Mecz idealnie rozpoczął się dla Widzewa, który już w czwartej minucie prowadził 1:0. Po rzucie rożnym do piłki dopadł Princewill Okachi i pokonał Jakuba Słowika. Gol Okachiego nieco zdeprymował rywali, ale ci i tak próbowali wyrównać. Najlepszą okazję ku temu mieli już w drugiej połowie, gdy w dobrej sytuacji znalazł się Koreańczyk Min Kyun Kim. Z jedenastu metrów nie trafił jednak w bramkę.
Przez cały mecz nie było wątpliwości, że to widzewiacy są w lepszej formie. Świetnie grający Bartłomiej Kasprzak, waleczni Princewill Okachi, czy Bartłomiej Pawłowski i wreszcie defensywa, grająca jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Jagielonii nie pomogli nawet Tomasz Frankowski i Euzebiusz Smolarek, którzy weszli w drugiej połowie.
Znacznie skuteczniejszą zmianę dał za to widzewiak Mariusz Stępiński, który wszedł na boisko po przerwie i w 61. minucie wykazał się wielkim sprytem, zdobywając drugiego gola. Kolejnego gola Widzew mógł zdobyć po kapitalnym uderzeniu z dystansu Michała Płotki, jednak piłka odbiła się od słupka. Kilka minut później Łukasz Broź dopadł do zagranej pietą (!) przez Krystiana Nowaka piłki i Widzew wygrywał już 3:0.
Wygrana z Jagiellonią wprowadza uspokojenie w szeregi kibiców Widzewa, bo przecież łódzki zespół nad przedostatnim w tabeli Podbeskidziem Bielsko-Biała ma już osiem punktów przewagi. Teoretycznie wciąż może spaść jeszcze z ekstraklasy, ale musiałby się zdarzyć cud. Na Widzew można jednak patrzeć tym bardziej spokojnie, gdy przeanalizuje się grę tej drużyny w spotkaniu z Jagiellonią. Tak dobrze grający zespół po prostu z ekstraklasy spaść nie może...
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?