Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chora sprawa: Na grzyby - rozmowa z grzybiarzem

Spoza miasta
Spoza miasta
Grzyboźbiorstwo robi sie powoli narodowy sport Polaków, czyli rozmowa z Cześkiem Tarasewiczem, mieszkańcem okolic ul. Młynowej.

Co tam słychać, panie Czesiu?
– U mnie nu to głównie, że nareszcie grzyby sypli.

Co zrobiły?
– Wzieli rosnonć… prawda, ze nie wszendzie i nie za opficie, ale dobre ito jak sie mówi.

To dla pana rzeczywiście takie ważne?
– Żesz nie dla mnie tylko i wyłoncznie, bo dla corez wienkszej liczby ludzi. Grzyboźbiorstwo robi sie powoli narodowy sport Polakow.

Niech pan nie przesadza.
– A on tylko niech popatrzy, ile przy każdziutkim jednym lasku w grzybnej porze stoi dziś prewatnych samochodow… nawiasowo mówionc, do dziś nie wiem, skond sie ludzie dowiadujo, że dzieś w jakimsć miejscu grzyby wystempujo. Który grzybiarz przypadkowo trafi w take miejsce, to sie raczej znaleziskiem nie przechwala, a pomimo tego ź miejsca tłok sie robi straszny. Też tak samo wogle dzie nie widać żep któś stojał, tam nie warto sie wogóle zatrzymywać.

Widok licznych samochodów może powodować, że kolejne też się zatrzymują.
– A guzik. Kiedysć pojechali my we cztery ałta i spećjalnie zatrzymali sie przy pustym lasku… nik nie stanoł przy nas, rozumie? Ale ja nie o tym chciał dziś mówić.

Nie o grzybach?
– Żesz o grzybach. Ale głównie o niebeśpieczenstwie sie zatrucia imi… Widzi grzybow jest przyjemnie źbierać i so oni bardzo smaczne, jednakowoż, ale bardzo łatwo o zatrucie nawet i szmiertelne… sam ja kiedysć take zebrał, że żep żjad to orła by wywinoł… mnie uratowała moja baba, Lilka znaczy.

O!
– Tak było. Ja źbieraczem od niedawna. Pienć czy szesć dopieru lata temu nazad, jak mnie żonka zanadziła grzyboźbiorstwem …

O właśnie! I jak to się stało?
– Żesz normalnie, nie ma wogle o czym mówić. Ona we wsi urodzona popod lasem i na grzyby wczesniej już chodziła zaczym na chleb zaprzestała mówić papu… mniejsze z tym. Powiem jeszcze tylko, że najtrudniej dla mnie było pierszy raz sie wybrać na grzybiarstwo, bo już terez lepszej ja rozrywki nie znam, choć na tamten swiat sie bez jo mało nie przewinoł.

Muchomorów pan nazbierał?
– Jedne sztuke. Nu starczyłop tego dranstwa na szmiertelne strucie mnie i mojej baby, która szczensciem zobaczyła u mnie w koszu sukinsyna- sromotnika.

?!
– Grzybki my znachodzim razem, ale ja ich potem czyszcze, nu a ona pichci… taki u nas podział pracy… strach pomysleć, co by było, żep Liluchna moich nie sprawdziła jak w całosci jeszcze byli… powiem tak – każdy jeden nowy grzybiarz obsolutnie nie zna sie na grzybach, bo z atlasow grzybnych czy tam drugich jeszcze podrencznikow sie niczego nie nauczy. Zdjencie choćby było i najlepsze to nie grzyb w naturze jest niestety a należy wiedzieć, że nie w każdym lasie taki samy on ma wyglond. Ja jak raz akurat trafił na takiego sromotnika, który upodobnił sie do kani… potem widział też i take, które udawali serowiatke zielonkawo… Rozpoznać ich może wyłoncznie grzybiarski fachówiec. Temu przykazanie pierwsze dla nowego grzybiarza – grzyba, co ma blaszki ode spodu nawet jednym palcem nie dotykaj!

Rydza też? Przecież on ma blaszki w kapeluszu, a nie rurki.
– Rydze źbieraj, jednakowoż pod warunkiem, że z wełnianko jego nie pomylisz. Ona na szmierć ciebie nie otruje, nu kłopotow dużych sie nabawiasz… tutej druge przykazanie grzybne – skoro jeśli jakekolwiek masz wentpliwosć co do grzyba, nie bierz jego i nie probuj na smak sprawdzać. To nie prawda, że trujoncy grzyb jest gorzki, bo olszówka słodka a szkodliwa. Nawiasowo mówionc w jej trucizny nie ma tylko jakesć białko, co na które można sie uczulić. Nu i jak jesz pierszy raz olszówke, to nic sie nie dzieje a już przy nastempnym – kalepitus.

Dużo jeszcze będzie tych przykazań?
– Jeszcze tylko jedne, bardziej take przyrodnicze. Nie niszcz grzyba, co on nie jadalny. Nie kop jego i nie zrywaj. On dla ciebie do niczego nie potrzebny, ale skoro jest, znaczy swojo role ma i czasem bardzo ważny jest nazwyczaj. Potwierdzono ponad wszelko jak to mówi sie wentpliwosć, ze prawdziwek lepiej rosnie orez mniej jest robaczliwy w towarzystwie czerwonego muchomora w białe kropki, rozumie?

Wierzę panu, ale już musimy kończyć.
– Nu to konczym… może razem dzieś pojedziem na grzyby?

To jest nawet niezły pomysł… tylko kiedy? Bywam czasem zajety…
– Zarez widać, że słabawy z jego grzyboźbiorca… nu to idziem tam dzie zawsze i na to, co zwykle.

Źródło: Chora sprawa: Na grzyby /wspolczesna.pl

Czytaj także:
- "Tym żyje miasto" - pisz o Łodzi i zdobywaj nagrody [konkurs]
-

Soundedit 2010: dzień trzeci i ostatni

-

Dziennikarstwo Obywatelskie - to nieprzespane noce i zniszczone aparaty

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!


Zobacz też na MM Łódź


od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto