Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwa wspaniałe koncerty Watersa w Łodzi

Dariusz Pawłowski
Najważniejsze było widowisko, które wbije w fotel i przesłanie, które widz zabierze ze sobą
Najważniejsze było widowisko, które wbije w fotel i przesłanie, które widz zabierze ze sobą fot. Grzegorz Gałaisński
O godzinie 21.07 w ścianie pojawiła się ostatnia cegła. Tak spełniło się marzenie Rogera Watersa o odgrodzeniu się od widowni murem.

Tak też spełniło się marzenie polskiej publiczności o zobaczeniu na własne oczy niezwykłego widowiska wymyślonego ponad trzydzieści lat temu przez byłego lidera legendarnych Pink Floydów. A wszystko to stało się w Łodzi!

Czytaj także: Roger Waters zagrał w Łodzi

"The Wall" to dla miłośników tego typu muzyki jedno z najważniejszych dokonań w historii rocka. Album doskonale znany, przesłuchany na wszystkie strony, wyobraźnią związany z fenomenalnymi animacjami Geralda Scarfe'a z pamiętnego filmu "Pink Floyd: The Wall" Alana Parkera. W dodatku album wsparty wizją koncertu-spektaklu, na zrealizowanie którego dla Watersa zawsze było za mało możliwości technicznych, a o którym w Polsce mogliśmy tylko pomarzyć. Nic dziwnego, że wizytę artysty z tym niezwykłym programem potraktowaliśmy w kraju jak wydarzenie nie tylko tego roku.

Zobacz serwis: Roger Waters w Łodzi

Waters podszedł do "The Wall 2010/2011" bardzo współcześnie, być może nawet wyznaczając nowe standardy wielkich, masowych koncertów. Muzyka nie jest już wartością samą w sobie, nawet jeśli jest wielka. Widzowie ją znają i chcą usłyszeć to, co znają. Muzyka zatem jest elementem istotnym, ale jest odtwarzana; nie jest jej celem zaskakiwanie, wytrącanie z nastroju nowinkami, ale ma dać przyjemność z usłyszenia tego, co się lubi. Ma też bezbłędnie brzmieć (jeśli po występach Watersa ktoś wciąż twierdzi, że Atlas Areny nie da się doskonale nagłośnić, to znaczy, że nie ma uszu), nawet jeśli w zamian nie wszystko będzie można wykonywać na żywo, bez wsparcia "puszki". Liczy się widowisko, które wbije w fotel i przesłanie, które widz zabierze ze sobą do domu. Te dwa elementy Waters przygotował w swoim patetycznym, acz perfekcyjnym stylu.

Artysta dosłownie wypełnił być może najważniejsze przykazanie show businessu, że najpierw ma nastąpić trzęsienie ziemi, a potem napięcie musi stopniowo rosnąć. Dlatego gdy zaczął od "In The Flesh" i ironicznego pytania: "czy myślisz, słoneczko, że przyszedłeś na kolejny koncert?", rozpętał kanonadę eksplozji, fajerwerków, świateł i rozbił samolot o wielki mur budowany cegła po cegle przez całą pierwszą część koncertu. Wyprowadził na scenę gigantyczne figury niszczącego jakąkolwiek wrażliwość i indywidualność nauczyciela, podcinającej skrzydła swoją nadopiekuńczością matki, krwiożerczej żony-modliszki. Wypuścił nad głowy widzów wielkiego wieprza symbolizującego masowych konsumentów i flagi z godłem przedstawiającym skrzyżowane młoty.

Największe rzeczy działy się jednak na murze, a możliwości wizualizacji, które przyniosła współczesna technika, okazały się tak niesamowite, że nie dziwię się, iż Waters zdecydował się stworzyć to show. Show wstrząsające, które dowiodło, że pacyfistyczne i głęboko humanistyczne przesłanie największego dzieła Watersa nic nie straciło, a wręcz zyskało na aktualności. Kiedy karabiny zastąpiły banknoty, a równie silne totalitaryzmom ideologii, religii i armii okazują się totalitaryzmy korporacji, mediów, polityki i popkultury, codziennie ktoś buduje mur. Tylko coraz słabiej to dostrzegamy...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto