MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na Kaukaz motocyklem, czyli górska przygoda Bogusi i Kuby

Emilia Białecka *Emkanabe*
Emilia Białecka *Emkanabe*
Poznali Rosjan i Kabardyno-Bałkarów, spali pod szczytami gór i pili śnieg. Bogusia i Kuba spędzili miesiąc na Kaukazie, dokąd wybrali się motocyklem.

Para łodzian - Bogusia Dzikowska (26 lat) i Kuba Jeż (29 lat) miesiąc urlopu spędzili na Kaukazie. - Mieliśmy plan na wakacje, by pochodzić po górach. Kaukaz wybraliśmy właśnie z powodu fajnych gór, gdzie można zobaczyć trochę więcej niż w Tatrach - mówi Kuba. - Poza tym chcieliśmy się przekonać na własnej skórze, co tam ludzi tak ciągnie - wyznaje. Jako środek lokomocji wybrali motocykl - Africa Twin. Jak wyjaśnia Kuba, to najlepszy motocykl na taką wyprawę, między innymi ze względu na prostą konstrukcję. O tym, czy wyprawa dojdzie do skutku przekonali się niedługo przed planowaną datą wyjazdu, kiedy w końcu otrzymali wszelkie niezbędne zezwolenia. Dojechanie na miejsce zajęło im cztery dni.

Weryfikacja stereotypów

Zapytani o obawy związane z tą wyprawą, Bogusia bez chwili zawahania mówi, że nie miała żadnych. Jak się później okazało Kaukaz faktycznie nie jest taki straszny jak go malują...

- Krążą rozmaite stereotypy o Rosji, o poruszaniu się po niej i o bezpieczeństwie na jej terenie, ale przyzwyczailiśmy się do tego, że stereotypy są tylko stereotypami i nie należy za bardzo wierzyć w to, co ludzie opowiadają. Jak wygląda świat trzeba się przekonać samemu - mówi Bogusia.

Jeszcze zanim dojechali na miejsce, mieli okazję obcować z rosyjską policją i poznać panujące na drodze zwyczaje. Wybierając się na własną rękę do Rosji warto mieć przy sobie drobne dolary - ale w papierku, nie w bilonie - mówi Kuba i zdradza: - To na ewentualne kontrole policyjne. - Ale też nie należy się ich zbytnio obawiać. Nam się zdarzyło dwa razy - dodaje Bogusia, a Kuba kończy: - i raz praktycznie wyłudzili od nas łapówkę. Jak opowiadają, pierwsza kontrola przydarzyła im się już w strefie przygranicznej i ich zdaniem była zupełnie nieuzasadniona. Zapłacili wtedy 20 dolarów. - Nie mieliśmy wtedy drobniejszych pieniędzy, a możliwe, że chcieliby jeszcze mniej, choć zaczęło się od 300 dolarów - śmieje się Kuba. Za drugim razem zostali zatrzymani za przekroczenie prędkości. Jechali wtedy w strefie zabudowanej o 40 km za szybko, ale jak mówi Kuba, w porównaniu z polskimi warunkami, mandat był mały. Zapłacili w przeliczeniu na złotówki - 50 złotych. Mimo tego oboje dobrze wspominają rosyjską policję. Jak mówią, potraktowali ich z przymrożeniem oka.

Dzikie życie w górach

Kiedy dotarli do bazy w dolinie Bezingi, stacjonujący tam ratownicy byli zdziwieni na widok ich środka lokomocji. - Powiedzieli, że pierwszy raz ktoś do nich dojechał na motocyklu - wspomina Kuba. - To była faktycznie taka górska droga - z przejazdami przez strumienie i wysokie ściany halne, a z drugiej strony przepaście - obrazuje Kuba. - No, te ostatnie 10 kilometrów było na prawdę emocjonujące - przyznaje Bogusia. Podjazdy ważącym około 300 kg motocyklem nie należały do najłatwiejszych. Jak wspominają, zdarzyło im się nawet kilkakrotnie przewrócić. - Na szczęście były to statyczne upadki, właśnie podczas mozolnych podjazdów - uspokaja Bogusia.

Motor idealnym środkiem lokomocji
Nocleg z pięknym widokiem

Na miesięczny pobyt w górach zabrali ze sobą spory bagaż. - Mieliśmy bardzo dużo sprzętu turystycznego. Wzięliśmy ze sobą kuchenkę, menażki - gotowaliśmy sobie sami - mówi Bogusia. - Jedzenia nie braliśmy, bo jedzenie tam jest tańsze niż w Polsce - wtrąca Kuba. Jak podkreśla Bogusia, dzięki temu, że mieli ze sobą cały dobytek, rozbijali namiot tam, gdzie im się podobało. Jak opowiada, kiedy zabrakło im wody, roztapiali śnieg. - Ale to chyba normalne, bo nie da się zabrać ze sobą tyle płynu, żeby starczyło na dłuższą wędrówkę i nocleg w górach - zapewnia. Jak dodaje Kuba, na trzech - czterech tysiącach metrów nie ma już praktycznie strumieni, więc trzeba ten śnieg topić do picia.

W schronisku w dolinie Bezingi zostawiali motocykl i na kilka dni wypuszczali się w góry. Tam wiedli prawdziwie dzikie życie - choć jak przekonuje Bogusia - na swojej drodze nie napotkali żadnych trudności. - Sielanka - śmieje się Bogusia. - Przynajmniej w naszej skali - dodaje Kuba. Oboje są pogodni i ciekawi świata. Nie straszne im warunki atmosferyczne, nieznajomość terenu czy też wysiłek fizyczny. - Były to super beztroskie wakacje. Bodajże drugiego dnia zupełnie straciliśmy poczucie czasu, nie wiedzieliśmy jaki jest dzień tygodnia. Ciągłe niespodzianki, ciągle coś nowego, emocjonującego. A jak wjechaliśmy do doliny Baksanu, to wydawało się, że nic piękniejszego na świecie zobaczyć nie można, po czym pojechaliśmy do doliny Bezingi i okazało się, że się zupełnie myliłam. To w zasadzie było najprzyjemniejsze - kwituje Bogusia.

Skrócona aklimatyzacja i nocna wspinaczka na Elbrus

Jak mówią, na najwyższy szczyt Kaukazu weszli ze swoją autorską klimatyzacją. Aby wejść na tak dużą wysokość, jaką jest ponad 5,5 tysiąca metrów, trzeba się do tego przygotować. - Ogólnie mówią, że potrzeba 4-5 dni, żeby wejść na wierzchołek i te pierwsze cztery dni to jest wchodzenie stopniowe - najpierw na mniej więcej 2,5 tysiąca metrów, a następnie zejście na dół, żeby na niższej wysokości spędzić noc. Potem znowu wchodzi się trochę wyżej i znowu schodzi się na dół. Teorii na temat aklimatyzacji jest bardzo wiele, ale my mieliśmy swoją - zdradza Kuba.

Piękne górskie widokiNa szczycie

Pierwszy nocleg zrobili sobie na 4 tysiącach metrów przy schronisku 'Priut 11'. Następny dzień - jak opowiadają - przeleżeli cały w namiocie. Dopiero wieczorem wyszli na dwugodzinny spacer, z którego z powrotem wrócili na nocleg i zameldowali ratownikom, że wczesnym porankiem wychodzą na szczyt. O godzinie 3 ruszyli. Jak wspomina Kuba, cały szlak był oznaczony, więc widoczność była dobra. - Było biało dookoła, także wszystko było widać tak jak w szary dzień - mówi. - W nocy jest na pewno zimniej i troszeczkę brakuje tych widoków, ale z kolei wschód słońca jest niesamowity - podkreśla różnice między wchodzeniem w dzień i w nocy Bogusia. Na szczyt weszli w 12 godzin, zejście zajęło im o wiele mniej czasu. - Wysokość robi swoje i z tego powodu idzie się bardzo powoli - mówi Kuba. Jak przestrzega, takie wysokości mogą być dla człowieka niebezpieczne. - Na tej wysokości wszystko jest inne. Zwłaszcza, jeśli ktoś ma mniejszą sprawność i źle się czuje. Również percepcja jest nieco zaburzona. - Po naszej jednodniowej aklimatyzacji bliżej szczytu byliśmy bardzo zmęczeni, ale spotkaliśmy Polaków, którzy zrobili aklimatyzację tak jak bozia przykazała, ale za to cały czas ich głowa bolała, więc nie wiem co gorsze - zastanawia się Bogusia.

Cieśla, który pozował do zdjęcia tylko z "mutulką"

Wśród zalet Kaukazu, zaraz obok niezwykłych widoków, na liście Bogusi i Kuby są spotkania z ludźmi. Na swej drodze spotkali zarówno Rosjan, jak i Kabardyno-Bałkarów (Kabardyno-Bałkaria jest republiką wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej, która leży w zachodniej części Kaukazu Północnego* przypis red.). Choć, jak opowiada Bogusia, Kabardyno-Bałkarzy na każdym kroku podkreślają swoją odrębność od Rosji, są otwartymi i serdecznymi ludźmi. Podobnie zresztą jak Rosjanie. - Jeżeli chodzi o takie poczucie etnicznej odrębności, Bałkarzy podkreślają je na każdym kroku, od małego. Już taki mały chłopiec mnie pouczał, że on nie mówi po rosyjsku, on mówi po bałkarsku. Jego ojciec jest Bałkarem i on także - wspomina Bogusia.

Jak uspokajają wszystkich, którzy obawiają się bariery językowej, w rejonach Kaukazu można porozumieć się po Polsku. - Wtrącaliśmy jedynie kilka nauczonych podczas podróży słów. Nauczyliśmy się odczytywać litery w ciągu kilku dni... ze znaków drogowych - mówi Bogusia.

Z cieślą i "mutulką"Z rosyjskim marynarzem

Spotkania z "tubylcami" wspominają mile. Swoją gościnność okazał im m.in. rosyjski marynarz, który służył w Polsce, czy też nawet sami ratownicy górscy, którzy przywitali ich kaszą i spirytusem. Zaprzyjaźnili się także z pewnym cieślą, który pracował w dolinie Bezingi, a po pracy relaksował się wraz z kompanem nad rzeką. - Jak się dowiedzieli, że jesteśmy z "Polszy", to od razu zaprosili nas na trunek - śmieje się Kuba. - I zaraz do tej wódki była baranina i ser, i chleb - wspomina Bogusia. - Na propozycję wspólnego zdjęcia powiedział, żebym wyjął z tyłu samochodu karabin - bo jak zdjęcia, to z "mutulką" - tak na niego mówił - opowiadają z uśmiechem.

Miękkie lądowanie i marzenia o kolejnych wyprawach

Mimo tak długiego pobytu, powrót nie był dla nich bolesny. Po pierwsze dlatego, że był stopniowy - w drodze powrotnej wstąpili jeszcze do znajomych, do Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a po drugie nie straszny był im także powrót do pracy. - Wróciłam do szpitala, więc powiedzmy z jednej pasji weszłam w następną - mówi Bogusia, która jest na stażu w szpitalu.

Kuba i Bogusia poznali się na szpitalnym oddziale ratunkowym. Jak się wkrótce okazało, łączy ich nie tylko medycyna, lecz także między innymi: zamiłowanie do gór, wycieczek, czy też roweru. Bogusia marzy o wyprawach na misje humanitarne, które są spełnieniem jej wszystkich pasji. Jedną ma już za sobą - w Afganistanie. Kuba również chciał na nią jechać, ale zatrzymały go uczelniane sprawy. Następnej z pewnością nie przepuści. Jednak zanim będą mieli okazję do kolejnej misji, zapewne wybiorą się na nie jedną wyprawę. - Jest jeszcze wiele miejsc, w których nas jeszcze nie było - rozmarzyła się Bogusia. Wspólnie chcieliby odwiedzić Bajkał, Mongolię, Islandię, Meksyk, Indie...

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!


Zobacz też na MM Łódź

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Koniec sprawy Assange'a. Ugoda z USA zapewnia mu wolność

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto