Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z polityki zagranicznej Łodzi niewiele wynikało. Czy ekipa Zdanowskiej będzie skuteczniejsza?

Monika Pawlak
170 podróży Jerzego Kropiwnickiego to rekord, który trudno będzie pobić. Ale urzędująca obecnie Hanna Zdanowska - póki co - nie ma zamiaru iść w ślady swojego poprzednika. I dobrze.
170 podróży Jerzego Kropiwnickiego to rekord, który trudno będzie pobić. Ale urzędująca obecnie Hanna Zdanowska - póki co - nie ma zamiaru iść w ślady swojego poprzednika. I dobrze. fot. Krzysztof Szymczak
Prezydent Hanna Zdanowska właśnie wróciła z trzeciej w kadencji podróży zagranicznej. Tym razem była w Stanach Zjednoczonych, gdzie spotkała się z Frankiem Gehrym i Davidem Lynchem, kluczowymi partnerami Łodzi przy realizacji projektu Nowego Centrum Łodzi.

Wcześniej była też w Cannes na Międzynarodowych Targach Nieruchomości, a w drodze powrotnej do Łodzi zrobiła krótki przystanek w Marsylii, gdzie obejrzała jak funkcjonuje tamtejsza, najnowocześniejsza na świecie, spalarnia odpadów. I jeszcze Barcelona, gdzie prezydent Zdanowska uczestniczyła w spotkaniu stowarzyszenia ACTE, do którego zapisał Łódź były prezydent Jerzy Kropiwnicki.

Co z tej - krótkiej dość - wyliczanki wynika? Na razie tylko tyle, że obecna prezydent Łodzi nie zamierza zamykać się w swoim gabinecie przy Piotrkowskiej 104 i sprowadzać polityki zagranicznej miasta do wymiany kurtuazyjnych listów, maili czy przyjmowaniu zagranicznych delegacji, które akurat do Łodzi przyjadą. Na zaproszenie niekoniecznie tylko miasta. Ale to dobra okazja, by zastanowić się czy prezydenckie wojaże są w ogóle miastu potrzebne? Inaczej mówiąc: co już wynika lub może wyniknąć z tego, że urzędujący prezydent będzie realizował politykę zagraniczną na szczeblu samorządowym poprzez wyjazdy.

Politykę zagraniczną Łodzi poprzez rozliczne wyjazdy zapoczątkował i z uporem godnym lepszej sprawy realizował prezydent Jerzy Kropiwnicki. W niespełna osiem lat urzędowania zaliczył blisko 170 wojaży, co można spokojnie uznać za rekord, który jeszcze długo nie zostanie pobity, o ile w ogóle kiedykolwiek komukolwiek uda się ten wynik powielić. Nie od rzeczy będzie dodać, że Jerzy Kropiwnicki w końcu "zapłacił" za to wojażowanie urzędem, bo jednym z powodów zorganizowania referendum była właśnie zbyt duża liczba dni spędzonych na podróżowaniu, nie na zarządzaniu miastem.

Ale nie miało to - jak się okazuje - żadnego wpływu na opinię, jaką w kwestii prezydenckich podróży ma Jerzy Kropiwnicki. Nadal uważa, że prezydent jeździć musi, a świadczy o tym nie tak dawny wpis na prezydenckim blogu: "siedzenie za biurkiem w Łodzi to nie jest dobra strategia na promocję naszego miasta wśród tych, którzy mogą tu przywieźć pieniądze i stworzyć miejsca pracy". W ten sposób były prezydent Łodzi skomentował doniesienia prasowe na temat podróży obecnych władz miasta.

Zgodnie ze swoją filozofią Jerzy Kropiwnicki jeździł: gdzie się dało, kiedy tylko się dało i pod każdym możliwym pretekstem. Do Brukseli jako reprezentant Uni Metropolii Polskich w Komitecie Regionów. Do Izraela najpierw w ramach ocieplania, a właściwie nawiązywania stosunków łódzko-izraelskich i poprawiania wizerunku Łodzi. Później z zaproszeniami na obchody kolejnych rocznic likwidacji getta w Łodzi oraz na izraelskie obchody tychże rocznic. Z misjami "kulturalno-gospodarczymi" do łódzkich miast partnerskich, ale też do Izraela, Syrii i Libanu. Z misjami "naukowo-dydaktycznymi" do Malezji i Singapuru. Na różnego rodzaju targi do Moskwy, Berlina i Cannes. Do Stanów Zjednoczonych m.in. na spotkania z tamtejszymi przedstawicielami diaspory żydowskiej. Do Irlandii, Kanady i wielu innych miejsc, które trudno dokładnie zliczyć, a co dopiero wymienić.

Doprawdy trudno nie dostrzec, że sam prezydent doprowadził tą swoją politykę zagraniczną do groteski. Tak, groteski, bo ani liczba tych wojaży, ani ich oficjalne powody czy też argumenty mające przekonać przeciwników prezydenta do zasadności wyjazdów, w żaden sposób ich nie uzasadniały. A jakie były to powody czy argumenty?

Promowanie miasta na arenie europejskiej i międzynarodowej, bo - według byłego prezydenta Łódź nie istniała na mapach Europy i świata. Winni byli oczywiście jego poprzednicy, którzy nie podróżowali, bo nie znali języków obcych, co z lubością powtarzał Jerzy Kropiwnicki przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszły do tego jeszcze argumenty o promocji Łodzi jako kandydata do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016 czy odbywających się w Łodzi mistrzostw Europy siatkarek. Kolejnym powodem podróży prezydenckich miały być inwestycje, a wraz z nimi miejsca pracy oraz hojne dofinansowania miejskich inwestycji pieniędzmi Uni Europejskiej. A co rzeczywiście Łódź miala z tych podróży?

Według samego prezydenta i jego służb prasowych - wiele. A co dokładnie? Efektem podróży do USA była fabryka Della w Łodzi. Co prawda prof. Stefan Krajewski mówił, że największą zasługę w ściągnięciu komputerowego koncernu do Łodzi ma premier Marek Belka, ale sam Jerzy Kropiwnicki upiera się, że to efekt jego osobistych kontaktów i spotkań. Kolejny sukces to tania linia lotnicza Ryanair, która tak naprawdą pomogła uruchomić w Łodzi lotnisko. To "załatwił" były prezydent podczas wyjazdu do Irlandii.

Podróże do Izraela zaowocowały z kolei prywatnymi darczyńcami, którzy wspierali budowę w Łodzi pomnika Stacji Radegast oraz hojność Mordehaja Zissera, biznesmena z Izraela, który współfinansuje (po połowie) z miastem budowę Centrum Dialogu. I jeszcze wzrost ruchu turystycznego w Łodzi, zgłoszenie kandydatury naszego miasta do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, wreszcie fundusze unijne na dofinansowanie miejskich inwestycji komunalnych. Te ostatnie - według służb prasowych byłego prezydenta - były efektem wyjazdów Jerzego Kropiwnickiego do Brukseli.

Brukseli warto poświęcić kilka zdań, bo Jerzy Kropiwnicki podróżował tam chyba najczęściej. Ale nie z organizowanymi przez siebie misjami "gospodarczo-kulturalnymi", ale jako reprezentant Unii Metropolii Polskich, z ramienia której zasiadał w prezydium Komitetu Regionów. Funkcja to prestiżowa na pewno, ale ciśnie się na usta pytanie: dla kogo prestiżowa? No właśnie, Jerzy Kropiwnicki uważał, że dla miasta, jego zwolennicy również.

A co z tego miała Łódź? Ano nic, bo tłumaczenia, że na tym forum zapadają decyzje o unijnych regulacjach prawnych, a były prezydent stał na straży, by były one korzystne dla samorządów, czyli dla Łodzi, zakrawają trochę na dorabianie ideologii do nie istniejących faktów. Podobnie jak argument - powtarzany przez byłego prezydenta i jego zwolenników - iż wyjazdy do Brukseli zaowocowały dużymi dotacjami unijnymi dla łódzkich inwestycji. Prawdą jest, że Łódź za prezydentury Jerzego Kropiwnickiego zdobyła spore kwoty na różnego rodzaju inwestycje choćby 330 mln na rozbudowę sieci wodno-kanalizacyjnej czy 110 mln na budowę Łódzkiego Tramwaju Regionalnego, by wymienić te najważniejsze. Ale było to zasługą dobrze wypełnionych wniosków o dofinansowanie i samych inwestycji wpisujących się w różnego rodzaju unijne projekty, a nie wyjazdów prezydenta do Brukseli czy zasiadaniu przez niego w Komitecie Regionów.

Równie naciągana była teza o promowaniu Łodzi na forum Unii Europejskiej podczas organizowanych przez prezydenta Kropiwnickiego polskich wigilii w Brukseli. Dlaczego? Ano dlatego, że na tych wieczorach pojawiał się co najwyżej drugi, jeśli nie trzeci garnitur unijnych dyplomatów. Tak wynika z relacji tych, którzy tam bywali, choć zarówno służby prasowe jak i sam były prezydent powtarzali, że wieczór cieszy się ogromnym zainteresowaniem, a chętni niemal ustawiają się w kolejce byle dostać zaproszenie. Skoro tak było, to po co jechała na te wigilie armia magistrackich urzędników różnych szczebli? Chyba po to, by nie było pustych miejsc przy stołach, bo innego wytłumaczenia nie znajduję.

A co Łódź miała z rozlicznych wyjazdów prezydenta i jego świty do Izraela? Nie licząc darczyńców wspierających różne formy upamiętniania w Łodzi ofiar łódzkiego getta czy prywatnych pieniędzy Mordehaja Zissera na budowę Centrum Dialogu - nic. Żaden poważny biznesmen z Izraela nie zdecydował się na jakąkolwiek inwestycję w Łodzi, a w każdym razie nic na ten temat nie wiadomo.

Z wyjazdami do Izraela łączy się też niezwykle delikatna kwestia związana z obchodami rocznic likwidacji Litzmannstadt Ghetto. Tu znów Jerzy Kropiwnicki przypisuje wszystkie zasługi wyłącznie sobie i nie zamierzam z tym dyskutować. Tak, to były prezydent zadbał, by ten drażliwy fragment historii Łodzi wydobyć z zapomnienia i chwała mu za to. Ale znów dobry i słuszny w założeniach plan odbudowy stosunków łódzko-żydowskich został z czasem zamieniony w groteskową czasami promocję osoby samego prezydenta. Z roku na rok coraz mniej ważni w tym wszystkim byli ci, którzy najważniejsi być powinni czyli Żydzi ocalali z koszmaru getta oraz ich potomkowie. Na pierwszym planie coraz częściej pojawiał się były prezydent czy to prowadząc marsz pamięci, czy to składając kwiaty czy wreszcie przemawiając...

Obecna prezydent Hanna Zdanowska wyznaje zgoła inną filozofię realizowania polityki zagranicznej miasta. Najkrócej mówiąc sprowadza się ona do wyjazdów, ale tylko tam, gdzie obecność prezydenta jest niezbędna. Póki co słowa dotrzymuje, bo wyjeżdżała ledwie trzy razy i doprawdy trudno uznać te wojaże za bezzasadne. Na targach w Cannes Łodzi nie było przez lata, zatem obecność prezydenta była tam jak najbardziej na miejscu, zwłaszcza, że o wiele ważniejsze od samych targów mogą się okazać rozwiązania w dziedzinie budownictwa, jakie udało się podpatrzeć. I nieformalne rozmowy prowadzone przy takich okazjach. Przystanek w Marsylii i oglądanie spalarni odpadów też trudno uznać za fanaberię, biorąc pod uwagę, że Łódź poważnie przymierza się do budowy takiej saplarni, a jak już budować to nowocześnie.

Wyjazd do USA - niemiłosiernie krytykowany przez lewicową opozycję - również się broni. Skoro Hanna Zdanowska chce realizować projekt Nowego Centrum Łodzi, a inwestycja obrosła tyloma nieporozumieniami, to trzeba było pojechać i je wyjaśnić. Trzeba jasno powiedzieć: to Łódź jest petentem, jednym z wielu, u słynnego architekta Franka Gehrego czy reżysera Davida Lyncha - nie odwrotnie. I jeśli chce się cokolwiek robić z partnerami takiego formatu, to nie da się tego załatwić za pośrednictwem mejli, pism czy telefonów. Stowarzyszenie ACTE, do którego należy Łódź, skupia miasta i gminy niegdyś słynące z przemysłu włókienniczego. Członkostwo Łódź zawdzięcza Jerzemu Kropiwnickiemu, ale chyba warto je kontynuować, skoro w Barcelonie Hanna Zdanowska promowała m.in. łódzki Fashion Week. To sztandarowa impreza odbywająca się w naszym mieście i należy ją propagować na każdym forum.

Z czwórki wiceprezydentów podróżował dotąd tylko Marek Cieślak, właśnie jest w Chinach, gdzie wspólnie z delegacją Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej szuka inwestorów dla Łodzi. Cieślak ma tam również zaplanowane spotkanie z biznesem zainteresowanym łódzkim lotniskiem. Na razie trudno tę eskapadę ocenić, bo nie wiadomo, co konkretnego przywiezie z Chin wiceprezydent Cieślak. Zatem poczekajmy z ewentualną krytyką na efekty.

Reasumując trzeba powiedzieć, że wyjazdy prezydenta to dobry pomysł na realizowanie polityki zagranicznej Łodzi. Ale te wyjazdy muszą być ściśle racjonowane. Od prezentowania oferty miasta na różnych forach są merytoryczni urzędnicy. Do nich należy też wymyślanie i wdrażanie strategii promujących miasto. Prezydent jest potrzebny w spotkaniach z inwestorami, na prestiżowych targach i imprezach. Tyle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto