Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na Pomorskiej prąd z latarni poraził panią i zabił psa!

(kz)
Mąż rannej kobiety pokazuje latarnię, przy której doszło do dramatu. Poniżej porażony prądem owczarek.
Mąż rannej kobiety pokazuje latarnię, przy której doszło do dramatu. Poniżej porażony prądem owczarek. archiwum
Iza Czerwińska wracała wieczorem ze spaceru z psem. Na ul. Pomorskiej przy ul. Giewont jej suka Wega weszła w kałużę koło latarni i padła porażona prądem.

Pani Iza zawdzięcza życie tylko temu, że miała na nogach turystyczne buty z grubą gumową podeszwą.

Na ul. Pomorskiej, przy ul. Giewont, prąd zasilający uliczną latarnię poraził owczarka niemieckiego, a chwilę później ratującą go właścicielkę. Pies, a właściwie suka o imieniu Wega, zginął na miejscu. Izę Czerwińską uratowały buty na grubych podeszwach. Przeżyła porażenie, ale przebywa w szpitalu.

Do tragedii doszło w środę wieczorem, około godziny 20.

- Byłyśmy z Wegą na długim spacerze. Wracałyśmy do domu. Na ul. Pomorskiej nie ma w tym miejscu chodnika, szłyśmy więc skrajem jezdni. Gdy z przodu nadjechał samochód, Wega zeszła z ulicy w kałużę pod latarnią, zaskowyczała i przewróciła się. Nie wiedziałam, co się stało. Próbowałam ją podnieść - w tym momencie poczułam szarpnięcie koło serca. Dopiero później skojarzyłam, że musiał mnie porazić prąd - opowiada pani Iza.

Kobieta natychmiast zadzwoniła po męża, który po przyjeździe na miejsce wezwał policję i pogotowie energetyczne.

- Gdy oświetlałem miejsce, gdzie leżała Wega, woda w kałuży aż parowała - mówi Mariusz Czerwiński. - Pracownik pogotowia energetycznego sprawdził próbnikiem, że napięcie było nawet na wysokości półtora metra na betonowym słupie latarni!

Ani policjanci, ani energetycy nie zainteresowali się stanem kobiety, która była w silnym szoku. Państwo Czerwińscy zabrali martwego psa i pojechali do domu.

- Prawie całą noc żona nie spała, odczuwała silny ucisk w klatce piersiowej, drętwiała jej ręka - wspomina Mariusz Czerwiński. - Rano zawiozłem ją do szpitala przy pl. Hallera.

- Lekarze od razu stwierdzili, że mam silne zaburzenia pracy serca i trafiłam na oddział intensywnej terapii - mówi pani Iza.

W piątek kobieta została przeniesiona na ogólną salę, ale praca jej serca cały czas jest monitorowana. Ma też podłączoną kroplówkę. Iza Czerwińska jest przekonana, że przeżyła tylko dlatego, że na nogach miała buty turystyczne z grubą gumową podeszwą.

Za stan latarni odpowiedzialna jest Polska Grupa Energetyczna Dystrybucja, Oddział Łódź Miasto.

- Zaistniałe zdarzenie jest nieszczęśliwym wypadkiem, który nie był możliwy do przewidzenia. Jego przyczyny są szczegółowo badane - informuje Anna Chwiejczak, rzecznik prasowy PGE. - Brygada pogotowia energetycznego stwierdziła, że przyczyną porażenia psa było uszkodzenie przewodu ochronnego latarni. Rano następnego dnia brygada utrzymania wymieniła przewód uziemiający. Aktualnie lampa nie stwarza zagrożenia i jest czynna.

Rzecznik informuje, że po wypadku firma prowadzi kontrolę słupów, nie tylko przy ul. Pomorskiej.

Według relacji Mariusza Czerwińskiego, wypadek zlekceważyli też policjanci.

- Gdy chciałem ich poinformować, że w wyniku porażenia żona jest w szpitalu, poradzili, by zgłosiła się, jak wyzdrowieje... - mówi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto