Zarządzono więc ewakuację pracowników portu z terminala numer 1. Istniało ryzyko, ż opóźnią się wieczorne loty, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Policyjni pirotechnicy w plecaku znaleźli ubrania i lekarstwa. Nie było w nim dokumentów, ale i tak trafił w ręce właściciela. Zapominalski nie może się jednak wyłącznie cieszyć odzyskaniem swoich rzeczy, gdyż słono go to kosztowało. Za gapiostwo zapłacił mandat.
Informacja o porzuconym na przystanku plecaku do pracowników lotniska trafiła przed godz. 18. Akcja była natychmiastowa.
- Ewakuowani zostali kontrolerzy lotu, pracownicy restauracji, ale na terminalu 1 nie było pasażerów - mówi Katarzyna Dobrowolska, rzecznik łódzkiego lotniska. - Cała akcja trwała ok. 40 minut, tyle zajął przyjazd specjalistów i zabezpieczenie pakunku. Okazało się, że w plecaku nie ma niczego, co zagrażałoby bezpieczeństwu i pracowników i pasażerów. Nie musieliśmy więc odwoływać lotów.
Na lotnisko zostali wezwani pirotechnicy z miejskiej komendy policji w Łodzi.
- Szczegółowe oględziny pozwoliły stwierdzić, że w plecaku znajdowały się ubrania i lekarstwa - informuje podinspektor Magdalena Zielińska, rzecznik łódzkiej policji. - Wkrótce po tym zdarzeniu na lotnisko zadzwonił właściciel plecaka, z pytaniem, czy go tutaj nie zostawił. Odebrał rzeczy, ale musi zapłacić mandat w wysokości 500 zł, gdyż tak wynika z prawa lotniczego.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
