Zgodnie z zapowiedzią trener ełkaesiaków Michał Probierz zdecydował się na wiele zmian w podstawowym składzie swojej drużyny. W porównaniu do niedawnego meczu ligowego w wyjściowej jedenastce pojawiło się ledwie dwóch zawodników, którzy rozpoczynali mecz z Górnikiem Zabrze. Byli to Agwan Papikyan i Michał Łabędzki. Pierwszy z nich miał jednak ogromnego pecha, bo już w 23 minucie z powodu urazu żeber musiał opuścić boisko. Wypada mieć nadzieję, że uraz nie jest poważny i zawodnik zdoła się wykurować do sobotniego meczu ekstraklasy z Zagłębiem Lubin.
Pucharowy mecz miał być szansą dla dublerów. Trudno jednak przypuszczać, aby któryś ze zmienników oczarował umiejętnościami szkoleniowca i tym samym zyskał szansę, by w kolejnym meczu ekstraklasy wskoczyć do składu. Kilku zawodników zagrało na zupełnie nowych pozycjach. Bartosz Romańczuk wypełniał zadania lewego obrońcy, a Radosław Pruchnik stopera. Bez wątpienia Probierz musi szukać dla nich innych pozycji na boisku, bo na tych na pewno nie czuli się najlepiej. W środku pola grał Tomasz Nowak, ale on także nie jest piłkarzem, który nada dynamiki i wniesie oczekiwaną jakość do akcji ełkaesiaków. Po prostu ma zbyt małe umiejętności, aby powierzyć mu kierowanie poczynaniami ofensywnymi drużyny.
Z bardzo ambitnej strony zaprezentował się Przemysław Kita. Przy każdej okazji podejmował próby przeprowadzenia szybkich akcji, jednak osamotniony w pierwszej linii nie mógł wiele zdziałać.
Pierwsze pół godziny spotkania nie przyniosło niemal żadnych emocji. Gra toczyła się głównie w środku pola, a jej tempo było raczej wakacyjne. Obydwie drużyny nie przejawiały wielkiej inicjatywy, toteż nie ma się co dziwić, że kibice nudzili się setnie. Pierwszy strzał oddali ełkaesiacy, ale uderzenie Macieja Bykowskiego w 28 minucie nie mogło zaskoczyć bramkarza Ruchu. Chwilę później groźnie było na przedpolu ŁKS, kiedy to po dośrodkowaniu Piecha z prawej strony Bogusław Wyparło niepewnie interweniował. Później znów z boiska wiało nudą. Dopiero przed przerwą trybuny się ożywiły. Akcję zainicjował Kita i podał do Dariusza Kłusa. Ten dokładnie dośrodkował w pole karne, ale stojący tyłem do bramki Ruchu Marcin Smoliński nie zdołał przyjąć piłki i skończyło się na strachu gospodarzy.
Druga część spotkania była nieznacznie dynamiczniejsza, ale także i ona nie obfitowała w podbramkowe sytuacje. W 53 minucie gospodarze wyprowadzili dynamiczną kontrę. Do boju ruszył Piech, którego nie potrafi dogonić Pruchnik. Zawodnik Ruchu wpadł w pole karne, silne uderzył, ale doskonale spisał się Wyparło, wybijając piłkę zmierzającą w kierunku siatki. Także kilka minut później górą był popularny Bodzio W., który pewnie obronił silny strzał Zieńczuka. Po 90 minutach bramek nie było i sędzia zarządził dogrywkę.
W 95 minucie łodzianie powinni prowadzić. Sędzia po faulu na Bykowskim odgwizdał rzut karny. Niestety, Nowak nie potrafił go zamienić na bramkę! Jedenastkę obronił Pesković.
Ruch w doliczonym czasie pierwszej połowy dogrywki zdobył gola, wykorzystując słabość łódzkiej defensywy. Zieńczuk dobrze zagrał do Abbotta, a ten z bliska pokonał Wyparłę.
ŁKS - Ruch Chorzów 0:1
Gol: 0:1 - Abbott (105+1)
Żółte kartki: Nowak, Kłus, Bykowski (ŁKS ), Grodzicki (Ruch).
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów: 5 tys.
Mecz rozegrano w Chorzowie na prośbę łodzian, którzy formalnie byli gospodarzem spotkania.
ŁKS: Wyparło - Stefańczyk, Łabędzki, Pruchnik, Romańczuk - Papikyan (24, Pękała, 113, Kubicki), Kłus, Nowak, Smoliński, Bykowski - Kita (68, Salski).
Ruch Chorzów: Pesković - Burliga, Grodzicki, Stawarczyk, Szyndrowski - Smektała (74, Jankowski), Lisowski (65, Grzelak), Malinowski (94, Straka), Abbott, Zieńczuk - Piech.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?