Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kultura: Podsumowanie roku 2009 w kinie [rozmowa]

Łukasz Grzesiczak
Łukasz Grzesiczak
Ten rok wpisuje się bardzo dobrze w tendencję widoczną w kinie ostatnich lat, które nie zaskakuje nas jakimiś arcydziełami, za to dużo jest filmów "średniaków".

Umówiliśmy się w "Cafe Wolność" przy placu Wolności. Z widokiem na ostatnie poprawki sylwestrowej sceny mieliśmy porozmawiać o filmach. Niestety gwar panujący w lokalu uniemożliwił mi odpalenie dyktafonu. Przenieśliśmy się do "Jazzgi". Tu okoliczności bardziej sprzyjały rozmowie. W towarzystwie głównych rekwizytów - dwóch piw oraz wiśniówki z lodem (podanej nie w „szocie”, ale w szklance) - moi rozmówcy, łódzcy filmoznawcy, dokonali podsumowania mijającego roku 2009 w kinie.
MM Łódź: To był dobry rok dla kina?

Ewa Ciszewska: Całkiem niezły, ale bez jakiś rewelacji. "Slumdog. Milioner: z ulicy" przyniósł wiele satysfakcji przeciętnemu widzowi, ale tych bardziej wymagających już nie do końca zadowolił. Na kilka filmów naprawdę warto było iść do kina, choćby na "Bękarty wojny". Wreszcie z przyjemnością obejrzałam polskie filmy, których jakość jest dosyć wysoka.

Michał Dondzik: Jak dla mnie, ten rok wpisuje się bardzo dobrze w tendencję widoczną w kinie ostatnich lat, które nie zaskakuje nas jakimiś arcydziełami, za to dużo jest filmów "średniaków". Ten rok jest też porażką wielkich mistrzów jak Allen, Almodovar, już nie mówiąc o filmie Larsa von Tiera.

Ewa Ciszewska: Zgodzę się, że nazwiska, na które czekaliśmy, w większości zawiodły. David Fincher i jego "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" to wyjątkowo nieudany film. Almodovar z sezonu na sezon traci formę. Nie zawiódł mnie Wody Allen. "Vicky Cristina Barcelona" trzyma poziom i otrzymujemy od Allena to, czego się po nim spodziewaliśmy.

Miłe zaskoczenie ostatniego roku?

Michał Dondzik: Jest kilka takich filmów, które sprawiły mi naprawdę wiele przyjemności. Jednak nie są to arcydzieła, które przejdą do historii kina. Miłą niespodzianką, po kilku słabszych filmach jak choćby "Kill Bill", są "Bękarty wojny". To film, na który warto było iść do kina i mieć w swoich zbiorach.

Ewa Ciszewska: Mnie zaskoczył niewielki środkowoeuropejski film "Bracia Karamazow" Zelenki. To naprawdę ciekawa rzecz.

Michał Dondzik: Nikt do końca nie wiedział, co to jest za film, a jego kampania reklamowa była bardzo skromna. Przegapiłem ten obraz i gdybym nie obejrzał go wcześniej na festiwalu, nie wiedziałbym nawet o jego istnieniu.

Jesteśmy świadkami odrodzenia polskiego kina?

Michał Dondzik: Na początku trzeba zadać pytanie, do którego okresu ma się odradzać? Polemizowałbym z tezą o wielkim odrodzeniu kina i z poczuciem, które zostało stworzone przez wielu krytyków po Festiwali w Gdyni. Na uwagę zasługuje "Wojna polsko-ruska", która jest interesującym filmem Xawerego Żuławskiego po niezbyt udanym debiucie. Nie czuje się, że jest to typowy polski film – z kiepskim dźwiękiem, sztuczną grą aktorów, słabym montażem. Natomiast, co do innych filmów, zachowałbym pewien sceptycyzm. Dla mnie ważnym filmem tego roku jest "Generał Nil", który nie zdobył - poza złotą szablą,na "Military Camera" - żadnej ważnej nagrody. Być może niektórym nie odpowiada pokazywanie takich postaci jak generał Fieldorf. To ważny film z wybitną rolą Olgierda Łukasiewicza.

Ewa Ciszewska: Dwa ostatnie lata to jest dobry czas dla polskiego kina. Myślę, że wreszcie doceniono w polskim kinie rolę scenarzysty. W Szkole Filmowej dopiero niedawno powstał kierunek scenariopisarstwo, wcześniej trzeba było jeździć do czeskiej Pragi, by uczyć się tego fachu.

A reklamowany "Dom zły”? To dobry film?

Michał Dondzik: Mam wrażenie, że w "Domu złym" reżyser przekroczył pewną granicę - natężenie brudu, zła i pijaństwa jest nie do wytrzymania. Być może twórca miał dobry pomysł, jednak - być może ze względu na skromność budżetu - nie jest to tak udany jak jego wcześniejsze "Wesele".

Ewa Ciszewska: Dla mnie jest to bardzo dobry film, ale mam z nim pewien problem – mało komu chciałabym go pokazać. Nie obejrzę go z mamą, ciocią, a jednak dla mnie kino to sytuacja społeczna. Lubię z kimś pójść do kina, z kimś o filmie porozmawiać, komuś film polecić.

Jak w zeszłym roku miała się filmowa Łódź?

Ewa Ciszewska: Końcówka roku nie świadczyła najlepiej o filmowej Łodzi. Całe zamieszanie wokół filmowego centrum nie napawa optymizmem. Jeśli chodzi o wkład łódzkich filmowców, czy łódzkie imprezy filmowe jest całkiem nieźle. Nie myślę tu tylko o Plus Camerimage. Jest festiwal filmów animowanych Animator, były też nowe imprezy jak Miastograf, podczas którego pokazano wszystkie filmy dokumentalne Andrzeja Barta, dotychczas szczelnie zamknięte w archiwach łódzkiej TVP.
W 2009 roku obchodziliśmy jubileusz 60-lecia Wytwórni Filmów Oświatowych - bardzo ważnej instytucji dla całej łódzkiej kinematografii, która posiada ogromne archiwum. Wielkim problemem jest fakt, że te archiwa nie są w pełni zdigitalizowane.

Michał Dondzik: Warto wspomnieć o ponownych narodzinach Kina "Polonia", które zorganizowało tutejszą edycje festiwalu „Sputnik nad Łodzią” oraz zajęło się projekcjami towarzyszącymi Plus Camerimage, podczas których zupełnie za darmo można było zobaczyć wiele dokumentów i filmów krótkometrażowych. Myślę, że cały czas centrum filmowych wydarzeń jest Muzeum Kinematografii, które poza działalnością stricte wystawienniczą, realizuje wiele ciekawych imprez.

Ewa Ciszewska: Kino "Polonia" przeszło w ręce Stowarzyszenia Filmowców Polskich i skupia się na prezentacji kina polskiego. Widać, że zdobywa swoją publiczność. Łodzianie wiedzą, że jeśli chcą zobaczyć dobry polski film, to powinni udać się właśnie tam.

Michał Dondzik: Należy wspomnieć także o wyjątkowym w skali kraju przedsięwzięciu Kina "Charlie", które zorganizowało imprezę "Kino na cenzurowanym". W jej ramach łodzianie mogli spotkać się między innymi z Agnieszką Holland, Grzegorzem Królikiewiczem. To ważny projekt i mam nadzieję, że będzie kontynuowany w tej czy innej formie.

Ewa Ciszewska: Kino "Cytryna", kultowe miejsce na mapie filmowej Łodzi, do którego ludzie często przychodzili nie tylko dla filmu, ale także po to, by pobyć w przyjaznym miejscu, zmieniło siedzibę i przeniosło się na ulicę Pomorską. Współpracuje teraz z Uniwersytetem Łódzkim. Wciąż istnieje najdłużej działające kino w Łodzi - "Tatry". To dobrze, że w naszym mieście działa jeszcze kilka kin jednosalowych, które mają swoją wierną publiczność. To tam dzieją się najciekawsze filmowe rzeczy w Łodzi.

Wysłuchał i spisał Łukasz Grzesiczak

Ewa Ciszewska - filmoznawczyni, prowadzi zajęcia na kulturoznawstwie UŁ, mieszka w Łodzi.

Michał Dondziak - filmoznawca, mieszka w Łodzi.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto