Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Couch Surfing - podróż za jeden uśmiech

Emilia Białecka *Emkanabe*
Emilia Białecka *Emkanabe*
Społeczność tego portalu łączy podobny światopogląd i styl życia. Ludzie z całej kuli ziemskiej zarejestrowani są, by spełniać swe marzenia o dalekich podróżach.

952 531 z nich jest zdeklarowanych przyjąć zupełnie nieznanego dotychczas podróżnika na swą kanapę. Couchsurferów wciąż przybywa.

W Łodzi zarejestrowanych na couchsurfing.com jest 300 osób. W porównaniu z innymi miastami jest to stosunkowo niewiele. Dla Łukasza Milanowskiego oznacza to jedynie większe szanse, że zainteresowany przyjazdem do naszego miasta, wybierze właśnie jego.

Łukasz jest zarejestrowany na Couch Surfing od lipca 2007 roku, wcześniej był już użytkownikiem innego, podobnie działającego portalu. Jednak, jak sam mówi, CS jest dużo bardziej przyjazny wizualnie i daje większą możliwość znalezienia noclegu.

Czym jest Couch Surfing? Miejscem, gdzie lubiący indywidualne podróże i przygodę ludzie, tworzą społeczność, która pomaga sobie nawzajem udostępniając swoją kanapę komuś, kto wybiera się właśnie do jego kraju. Portal otwiera przed ludźmi świat, daje możliwości tańszego podróżowania, a przede wszystkim możliwość bliższego obcowania z ludźmi, ich kulturą oraz zwyczajami, a także poznania miejsc, których nie ma w przewodnikach i nie obejmują ich zorganizowane wycieczki.

Na straży bezpieczeństwa

Wielu z was pewnie zastanowi się czy podróżowanie tego typu jest bezpieczne. Otóż portal nie gwarantuje stuprocentowej pewności, że nie zostaniemy w jakiś sposób oszukani i upomina nas o rozsądek i rozważne korzystanie. Wszystkie niezbędne informacje, również te o bezpieczeństwie, znajdują się na stronie, a administratorzy służą swoim wsparciem. Profile skonstruowane są tak, by dawały chociażby ogólny zarys użytkownika. Pierwszą fazą bezpieczeństwa jest weryfikacja, która ma za zadanie potwierdzenie tożsamości poprzez uprzednie podanie przez użytkownika, niezbędnych w tym procesie, danych. Następnie chcąc sprawdzić „surfera” możemy bazować na jego referencjach.

Surfer z Łodzi

Łukasz Milanowski jest jednym z tych, którzy decydują się na podróż w nieznane za pośrednictwem CS. Był już m. in. w Albanii, Andorze, Estonii, Niemczech, Czechach, Grecji, Macedonii, Monako, Serbii, Łotwie, Litwie, Szwecji, Szwajcarii, Czarnogórze, Włoszech, Zjednoczonym Królestwie oraz Gruzji.

Dorastał w Milanowie, do liceum wyjechał do Włodawy, a studiował we Francji oraz Finlandii, tak więc wojaże zaczął dosyć wcześnie. Aktualnie mieszka w Łodzi, ma stałą pracę, która nie pozwala mu na częste wypady, więc musi ograniczyć się do około trzytygodniowych urlopów raz w roku. Na szczęście jest CS, dzięki któremu wciąż jest w podróży.

– Za każdym razem, kiedy kogoś goszczę, podróżuję nie ruszając się z własnego mieszkania – zdradził mi Łukasz. – Ludzie przyjeżdżają z plecakami, z historiami, ze zdjęciami i to jest prawdziwe, żyjące doświadczenie – kontynuował z błyskiem w oku.

Olsztyn, Czechy, Belgia, Hiszpania

Kiedy się z nim spotkałam właśnie miał u siebie studentkę z Olsztyna. Kasia uczęszcza teraz w Łodzi na lekcje rysunku, chce się dostać na ASP, właśnie tu. Po jakiejś godzinie dołączyła do nas. W trakcie rozmowy okazało się, że Łukasz czeka na kolejnych "wycieczkowiczów", z Czech, Belgii oraz Hiszpanii. Kiedy w końcu dotarli do herbaciarni, w której siedzieliśmy, zobaczyłam na własne oczy o co naprawdę chodzi w Couch Surfingu. Między całą piątką „surferów” było ciche porozumienie. Bez żadnych wstępów zaczęły się rozmowy, a przy stoliku zrobiło się gwarno i wesoło. Każdy o czymś opowiadał, pytał, dziwił się polską kulturą czy też wymową niektórych słów. W mgnieniu oka od opowieści o miasteczku Leuven, w którym głównym środkiem komunikacji są rowery, przeszło do wymowy imienia Kasi, kojarzonego z kaszą, by już po chwili wyjaśniać obcokrajowcom co to w ogóle jest „kasza” i jak smakuje. Kiedy się rozstawaliśmy mieli w planach zostawienie bagaży w domu i dalsze wojaże na mieście.

Łukasz o swojej pasji poznawania miejsc i ludzi mówi wprost: „To jest jak narkotyk. Próbując raz, chcesz mieć więcej ludzi u siebie, bo każdy wnosi coś ciekawego do twojego życia i każdy wnosi swoją podróż do twojej szarej smutnej egzystencji. I to jest fantastyczne”.

Zaufanie

Mimo, iż miewa gości bardzo często, średnio jedną osobę na tydzień, nie zdarzyło mu się jeszcze zostać oszukanym tudzież okradzionym.

– Mam nadzieję, że tak będzie nadal. Że nikt mi nie ukradnie długopisu, ani komputera – wyznał ze śmiechem.

Tego na początku obawiała się jego mama. Jak mówi, ważne jest pierwsze wrażenie, którego doznajemy już w momencie wejścia w profil potencjalnego „surfera”.

– Portal odgrywa tutaj ważną rolę – tłumaczył – bowiem pozwala wyrobić sobie pierwszą opinię, odczytać energię i zadecydować czy daną osobę ugościć – kontynuował. Przyznam się, że jeszcze nikomu nie odmówiłem – zakończył z uśmiechem.

Dla bezpieczeństwa i obupulnego komfortu psychicznego, nie zostawia nikomu kluczy.

– Z reguły tak sobie planujemy dzień, że osoba, którą goszczę wychodzi o tej samej godzinie, co ja do pracy i potem umawiamy się w jakimś miejscu. Łódź jest na tyle interesującym miastem, że można sobie zorganizować czas, bez potrzeby wracania do mieszkania - twierdzi.

Porozumienie

Ludzi, którzy podróżują za pośrednictwem Couch Surfingu łączy podobny światopogląd, styl życia oraz duża otwartość. Mam tutaj na myśli, nie tylko tą wobec ludzi, lecz także otwartość umysłu. Znosząc bariery, które dla wielu z nas są tysiącami kilometrów, językiem, nieprzewidzianymi sytuacjami, sprawiają, że Świat robi się coraz mniejszy, a ludzie z różnych jego zakątków wydają się być równi. Kiedy więc Łukasz otwiera drzwi nowym „surferom”, lub też sam przyjmowany jest na kanapę, porozumienie następuje od razu.

– Nie ma takiej "pierwszej fazy", że się poznajemy i tak dalej. Komunikacja następuje natychmiast. I już jest gorąca herbata na stole oraz milion ciekawych tematów – naświetlił po trosze relacje między „couchsurferami”.

Kiedy spytałam o najciekawszą osobę, jaką u siebie gościł, bez zastanowienia odpowiedział, że każda z nich była pasjonująca na swój sposób.

–  Na ogół „surferzy” są raczej komunikatywni i chętnie wymieniają się doświadczeniami, czasem jednak zdarzają się osoby, które nie mają nic do powiedzenia – wyjaśnił Łukasz. – Raz miałem parę Niemców, to było rok temu, którzy byli bardzo małomówni. Momentami miałem wrażenie, że ja swoimi pytaniami, historiami wręcz im przeszkadzam, co było dla mnie takie trochę dziwne. No, ale to też było ciekawe doświadczenie – kontynuował. - Chyba i tak im się podobało, bo później dostałem od nich kartkę pocztową, więc może nie było tak źle jak mi się wydawało – powiedział śmiejąc się na wspomnienie owych Niemców.

Niczym Robinson: nocleg w polu marihuany i zbliżająca się wojna
Łukasz wyjeżdża, kiedy tylko może sobie na to pozwolić. Jego eskapady są spontaniczne. Bywa, że poznaje nowych ludzi, mówią mu o jakimś miejscu, rodzi się pomysł i wtedy rusza. Wybiera mniej popularne kraje, gdyż w swoich podróżach szuka prawdziwości, której, jak sam mówi, powoli nie może odnaleźć w polskim społeczeństwie.

– Mówi się o polskiej gościnności, rodzinności, a ja mam wrażenie, że ludzie zamykają się w swoich mieszkaniach – mówił z pewnym rozczarowaniem. – Prawdziwa spontaniczna gościnność, to jest coś, czego powoli nie mogę odnaleźć w Polsce i szukam tego gdzieś indziej – dodał.

Podczas naszego spotkania dużo opowiadał o Gruzji. To była jego ostatnia podróż, która miała miejsce w sierpniu 2008 roku. Zrodził się pomysł, maile do „surferów” zostały wysłane, plecaki spakowane. Gruzja jednak pokazała, że w takie „wypady” trzeba mieć wliczone nieprzewidziane sytuacje.

– Jest to dość niezinformatyzowany kraj, jeśli chodzi o połączenia internetowe – wyjaśnił. – Mało ludzi jest obecnych w tej sieci, więc tam miałem troszeczkę problemów z noclegiem, ale udało się.

Podczas tej podróży, oprócz gościnności Luki, gruzińskiego znajomego, doświadczył również noclegu pod namiotem. W jednym z malutkich gruzińskich miasteczek nie znaleźli „hosta”, więc postanowili rozbić namioty w ustronnym miejscu nad rzeką. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie pewne okoliczności.

– Wydawało nam się, że to dobry pomysł – opowiadał tajemniczo Łukasz. – O trzeciej w nocy usłyszeliśmy dźwięk silnika, który gdzieś tam na nas jechał, więc kompletnie nie wiedzieliśmy co się dzieje. Baliśmy się wyjść z namiotu, by sprawdzić. Byliśmy odcięci od tego, co się dzieje na zewnątrz. Nie wiedzieliśmy kto to był ani po co. Tej nocy miałem już problemy z zaśnięciem, nie wiedziałem czy wrócą, a jeśli tak, to co z nami zrobią. Rano, po przebudzeniu uświadomiliśmy sobie, że spaliśmy w polu marihuany i najwidoczniej ktoś przyjechał sprawdzić, co my tam robimy – skończył ze śmiechem.

By przybliżyć „nie hotelowe” podróżowanie opowiedział o przygodach ze zwierzętami, m. in. o skorpionie znalezionym w śpiworze, o noclegu w nadmorskich bunkrach w Albanii oraz o tym, jak spał w lesie w środku burzy. Zeszłoroczna podróż do Gruzji jest przez niego szczególnie wspominana ze względu na, mającą tam wtedy miejsce, wojnę.

– W pewnym momencie dostałem od mamy sms’a o treści: „wracajcie, wojna się zaczęła”, więc to było trochę takie mrożące krew w żyłach. Nie wiedzieliśmy za bardzo co się dzieje, nie mieliśmy dostępu do mediów, informacji. – opowiedział. Dla zaspokojenia waszej ciekawości, która naturalnie zrodziła się i we mnie, powiem, że nie od razu się „wycofali”. Ponieważ byli już blisko granicy tureckiej, skrócili swą podróż jedynie o jeden dzień.

„La turista”

Podczas tego wyjazdu, zamiast jeść chleb z masłem, tak jak jego kompan, zasmakował w gruzińskich potrawach, co zaskutkowało „la turistą” – tak Hiszpanie nazywają kompletny roztrój żołądka spowodowany u turystów lokalnym jedzeniem.

– Do tamtej pory uważałem, że mam dość mocny żołądek, który fajnie znosi wszelkie ekstremalne podróże i nieznane jedzenie, a tu „la turista” dała mi popalić i to ostro. To było mało przyjemne, aczkolwiek oryginalne doświadczenie, bo przynajmniej wiem co to jest i jak to jest – optymistycznie zakończył wątek niestrawności.

Zaskakujący język i wino dziadka Luki

O tym kraju opowiada w samych superlatywach. Piękne widoki, miejsca nie skażone turystami, a przede wszystkim prawdziwa gościnność. Jedyną barierą, na jaką się natknął, był język.

– Ich alfabet jest kompletnie inny. Jakieś takie szlaczki, kreski, które są absolutnie nieczytelne. Ale to jest fajne. Wsiadasz do marszruty (taksówki-busika) i tak naprawdę nie wiesz, gdzie wysiądziesz – podsumował Łukasz.

Pewną ciekawostką było też dla niego własnej produkcji wino, zrobione przez dziadka Luki, gospodarza, u którego nocował. Oprócz wyglądu, którym przypominało ponoć różową benzynę ze śladową ilością bąbelków, Łukasza zaskoczył sposób jego picia.

– Kiedy dostaliśmy szklaneczki z tym winem zaczęliśmy się delektować. Gruzin się tak na nas spojrzał i spytał: „boicie się, że wam zbraknie?” Automatycznie człowiek czuje się rozluźniony. Przyszły nowe osoby i spędziliśmy ciekawy, bogaty wieczór – zreasumował.

Cena ekstremalnych podróży

Na koniec warto również wspomnieć o kosztach takich podróży, które są o wiele mniejsze niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnych wycieczek, zorganizowanych przez biuro podróży. Średnio, taki trzytygodniowy wyjazd z przelotami i transportem, na przykładzie Gruzji, to około 1300 zł. W tą cenę wliczone jest całe wyżywienie, przelot (700 zł) oraz przemieszczanie się.

– Podróżując przez CS nie płacisz za nocleg, czyli nie ma tego wydatku, który jest dość dużą częścią budżetu, więc to zostaje ci w kieszeni – wyjaśnił.

Według Łukasza Milanowskiego najważniejszą rzeczą, niezbędną przy tego rodzaju podróżowaniu, jest życzliwość oraz uśmiech na twarzy, poprzez który przekazywanych jest bardzo dużo informacji niewerbalnych. Wszystko inne to akcesoria.

Tak więc nic tylko wyposażyć się w dobre buty, plecak oraz śpiwór i stalowe nerwy, które również mogą się przydać i w drogę. Podróżując w ten sposób z pewnością odkryjemy i poznamy miejsca, kultury i prawdziwych ludzi, czego nie zapewni nam żaden przewodnik turystyczny.

MMŁódź poleca:

MM Łódź patronuje:


MMŁódź poleca:

Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz nadsyłania zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich eMeMki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje Miasto.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto