Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódzka scena rockowa, część 1 - Wstęp

wowarz
wowarz
Nowy cykl artykułów, którego "odcinek" pierwszy niniejszym mam przyjemność zaprezentować, ma na celu przybliżenie naszej rodzimej sceny rockowej, ukazaniu jej tradycji, potencjału.

Razem spróbujemy przyjrzeć się zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości, a czasem wybiegniemy nawet w przyszłość. Zapraszam!

Lata 60. - Trubadurzy

Łódź, w przeciwieństwie do miast południowej i północnej Polski, nigdy nie posiadała w przeszłości bardzo bogatych tradycji "rockowych", na co z pewnością wpływ wywarł ściśle określony, przemysłowy charakter miasta. W latach 60, gdy na terenie naszego kraju powstawały liczne big bitowe zespoły (Skaldowie, Dżamble, Blackout, Alibabki, Czerwone Gitary, Niebiesko-Czarni) my posiadaliśmy jedynie skromną reprezentację w postaci Trubadurów.

Proszę mi wybaczyć użycie przymiotnika "skromny" w zestawieniu z zespołem, który odcisnął znaczące piętno na ówczesnej polskiej muzyce rozrywkowej, ale jakby nie patrzeć był to tylko jedyny łódzki zespół w gąszczu wielu innych rozpoczynających swoją karierę na wodach big-bitu. "Nie ilość, a jakość!" - mogą wykrzyknąć niektórzy. Oczywiście będą mieli rację, ale przypominam, że rozpatrujemy sprawę w odniesieniu do muzyki rockowej, a daleki jestem od postawienia tezy, by Trubadurzy w jakiś znaczący sposób wpłynęli na dalszy jej rozwój. Jasne - możemy upierać się, iż kontrowersyjne, jak na tamte czasy, zachowania, wypowiedzi muzyków, czy też bujne włosy Krzysztofa Krawczyka kształtowały nowy styl, modę, lecz ja wolałbym jednak skupić się na dźwiękach. A one docierały głównie z północy i z południa.

Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby pewnego dnia urodzony w Łodzi Franciszek Walicki, uważany za ojca big-bitu i rocka, nie wyjechał z naszego miasta. Kto wie, czy to właśnie Łódź nie stałaby się sercem nowych muzycznych trendów. Cóż - szczęście przypadło północy (Sopot - pierwszy festiwal muzyki jazzowej, Gdańsk - zespoły Rhytm & Blues, Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni). Nam przyszło poczekać jeszcze dobrych parę lat...

Rockowisko

Ale warto było. Warto było, by przez pięć lat móc cieszyć się jednym z ważniejszych festiwali rockowych w Polsce. A do takich niewątpliwe należało odbywające się w Hali Sportowej w latach 1980-85 Rockowisko. Organizacja tak dużej imprezy bardzo korzystnie wpłynęła na kondycję miejscowej sceny muzycznej. Powstawać zaczęło coraz więcej młodych zespołów, których marzeniem było zwyciężyć w przyszłości w Przeglądzie Łódzkich

Grup Rockowych (pierwsza część festiwalu) i stanąć na scenie obok takich gwiazd jak Perfect, czy TSA. Udało się to między innymi grupom takim jak Sekta, TNT, Pająk. Z niewiadomych względów słuch jednak szybko o nich zaginął. Jedyna formacja, o której z pomocą znajomego (dzięki Szymon!), udało mi się znaleźć bardziej szczegółowe informacje, nosiła nazwę Brak, istniała przez trzy lata (1980-1983) i dwukrotnie wystąpiła podczas łódzkiej imprezy.

Rok 1985 okazał się być ostatnim dla Rockowiska. Skojarzenie "Łódź - rock" przestało mieć rację bytu. Trudno zatem było się spodziewać, by jakakolwiek miejscowa grupa, jeśli nie zrobiła tego w doskonałym ku temu okresie 1980-85, wypłynęła po tym okresie na szersze, ogólnopolskie wody. Dżem, SBB, Breakout, Maanam, Republika, Turbo, Kasa Chorych, Oddział Zamknięty, Lombard - dlaczego w grupie tych wielkich zespołów zabrakło miejsce na choćby jeden łódzki akcent?

Nie chce mi się wierzyć, by sprawa rozbijała się wyłącznie o umiejętności techniczne. Skłaniam się raczej ku hipotezie, że zwyczajnie zabrakło siły przebicia, która w gąszczu nowo powstających zespołów była niezbędna. I tu pojawia się kolejne pytanie - co sprawiło, że w Łodzi nie ukształtowała się żadna niezwykła osobowość (mówię tylko i wyłącznie o kręgach ściśle związanych z muzyką rockową) wyróżniająca się spośród tłumu? Po części mogło to być związane z wszechobecną w naszym mieście codziennością. Przędzalnie, tkalnie, fabryki, dym i smog... Niewątpliwie takie środowisko nie sprzyjało rozwojowi "artystycznych" dusz. Lecz czy taka rzeczywistość dotyczyła tylko Łodzi? Czy tylko Łódź pozostawała wiecznie szarą, brudną i zaniedbaną? Oczywiście, że nie! Utnijmy zatem na razie nasze dywagacje, które mogłyby stanowić obfity materiał na odrębny artykuł, a skupmy się na faktach.

Lata 90. - Hedone i Sacriversum

Do pierwszych łódzkich zespołów, o których zrobiło się głośniej na polskim rynku, należą założone w 1992 roku Hedone i Sacriversum. Nie będę wdawał się w szczegóły, jako że ma być to tylko artykuł wstępny (kolejne, ukazujące się w odstępie tygodniowym traktować będą szczegółowo o poszczególnych grupach - zaczniemy oczywiście od tych najstarszych).

Rok 1995 przyniósł założenie przez dobrze znanego dziś łódzkiego dziennikarza muzycznego, a jednocześnie perkusistę Sławomira Maciasa zespołu Pig Bit, wpisującego się w stylistykę bluesową. Osiągnął on sporą popularność, wydając pierwszą "łódzką" płytę długogrającą z muzyką rhytm & blues. Myślę, że warto jeszcze wspomnieć o powstałej w roku 1997 formacji GOLEM, która bardzo prężnie działała do marca 2005 r. Niestety po tym czasie na ich stronie internetowej przestały ukazywać się jakiekolwiek newsy.

1998 - Coma

Do jednej z ważniejszych dat w historii łódzkiej sceny rockowej należy niewątpliwie czerwiec roku 1998. Wtedy to powstaje, mająca przynieść w przyszłości rozgłos naszemu miastu, Coma. Debiutancki album zespołu "Pierwsze wyjście z mroku" wydany zostaje dopiero po 6 latach działalności - w maju 2004 r, lecz okazuje się być strzałem w dziesiątkę.

Łódź ma się nareszcie czym poszcycić! Muzyka tworzona przez grupę, mimo swego przytłaczającego, mrocznego, melancholijnego wydźwięku, zdobywa bardzo szybko ogromną popularność na terenie całego kraju. I nagle okazuje się, że wszystkie młode zespoły chcą grać, brzmieć jak Coma. Ale to już kwestia, którą zajmiemy się w artykule ściśle związanym z zespołem. Na razie wystarczy powiedzieć, iż wywarł on ogromny wpływ na liczne, nowo powstające w tamtym czasie grupy.

Normalsi

Tylko o rok młodsi od Comy są Normalsi, którzy swój debiutancki album wydali w roku 2005. Nastrojem, ich muzyka przypomina dokonania starszych kolegów - jest równie melancholijnie, przygnębiająco. Niewątpliwie właśnie z tego względu zespół pozostaje w cieniu Comy, która swoją silną pozycję zbudowała na ówczesnej oryginalności. Całkiem prawdopodobnym jest, że gdyby to Normalsi zaistnieli na rynku jako pierwsi, znaleźliby się na miejscu swoich kolegów, których na wspólnych trasach przychodzi im dziś supportować.

Na sporządzonej przeze mnie liście rodzimych zespołów znajdują się jeszcze 23 pozycje. Są to bardziej lub mniej znane składy, formujące się po roku 1998. Zarys ich twórczości, biografie, osiągnięcia starał będę się przybliżać w kolejnych częściach "Łódzkiej sceny rockowej". W najbliższym czasie jednak, jak już pisałem wcześniej, sięgnę głębiej w przeszłość. Zatem do "przeczytania" za tydzień.

Pozdrawiam,
Wojciech Wawrzak

MM Łódź patronuje:


MMŁódź poleca:

Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz nadsyłania zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich eMeMki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje Miasto.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto