MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

7 Nadziei: Łukasz Pięta - przekonuje, że opera jest nie tylko dla poważnych, starszych ludzi

redakcja
redakcja
Twórca alternatywnego Teatru Napięcie, a na co dzień pracownik Teatru Wielkiego w Łodzi. Zainicjował organizację gry terenowej, pleneru fotograficznego i Operowego Karaoke w budynku teatru. Łukasz Pięta - kandydat w plebiscycie "7 Nadziei Łodzi".

Zobacz wszystkich kandydatów w plebiscycie "7 Nadziei Łodzi"


Łukasz Pięta (28 lat) pochodzi z Płocka. Zaraz po studiach teatrologicznych dostał posadę w Teatrze Wielkim, gdzie zajmuje się promocją i marketingiem. To z jego inicjatywy zorganizowano w budynku teatru grę miejską, MM-kowy Foto Dej, czy Operowe Karaoke - jedyną tego typu imprezę w kraju, a może i na świecie. Jak sam mówi - wszystko po to, by udowodnić, że teatr operowy jest nie tylko zarezerwowany dla poważnych, starszych ludzi.

Łukasz jest także twórcą alternatywnego Teatru Napięcie, którego artyści stale poszukują nowych konwencji wyrazu i starają się zderzać pozornie nieprzystające ze sobą rzeczy.

Skąd wziął się pomysł, by zorganizować w Teatrze Wielkim grę terenową, Foto Dej, Operowe Karaoke? Co chciałeś przez to osiągnąć?

Pomysły generuje potrzeba. Może brzmi to dość zwyczajnie, ale wydaje mi się, że tak po prostu jest. Moje zadanie w Teatrze Wielkim polega na tym, by działaniami wizerunkowymi doprowadzać do tego, aby opera była dla młodych ludzi miejscem atrakcyjnym lub, co najmniej, ciekawym. W pewnym momencie pomyślałem sobie: "To skoro tak, to czemu wobec tego nie zacząć mówić do młodych ludzi ich językiem, ich mediami, ich konwencjami? Przecież z połączenia pozornie nie przystających do siebie rzeczy - takich jak gra terenowa LARP lub karaoke połączone z operą, mogą wyjść nowe, absolutnie niezwykłe rzeczy". I tak też się stało. Wydaje mi się, że te działania ogromnie wpłynęły na młodych ludzi, a przynajmniej tych, którzy w tych działaniach uczestniczyli. Uświadamiamy im, że teatr operowy nie jest zarezerwowany tylko dla poważnych, starszych ludzi, ale że muzyka przez którą opowiada się w tych spektaklach różne historie - wzniosłe, patetyczne lub farsowe - może wygenerować naprawdę niezwykłe przeżycia. I to jest ważne.

Jakie masz dalsze plany związane z przybliżaniem opery tak zwanemu przeciętnemu Kowalskiemu?

Mam taki jeden projekt stworzenia czegoś operowego i kosmicznego zarazem. Łączącego najróżniejsze zjawiska. Operujące bardzo niespotykanym, ale fascynującym językiem. W pewnym sensie wydaje mi się, że na mojej drodze wydarzenie, które właśnie opracowuje, będzie kontynuacją drogi, którą wyznacza zarówno Teatr Napięcie, jak i Operowe Karaoke. Na razie nie mogę więcej powiedzieć.

Wspomniałeś już o Teatrze Napięcie. Dlaczego założyłeś teatr alternatywny i czy w Łodzi jest w ogóle zapotrzebowanie na taki rodzaj sztuki?
Moje życie to nie tylko opera... To również nieustanne poszukiwanie nowych konwencji wyrazu w Teatrze Napięcie, w którym też staram się zderzać pozornie nieprzystające rzeczy, generując np. spektakl, seans podprogowy pt. "Opera Dożynki", rozgrywający się na dwóch scenach, z dwoma widowniami i warstwą audio podawaną na słuchawkach. W Łodzi jest co prawda niewielu odbiorców alternatywy. Nie mniej jednak jest to grupa szczerze oddana i nieustannie powiększająca się. W teatrze eksperymentalnym nie chodzi jednak o to, aby odbiorców było dużo, i aby dogadzać wszystkim, ale o to, aby generować ciekawe zjawiska. Teatr Napięcie jest przedziwną hybrydą składającą się z kilku, czasem kilkunastu pasjonatów, którzy pod moją wodzą tworzą naprawdę alternatywne zjawiska, alternatywne wobec zjawisk instytucjonalnych. Rzeczy, których nigdzie indziej nie zobaczą. Rzeczy unikalne i uświadamiające, że inni mają prawo do tego, aby postrzegać rzeczywistość w sposób unikalny, swój i po swojemu. W pewnym sensie Teatr Napięcie, jako zjawisko ogromnie mi bliskie, jest  rodzajem poligonu, w którym miksujemy najdziwniejsze rzeczy, testując czy w ogóle da się je zderzyć ze sobą. W tym sensie, to właśnie dzięki Teatrowi Napięcie mam świadomość piękna otaczającego nas w Łodzi eklektyzmu.


Co jest największym atutem naszego miasta i jak skutecznie powinniśmy go wykorzystać?

To, co odczuwam za największy atut Łodzi, można w zasadzie streścić w dwóch słowach: Mieszanka i Eklektyzm. Kiedy przyjechałem do Łodzi na studia, urzekło mnie w tym mieście to, że można tu spotkać naprawdę różnych ludzi; ludzi o zupełnie różnych gustach, upodobaniach i zainteresowaniach. Ci ludzie miksują się ze sobą w obrębie najróżniejszych grup. Współistnieją ze sobą, tworząc rodzaj niesamowitej i niepowtarzalnej eklektycznej tkanki miasta, społeczności i wszystkiego, w czym się żyje. Tu w Łodzi absolutnie każdy możne znaleźć miejsce dla siebie, każdy może znaleźć ludzi, z którymi chce przebywać, rozwijać swoje zainteresowania, ludzi, z którymi chce się robić coś istotnego. Trzeba tylko chcieć. A jeśli tylko ktoś chce i potrafi swoimi małymi pasjami zarażać innych, to z całą pewnością bez problemu znajdzie freaków, którzy zechcą w jego pasji mu towarzyszyć.

Oczywiście nasłuchałem się tutaj nie mało o tym jaki tu panuje marazm, jak bardzo tutaj ludziom nie chce się nic robić, bo nie warto, bo po co, bo mi się nie chce... Ale gdzie tylko nie spojrzę, to widzę obok siebie i w swoim otoczeniu ludzi, którzy chcą coś robić, którzy chcą wyrwać się z tego marazmu. I tak kombinują i kombinują, nieustannie próbując się wyrwać z tego bardzo pozornego marazmu, nie zdając sobie sprawy, że wcale w tym marazmie już nie tkwią. W efekcie dzieje się tutaj wiele wydarzeń, których absolutnie nie doceniamy, albo nie dostrzegamy. A chyba powinniśmy...

A zatem uważam za największy atut tego miasta właśnie: Mieszankę i Eklektyzm. A jak powinniśmy to wykorzystać? Sam nie wiem, czy się da spójnie odpowiedzieć na to pytanie, albowiem z tymi rzeczami jest trochę tak, jak ze swoistym perpetum mobile. To może napędzać się samo, tylko trzeba te rzeczy zaakceptować, zrozumieć, że one są ciekawe i mogą wnosić w życie nową jakość; że nie są złe, ale wyznaczają nasz styl i naszą indywidualność. Każda mieszanka jest bowiem niepowtarzalna, każdy eklektyzm jest inny. A nigdzie indziej nie widziałem więcej miksujących się stylów, ani więcej miksujących się postaw. W momencie, kiedy zaczyna się to zauważać, to już się to zaczyna wykorzystywać, np. zderzając dwie nieprzystające do siebie estetyki - tworząc w ten sposób wyjątkowe połączenia, wyjątkowe wydarzenia.

Z tym eklektyzmem jest trochę tak jak z kamienicami w centrum Łodzi. Każda z innej parafii, każda w innym stylu, a wszystkie razem tworzą unikalną zabudowę jednej ulicy, a w dalszej perspektywie całego miasta. Współistnieją ze sobą bez problemu tworząc niewątpliwie jakąś ciekawą jakość. W momencie kiedy zauważymy, że nasza mieszanka, nasz prywatny łódzki eklektyzm stanowi w ogóle jakąś konkretną jakość, to nagle zaczniemy o nią dbać, pielęgnować ją i promować. Ale, aby tak się stało musimy tę unikalną mieszankę docenić i zaakceptować - uznać ją za atut pełną gębą.

Jaka jest Twoim zdaniem recepta, by młodzi ludzie chętnie wiązali swoją przyszłość z Łodzią?

W dużej mierze odpowiedź na to pytanie wiąże się ze wspomnianą wcześniej przeze mnie kwestią zaakceptowania indywidualności, niepowtarzalności i eklektyzmu. Aby wiązać przyszłość z tym miastem, trzeba się w nim na pewno dobrze czuć, doceniać je i zauważać w nim możliwości, a na pewno możliwości w tym mieście są. Tyle, że po pierwsze trzeba je zauważyć, rozwinąć, doprowadzić do realizacji. A dopóki nie zauważy się reguł, które tym miastem rządzą, to nie zauważy się spraw, które mogą doprowadzić do tego, że będzie się w tym mieście chciało zostać. Oczywiście trzeba dać ludziom możliwości rozwoju. I nie mówię tu o budowie 10 kolejnych fabryk produkujących żyletki, czy komputery. Można po prostu oddać 10 starych, niszczejących fabryk młodym ludziom, mówiąc: "no dobra, przez całe te lata zaniedbaliśmy te budynki, teraz oddajemy to wam, abyście tworzyli tu rzeczy istotne". I miasto zmieni się nie do poznania. To, co mówię może wydawać się wręcz nieco anarchistyczne, ale tu nie chodzi o anarchię czy awangardę, która doprowadziłaby do powiększenia się jeszcze bardziej wspomnianego przeze mnie eklektyzmu miejskiego. Tu chodzi o pewną kwestię polegającą na tym, że młodzi ludzie w łodzi mają bardzo ciekawe pomysły - spotykam ich na każdym kroku - i wystarczy im tylko zaufać, pomóc. A oni zrobią całą resztę. Bo chcieć, to chcą na pewno.

Jak będzie wyglądała Twoim zdaniem Łódź za 20 lat?

Szczerze mówiąc - nie mam zielonego pojęcia. Strach, aż mówić, bo wszystko zaczyna się przeogromnie szybko rozwijać, zmieniać. Na pewno będzie ciekawa i niejednorodna, bo przecież taką ma podstawę. Mam nadzieję, że za dwadzieścia lat Łódź jednak doceni swą niejednorodność, wyjątkowość i na tej bazie powstanie wiele ciekawych zjawisk i instytucji o świeżym, bardzo świeżym spojrzeniu na rzeczywistość.

Zobacz pozostałych kandydatów w plebiscycie "7 Nadziei Łodzi"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto