Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człowiek, który wyszedł z sądu - Kim jest "Jędrzej"

Sławomir Jastrzębowski, Anna Kołakowska
Grzegorz Wasiński, przewodniczący IV wydziału karnego Sądu Okręgowego w Łodzi prezentuje list gończy za Krzysztofem Jędrzejczakiem 	fot. Grzegorz Gałasiński
Grzegorz Wasiński, przewodniczący IV wydziału karnego Sądu Okręgowego w Łodzi prezentuje list gończy za Krzysztofem Jędrzejczakiem fot. Grzegorz Gałasiński
Krzysztof Jędrzejczak, jeden z najbardziej niebezpiecznych przestępców w Polsce, uciekł z łódzkiego sądu "na żywioł", nie miał żadnego skomplikowanego planu - takie są najnowsze ustalenia śledztwa prowadzonego przez ...

Krzysztof Jędrzejczak, jeden z najbardziej niebezpiecznych przestępców w Polsce, uciekł z łódzkiego sądu "na żywioł", nie miał żadnego skomplikowanego planu - takie są najnowsze ustalenia śledztwa prowadzonego przez policję. Kim jest człowiek, któremu grozi kara dożywotniego więzienia, który wykorzystał brak policyjnego nadzoru?

- Nienawidzi ludzi. Bandyta, socjopata, mruk - w ten sposób 37-letniego Krzysztofa Jędrzejczaka, ps. Jędrzej, który w ostatnią środę uciekł z Sądu Okręgowego w Łodzi, charakteryzuje jeden z oficerów policji.

Zapaśnik, a potem sponsor

"Jędrzej" był w młodości zapaśnikiem zgierskiego klubu, później został jego sponsorem. Oficjalnie był szanowanym biznesmenem. Współwłaścicielem kilku dobrze prosperujących spółek, ojcem dwójki dzieci, kibicem sportowym, dla którego znajdowało się miejsce w loży honorowej. Znana była jego słabość do hazardu. I to w kasynach poznawał i pielęgnował kontakty przestępczo-towarzyskie.

Na filmie wideo sprzed trzech lat widać trochę otłuszczonego, ale muskularnego, przystojnego mężczyznę. Szybkie, zdecydowane ruchy. Wzrok skaczący po całym pokoju. Rozbiera się do bokserek. Do stojących obok policjantów, którzy go zatrzymali, nie mówi ani słowa. W niebieskich oczach widać zawziętość, a może nienawiść. Ten film był kręcony w grudniu 1999 r. na Podhalu. Wtedy łódzka policja triumfowała.

"Jędrzej" miał zostać zatrzymany w czerwcu 1999 r. razem z innymi szefami i członkami łódzkiej "ośmiornicy". Tej nocy, kiedy rozpoczęto wyłapywanie gangsterów, nie było go jednak w domu ani pod żadnym z kilkunastu adresów, które sprawdziła policja. Prawdopodobnie wtedy pomógł mu przypadek.

- Szukaliśmy go pół roku. Zaangażowanych było kilkudziesięciu policjantów. Mieliśmy informacje, że jeździ po Polsce. Wiemy, że miał dobre kontakty z Andrzejem K., ps. Pershing, a także z grupami przestępczymi z Wybrzeża i Śląska - mówi jeden z oficerów zespołu do poszukiwań celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Na początku grudnia dostaliśmy informacje, że "Jędrzej" pojechał na narty. Znaleźliśmy go w małej miejscowości na Podhalu. Żeby upewnić się, że to on, nasz funkcjonariusz jeździł z nim na nartach po oślej łączce i wymieniał uwagi na temat śniegu. To był "Jędrzej". Spał w domu innego znanego przestępcy. Zatrzymaliśmy go w terenowym samochodzie. Był kompletnie zaskoczony. Musieliśmy wybijać szybę, by go wyciągnąć.

Nie wiadomo, ile kosztowało poszukiwanie "Jędrzeja", bo policja nie robi wyliczeń, ile kosztują konkretne śledztwa czy poszukiwanie. Według szacunków, wydano na to kilkadziesiąt tysięcy złotych.

"Tylko" wyłudzał

Jędrzejczak trafił za kratki. Na ławie oskarżonych obok innych szefów łódzkiej "ośmiornicy" zasiadł "tylko" pod zarzutem wyłudzeń towarów i wyłudzeń podatków. Wkrótce jednak postawiono mu poważniejsze zarzuty: zlecenie zabójstwa "Grubego Irka", który chciał przejmować interesy łódzkiej "ośmiornicy" i "Nikosia", który żądał od mafii zwrotu okupu od porwanego biznesmena. Poza tym zarzucono mu udział w porwaniach i wymuszeniach. Według prokuratury był szefem zbrojnego ramienia mafii. Za to groziło mu już dożywocie.

Proces w sprawie winiarskiego wątku łódzkiej "ośmiornicy", w którym na ławie oskarżonych zasiedli domniemani szefowie mafii, w tym "Jędrzej", rozpoczął się w marcu 2001 r. Oprawa procesu była specjalna: kuloodporna, przezroczysta klatka dla oskarżonych, bramka do wykrywania metalu przed wejściem na salę i policjanci z brygady antyterrorystycznej, chodzący po sądzie z długą bronią.

"N", czyli niebezpieczny

Od tego czasu odbyło się kilkadziesiąt rozpraw. Przesłuchiwano coraz mniej ważnych świadków. W sądzie ławy dla publiczności pustoszały, antyterroryści przestali przychodzić na rozprawy. W końcu doszło do sytuacji, w której 9 oskarżonych przyprowadzanych z aresztu strzegło tylko 6 policjantów, z czego 5 byli to młodzi funkcjonariusze, nienależący do sekcji policji sądowej. "Jędrzej" obserwował ich złą organizację. Widział na rozprawach bałagan, nad którym nikt nie panował. Nikt nie zakuwał go w kajdanki, kiedy wychodził z sali rozpraw na przerwę, mimo że był więźniem o statusie "N" - niebezpieczny.

Kiedy w głowie zaczęło mu świtać, że ucieczka może być bajecznie łatwa? Kiedy zaczął się do niej przygotowywać? Czy skorzystał z pomocy z zewnątrz, czy też nie była mu potrzebna? Na te pytania na razie nie ma odpowiedzi.

Sąd Okręgowy w Łodzi należy do najlepiej zabezpieczonych w kraju. Ale okazuje się, że można go zabezpieczyć jeszcze lepiej. Jak nas wczoraj poinformował sędzia Janusz Ritmann, wiceprezes sądu, drzwi w korytarzu, łączącym areszt z salą rozpraw, którymi wydostał się Jędrzejczak, będą dodatkowo zabezpieczone: - Zainstalujemy zamek, który uniemożliwi samodzielne otworzenie drzwi od wewnątrz. Z zewnątrz zamontujemy kamerę, aby policjant w areszcie widział, kto chce wejść do środka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Człowiek, który wyszedł z sądu - Kim jest "Jędrzej" - Łódź Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto