Zdecydowana większość słuchaczy Primy nie ma pojęcia, że stają się bohaterami filmów.
- Przypadkiem zauważyłem oko kamery, ale nie każdy jest taki bystry - mówi nam jeden ze słuchaczy Primy. - Nikt nie wspominał nam o nagrywaniu zajęć. Nie było o tym słowa w umowie ze szkołą, którą podpisujemy przed nowym rokiem nauki.
Krzysztof Rymarek, szef Primy, nie chciał rozmawiać na temat swojego pomysłu.
- To wewnętrzna sprawa szkoły - rzucił tylko przez telefon, gdy chcieliśmy go zapytać, w jakim celu filmowane są zajęcia i z zachowaniem jakich środków bezpieczeństwa nagrania są potem przechowywane.
Prima chwali się, że jest najstarszą prywatną łódzką szkołą językową. Istnieje od 1988 r. A od kiedy nagrywa słuchaczy? Poznanie odpowiedzi na to pytanie w poniedziałek okazało się niemożliwe, mimo że po południu sekretariat szkoły zapowiedział, że Prima jednak odpowie na nasze pytania.
Część wątpliwości rozwiewa krótka wzmianka na stronie internetowej szkoły na temat nadzoru nad lektorami. Okazuje się, że w Primie pracuje czterech metodyków, a każdy z nich "za pośrednictwem systemu kamer umieszczonych w salach" może przeprowadzać "częste hospitacje", z których sporządzany jest protokół. Gdy zapytaliśmy w innych łódzkich szkołach o "filmowane hospitacje", reakcje były pełne zdumienia.
- To byłaby inwigilacja - mówi wprost Joanna Owczarek ze szkoły Oxford Centre.- My stosujemy inne metody hospitacji. Pracę lektora sprawdza metodyk, który wchodzi na lekcje i uważnie obserwuje, co się dzieje. Potem dzieli się swoimi uwagami z lektorem, omawia jego pracę. To w zupełności wystarczy, aby sprawdzić poziom kształcenia.
Tego samego zdania jest Robert Stańczyk ze szkoły językowej Progress.
- Hospitacje zajęć odbywają się u nas w szkole trzy razy w semestrze. Poza tym jeśli pojawi się jakiś problem, słuchacze mogą anonimowo wypełniać ankiety. My wtedy, jeśli zachodzi potrzeba, natychmiast interweniujemy.
Lektorzy z innych łódzkich szkół językowych są zdumieni pomysłem Primy. Podkreślają, że szkoły kontrolują swoich pracowników nie tylko przez system hospitacji.
- Pracowałem w jednej ze szkół w Łodzi, w której dyrektor podsłuchiwał pod drzwiami - przyznaje Piotr Maszewski, lektor języka angielskiego. - Jednak nikt mnie nigdy nie nagrywał. Uważam, że jeśli uczniowie nie wiedzą, że są nagrywani, to szkoła zwyczajnie ich oszukuje.
To nie pierwszy przypadek w Łodzi, gdy klient firmy nie wie, że jej dyrekcja obserwuje go przez kamery. W 2008 r. "Dziennik Łódzki" odkrył, że restauracja "Chłopskie Jadło" umieściła kamery w salach dla gości. Goście też nie byli informowani, że są filmowani.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?