Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hipermarketów grzechy główne

(ćma)
W ostatnich latach na handlowo-usługowej mapie Łodzi pojawiło się 16 hipermarketów, powstanie jeszcze 13 innych. Jedni mówią, że zachodnie koncerny ożywiły handel i przyczyniły się do zmniejszenia bezrobocia, a inni, że ...

W ostatnich latach na handlowo-usługowej mapie Łodzi pojawiło się 16 hipermarketów, powstanie jeszcze 13 innych. Jedni mówią, że zachodnie koncerny ożywiły handel i przyczyniły się do zmniejszenia bezrobocia, a inni, że wykorzystują trudną sytuację na rynku pracy łamiąc przy tym podstawowe prawa pracowników.

Obcokrajowcy „na czarno”

Pierwszym hipermarketem w Łodzi był „Carrefour”. Swoją działalność rozpoczął 19 listopada 1997 roku. Pomysł jednak zrodził się dwa lata wcześniej w Krakowie. W mieszkaniu hrabiego Antoniego Potockiego zawiązano spółkę „Oskar”, w której skład wchodził wspomniany hrabia i „Carrefour Nederland BV” z siedzibą w Amsterdamie (Potocki był udziałowcem, a w zarządzie zasiadali Francuzi). W Krakowie była siedziba „Oskara”, a cała administracja znajdowała się w Warszawie. Mimo że „Carrefour” funkcjonował w Łodzi (jako pierwszy w Polsce), to składki ubezpieczeniowe na ZUS i podatki były naliczane w stolicy, a płacone w podwawelskim grodzie. Jedyna korzyść dla Łodzi to wpływy z podatku od nieruchomości i nowe miejsca pracy. Chociaż z tym ostatnim jest różnie.

Na samym początku „Carrefour” zatrudniał 532 osoby (większość pracowała w łódzkim sklepie). Po pięciu miesiącach hipermarket przy ul. Kolumny odwiedzili inspektorzy z Działu Kontroli Zatrudnienia Powiatowego Urzędu Pracy. Okazało się, że ścisłe kierownictwo czyli dyrektorzy i księgowy (obcokrajowcy) mieli zgodę na pracę, ale w Krakowie i Warszawie. Ujawniono również, że 39 innych
osób jednocześnie pracowało i figurowało w rejestrach jako bezrobotni.

W związku z naruszeniem przepisów ustawy o zatrudnieniu i przeciwdziałaniu bezrobociu wobec Francuzów skierowano wnioski o ukaranie do kolegium ds. wykroczeń.

Ówczesny dyrektor Jean Pierre P. za zatrudnianie bezrobotnych, cudzoziemców (sam też nie miał zgody na pracę) został ukarany grzywną w wysokości 300 zł. Wobec pozostałych obcokrajowców sprawy się przedawniły i nie ponieśli oni żadnych konsekwencji.

Podczas kolejnej kontroli w tym markecie w marcu br. nie zgadzały się zezwolenia i zgody z zawartymi umowami o pracę u dwóch cudzoziemców - dyrektora i szefa sektora przemysłowego. Zatrudnienie zmniejszyło się o 200 osób.

W marcu br. inspektorzy z urzędu pracy skontrolowali także „Jumbo” przy ul. Przybyszewskiego, którego właścicielem jest Portugalczyk, a powstała w 1995 roku firma „Jeronimo Martins Dystrybucja” mieści się w Poznaniu.

W Łodzi „Jumbo” działa od 1998 roku. Na początku zatrudniało 450 osób w tym czterech cudzoziemców - jednego Francuza i trzech Portugalczyków. I podobnie jak to było w „Carrefourze” wszyscy mieli zezwolenia na pracę w Poznaniu, a mieszkali i pracowali w Łodzi. Konsekwencje ponieśli jednak surowsze. Ponieważ podjęli pracę na innych warunkach niż zostały im wskazane w zezwoleniu dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Poznaniu cofnął wszystkim zgodę na pracę w Polsce. W Łodzi już ich nie ma, prawdopodobnie w kraju również. Dostało się także kierownikowi działu kadr, który stanął przed kolegium ds. wykroczeń.

W „Geancie” przy al. Piłsudskiego nie stwierdzono nieprawidłowości, bo Francuzi znaleźli na to sposób. Mają zgodę na pracę w Warszawie, ale gdyby ktoś spytał ich co robią w łódzkim sklepie, zawsze są w stanie okazać wystawioną delegację.

Przeterminowane i źle oznakowane

Łódzkie hipermarkety systematycznie odwiedzają także inspektorzy z Państwowej Inspekcji Handlowej i Państwowej Inspekcji Pracy. Ci pierwsi w ostatnim kwartale skontrolowali branżę spożywczą i przemysłową w pięciu marketach. W sumie wycofano z nich 43 partie towarów przeterminowanych (m.in. salami, sery, wyroby cukiernicze, koncentraty, mięso mielone). W dwóch sklepach stwierdzono, że pochodzące z importu piwo i wino (79 partii) nie miało oznaczeń w języku polskim. W dwóch innych wyroby tytoniowe były sprzedawane po cenach wyższych niż ceny wydrukowane na opakowaniu przez producenta, a w kolejnym ujawniono, że na opakowaniach owoców suszonych nie było określonej masy netto i adresu producenta. W sumie na 130 przebadanych towarów na dwóch ceny były wyższe w kasie niż na półce.

W efekcie pracownicy PIH skierowali wnioski do kolegium za brak oznaczeń w języku polskim, nałożyli 7 mandatów karnych za towary przeterminowane oraz niewłaściwie oznakowane i w dwóch przypadkach (dotyczących cen na papierosach) powiadomili urząd skarbowy.

Również spośród artykułów przemysłowych PIH wycofał ze sprzedaży do czasu usunięcia nieprawidłowości 56 partii wyrobów kosmetycznych, chemicznych, sprzętu agd, sportowego i zabawek za ponad 46 tys. zł. Główną przyczyną były nieprawidłowe oznaczenia towarów, brak atestów, przekroczenie terminów przydatności.

Wykorzystują biedę

Nieprzestrzeganie przepisów o czasie pracy, brak ewidencji czasu pracy, przekraczanie dobowego limitu godzin nadliczbowych, niewypłacanie lub zaniżanie wynagrodzeń za godziny nadliczbowe i nieprzetrzeganie przepisów dotyczących urlopów wypoczynkowych - to nieprawidłowości z jakimi najczęściej spotykają się w hipermarketach inspektorzy z Państwowej Inspekcji Pracy.

Stwierdzane są również błędy w regulaminach pracy i wynagrodzeń, w sferze warunków pracy (przy transporcie i składowaniu materiałów), w stanie środowiska pracy i zaplecza higieniczno-sanitarnego, a także w organizacji służb bhp i szkoleniach z tego zakresu.

W hipermarketach podstawowy personel zarabia niewiele (m.in. kasjerka na pełen etat ma 700-800 zł). Umowy są często podpisywane na pół lub trzy czwarte etatu. Często po okresie próbnym następuje wymiana kadry. Ostatnio w modzie są umowy zlecenia, szczególnie właśnie dla kasjerek. Te młodsze, gdy jest przestój, czasami muszą wcielać się w role „wrotkarek”. Często zdarza się, że zgodnie z umową powinny pracować cztery godziny, a faktycznie pracują po osiem lub dwanaście. Jeżeli mają umowę na pół etatu, nie przysługuje im wtedy 15-minutowa przerwa. Za nadgodziny pracodawcy płacą albo nie. Podczas kontroli PIP okazało się, że w jednym hipermarkecie tylko jednej pracownicy nie zapłacono za nadgodziny, które uzbierała w ciągu trzech miesięcy ponad 350 zł. W innym sklepie przed otwarciem kierowniczka stoiska pracowała bez przerwy 40,5 godziny, a zapłacono jej tak jakby pracowała dwa razy po 8 godzin!

Można by tak wymieniać bez końca. Zachodnie koncerny są jednak głuche na krytykę. Płacą kary i dalej robią swoje...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto