MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ełkaesiacy przegrali z MKS-em Dąbrowa Górnicza w historycznym meczu

Redakcja
Koszykarze ŁKS-u nie sprostali MKS-owi w pierwszym meczu o 3. miejsce w lidze. Historyczne spotkanie w Atlas Arenie przegrali 63:73.

- Gra na takich obiektach, to jest coś wspaniałego dla każdego sportowca - po spotkaniu nie krył satysfakcji Krzysztof Morawiec. Najstarszy zawodnik łódzkiego zespołu był też pierwszym Ełkaesiakiem, który rzucił ligowe punkty w Atlas Arenie. Jego "trójka" wpadła jednak dopiero po czterech minutach gry. Wcześniej biało-czerwono-biali razili nieskutecznością, zarówno z dystansu, jak i spod samego kosza. - Wczoraj przeprowadziliśmy tutaj zaledwie jeden trening. Jest różnica między małymi i wielkimi halami – inna wysokość i szerokość obiektu - nie ukrywał Morawiec. - Ale na pewno nie jest to wytłumaczeniem naszej słabszej dyspozycji - dodał historyczny strzelec.

Seria MKS-u

W tak dużym obiekcie początkowo najlepiej czuł się Marek Piechowicz. Zawodnik gości zdobył w pierwszej części gry 8 punktów. Po fatalnym rozpoczęciu, nasi zawodnicy zaczęli trafiać coraz więcej i po pierwszej kwarcie przegrywali tylko 14:15, choć przez chwilę było już 14:11.

Przyjezdni, oprócz zdobycia czterech ostatnich punktów pierwszej kwarty, również w drugich dziesięciu minutach kontynuowali serię punktową. Łącznie zdobyli 13 "oczek" i gospodarze przegrywali na początku drugiej kwarty już 14:24. W czasie, gdy nasi koszykarze tracili kolejne kosze, to ich kibice bawili się świetnie, rozciągając wielką flagę na cały sektor. Jeśli chodzi o fanów, to należą im się duże słowa uznania, bo przez całe spotkanie głośno dopingowali swój zespół. Do ich poziomu tuż przed przerwą dopasował się Jakub Dłuski, który rzucił sześć "oczek" z rzędu i strata do MKS-u po pierwszej połowie została zmniejszona do pięciu punktów (31:36).

Przykład od kibiców

W przerwie organizatorzy przeprowadzili konkurs dla kibiców, w którym wygrała jedyna kobieta, spośród trojga rywalizujących osób. Natalia, jako pierwsza trafiła dwa rzuty osobiste i wygrała bilety na galę bokserską w Arenie. Rywalizację kibiców oglądali nasi koszykarze i już na początku trzeciej kwarty Dłuski pokazał – co w całym sezonie wyglądało różnie – że także jest w stanie trafiać osobiste seriami.

Szczepaniak na zero

Właśnie w tej części kibice mogli zobaczyć taki ŁKS, jak we wcześniejszych spotkaniach. Była walka o każdą piłkę, twarda gra w obronie, a w ataku kombinacyjne akcje. Dłuski trafiał spod kosza i półdystansu, Piotr Trepka efektownie wbiegał pod kosz, a Daniel Wall trafił "trójką" i zrobił akcję "2+1". Jedynie przełamać nie mógł się Bartłomiej Szczepaniak, który nie rzucił w całym meczu ani jednego punktu. - Zaniepokoiłem się tym, że nie zdobyłem żadnych punktów. To dla mnie nowość, ale mimo wszystko bardzo się cieszę, że mogliśmy tutaj zagrać - powiedział Szczepaniak.

Zagubienie łodzianie

Mimo braku punktów jednego z najlepszych strzelców zespołu, przed ostatnią kwartą łodzianie tracili do rywali tylko trzy "oczka" (49:52). Niestety w ostatnich dziesięciu minutach Ełkaesiacy zupełnie się pogubili. Piechowicz i Łukasz Szczypka zupełnie nie trafiali spod kosza. Paweł Bogdanowicz trafił za trzy, a po chwili dołożył jeszcze dwa "oczka" z kontry. W ataku natomiast łodzianie co chwila popełniali straty. Wall nie rozumiał się z Trepką czy Dłuskim. Ten ostatni pod koszem był otaczany przez kilku rywali, a Trepka nie mógł już się przedrzeć z piłką pod tablicę gości. Ostatecznie przegraliśmy 63:73, a mecz kończył się... dwa razy.

"Przedłużone" spotkanie

Na 3.9 sekundy przed końcem, łodzianie mieli piłkę, ale do rozegrania akcji pozostawało im tylko 3 sek. Jako, że Trepka nie dorzucił do obręczy, to sędziowie odgwizdali błąd 24 sek. i przyjezdni powinni jeszcze kontynuować grę. Zegar jednak odmierzył czas do końca, włączyła się syrena i spiker ogłosił koniec spotkania. Część kibiców zaczęła już opuszczać miejsca, ale arbitrzy czuwali nad całą sytuacją i zdecydowali, że MKS ma jeszcze niecałą sekundę na akcję. Trener ŁKS-u, Radosław Czerniak poprosił nawet jeszcze o czas i dzięki temu historyczne – pierwsze ligowe spotkanie w Atlas Arenie – trwało trochę dłużej.

Mimo wszystko, to był sukces

Dla Ełkaesiaków było to też ostatnie spotkanie w tym sezonie w Łodzi – teraz czeka ich już tylko rewanż w Dąbrowie Górniczej. W związku z tym po zakończeniu meczu nasi koszykarze udali się do kibiców, dziękując za doping w całych rozgrywkach i oddając koszulki, a niektórzy nawet spodenki. Aż ciężko sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby udało się jednak awansować do ekstraklasy. Mimo wszystko drużyna i kibice mogą być zadowoleni z całych rozgrywek. - Zagraliśmy dobry sezon, osiągnęliśmy spory sukces. Była duża szansa na awans, bo Zastal nie był taki mocny, jak zapowiadano. Play-offy rządzą się jednak swoimi prawami i do sprawienia ogromnej niespodzianki zabrakło niewiele - powiedział na koniec Morawiec.

ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź – MKS Dąbrowa Górnicza 63:73
(14:15, 17:21, 18:16, 14:21)

ŁKS: Trepka (10 pkt.), Szczepaniak (0), Morawiec (8), Wall (19), Dłuski (19) – Bartoszewicz (5), Kalinowski (2), Kenig (0)
MKS: Basiński (3), Szczypka (15), Piechowicz (16), Zmarlak (7), Zieliński (8) – Lewicki (0), Bogdanowicz (8), Koziński (15), Lisewski (1)

Czytaj także:
- Piknik stulecia w Łodzi
- W Filharmonii wspominali piękne czasy Widzewa

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto