W końcu mężczyzna odebrał. Policjant ustalił jak nazywa się mężczyzna i wysłuchał, jak przez łzy opowiada o swoich problemach. Za każdym razem połączenia były krótkie, gdyż mężczyzna szybko się rozłączał i nie odbierał telefonu. Zastępca dyżurnego postanowił zadzwonić ze swojego prywatnego telefonu licząc, że desperat widząc inny numer ponownie odbierze połączenie. Tak też się stało - informuje aspirant Aneta Sobieraj z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Podczas rozmowy asp. Andrzej Kozłowski usłyszał, że w pobliżu desperata przejeżdża karetka na sygnale, którą wkrótce usłyszał za oknem. W ten sposób domyślił się, że desperat jest w pobliżu. Policjant wyczuł, że zdobywa zaufanie rozmówcy. Dlatego zaproponował, że przyjedzie do niego swoim prywatnym autem, tak aby mogli się spotkać nie budząc sensacji i dyskretnie porozmawiać w cztery oczy. Desperat zgodził się i wyjaśnił, że siedzi w swoim volkswagenie na parkingu w pobliżu skrzyżowania ul. Narutowicza i Sienkiewicza. Tam obaj spotkali się i porozmawiali. 57-latek przyznał, że chciał jechać do Andrzejowa i rzucić się pod pociąg.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?