Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trupi system ma się świetnie

Sławomir Jastrzębowski, jxb
Centralne Biuro Śledcze zaczęło wczoraj przesłuchiwać kilkadziesiąt osób, które zgłosiły się jako świadkowie w sprawie domniemanych zabójstw w łódzkim pogotowiu.

Centralne Biuro Śledcze zaczęło wczoraj przesłuchiwać kilkadziesiąt osób,
które zgłosiły się jako świadkowie w sprawie domniemanych zabójstw w łódzkim
pogotowiu.

- Nie było żadnych morderstw, to bzdury, a o handlu informacjami wszyscy
wiedzą od 10 lat i nikt nic nie zrobił - twierdzą pracownicy pogotowia.

- Nie ujawniamy żadnych szczegółów dotyczących prowadzonego śledztwa -
powiedziała nam Jolanta Badziak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.
Nadzór nad śledztwem został powierzony jednemu z najlepszych prokuratorów, który
ma na swoim koncie kilka dużych spraw związanych z przestępczością
zorganizowaną, przemytem narkotyków.

Dwa wątki

Śledztwo rozbito na dwa wątki: gospodarczy i kryminalny. Przy tym pierwszym
prokuratura i CBŚ będą korzystać z pomocy pracowników Urzędów Skarbowych w
czasie kontroli księgowości kilkunastu podejrzewanych łódzkich firm
pogrzebowych. Kontrole mają się rozpocząć od najczęściej pojawiającej się w
aktach śledztwa spółki "Cz".

Prokuratorzy i funkcjonariusze CBŚ zostali podzieleni na dwa zespoły, jeden
zajmuje się sprawdzaniem pracy łódzkiego pogotowia ratunkowego, drugi -
podejrzanych firm pogrzebowych. Zapowiedziano stworzenie międzyresortowego
zespołu, który ma pomóc w śledztwie, chodzi o specjalistów z ministerstw
finansów i zdrowia. Adam Rapacki, zastępca komendanta głównego policji
zapowiedział wczoraj w Łodzi przesłuchanie w tej sprawie kilku tysięcu osób,
sprawdzenie bilingów telefonicznych i kart zgonów pacjentów hospicjów, domów
pomocy społecznej i opieki długoterminowej.

Wątki kryminalne mają dotyczyć oprócz sugerowanych zabójstw także
zastraszania pracowników pogotowia - o tym akurat policja wiedziała od dobrych
kilku lat...

Łodzianie, którzy zgłaszają się do mediów, prokuratury i policji mówią o
przypadkach, kiedy - ich zdaniem - konkretni pracownicy pogotowia celowo
opóźniali przyjazd do umierających ludzi, nie reanimowali ich, podawali
podejrzane leki, zabiegając tylko o to, by zawiadomić konkretną firmę
pogrzebową. Padają nazwiska lekarzy i nazwy firm pogrzebowych.

CBŚ będzie też szukało ludzi, którzy grozili Bogusławowi Tyce, obecnemu
dyrektorowi łódzkiego pogotowia. To on poinformował policję jesienią ubiegłego
roku o sprawie pavulonu.

Może tylko kradli, a nie zabijali?

Pavulon - nazwa mało znanego nawet w środowisku lekarskim leku zrobiła w
ciągu kilku dni oszałamiającą karierę. W "Gazecie Wyborczej" pojawiły się
sugestie, że lek mógł być używany przez pracowników łódzkiego pogotowia do
uśmiercania pacjentów. Pavulon powoduje zwiotczenie mięśni szkieletowych, co
może doprowadzić do zatrzymania oddechu i śmierci w męczarniach. Za pacjenta
musi oddychać respirator. Lek powinien być używany tylko przez doświadczonych
anestezjologów, prawie wyłącznie na salach operacyjnych. Okazuje się, że w
łódzkim pogotowiu pavulonu zużywano bardzo dużo. Trafił nawet do karetek, w
których nie było respiratorów. Po co był potrzebny lekarzom? Do uśmiercania?

- Nie wierzę, że lekarze uśmiercali pacjentów - twierdzi Ryszard Lewandowski,
były dyrektor łódzkiego pogotowia. - Moim zdaniem pavulon, podobnie jak inne
leki, a nawet bandaże były kradzione przez pracowników, a potem sprzedawane.
Pavulon jest używany przez wielu weterynarzy, według mnie tam właśnie trafiał i
to jest wyjaśnienie całej tej tajemnicy - powiedział nam Tomasz Selder, rzecznik
łódzkiego pogotowia.

Policja zapowiada ekshumacje. Tymczasem niektórzy biegli twierdzą, że to
działanie nie ma sensu. Dr Mirosława Wiese z kliniki ostrych zatruć w łódzkim
Instytucie Medycyny Pracy: - Ekshumacja nic nie pomoże, bo ten lek rozkłada się
w organizmie w ciągu 40 minut. W zwłokach nie będzie po nim śladu.

Handel zwłokami

W 1991 r. Tomasz Selder zgłosił się do prokuratury z pytaniem: czy pogotowie
ratunkowe może brać od przedsiębiorcy pogrzebowego meble i sprzęt medyczny w
zamian za informowanie go o śmierci pacjentów? - Powiedziano mi, że jest luka
prawna, i że żaden przepis tego nie zabrania. Wtedy nie było jeszcze mowy o
pieniądzach - twierdzi Selder.

W 1993 r. Waldemar Bohdanowicz, ówczesny wojewoda łódzki, zorganizował
spotkanie, w którym udział wzięli funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa,
pracownicy Najwyższej Izby Kontroli i urzędów skarbowych. Rozmawiano o tym, jak
rozwiązać problem wdzierania się firm pogrzebowych do szpitali, pogotowia,
urzędów stanu cywilnego. Niczego nie ustalono, a problem pozostał.

W 1996 r. Ryszard Lewandowski ówczesny dyrektor łódzkiego pogotowia przesłał
do UOP, policji i prokuratury kopię pism-anonimów, które do niego docierały.
Anonimowi nadawcy informowali, że pracownicy pogotowia biorą pieniądze za
podawanie firmom pogrzebowym adresu, pod którym umarł człowiek.

- Nie było oficjalnego zgłoszenia - mówi Jarosław Berger, rzecznik prasowy
łódzkiej policji. - Ryszard Lewandowski nigdy nas o tym nie informował –
powiedział nam Adam Rapacki, zastępca komendanta głównego policji.

Ślad tego pisma zachował się w archiwach łódzkiego Urzędu Ochrony Państwa.
Dlaczego urząd się tym nie zajął?

- To nie są nasze kompetencje. To kompetencje policji, nie wiem dlaczego się
tym nie zajęła - powiedział nam kapitan Wojciech Barański z łódzkiego UOP. Ale
przecież UOP zajmuje się bezpieczeństwem ekonomicznym państwa i przestępczością
zorganizowaną. Jeżeli tylko w łódzkim pogotowiu rocznie za

informacje o śmierci, z ręki do ręki może przechodzić około 5 mln
nieopodatkowanych zł, to czy nie jest to sprawa bezpieczeństwa ekonomicznego
kraju?

Poza tym dla organów ścigania zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa są
informacje prasowe, a tych, na temat podejrzanych praktyk w łódzkim pogotowiu,
było w ostatnich latach, aż nadto. Wystarczy przypomnieć najbardziej
spektakularne: w 1997 r. łódzka telewizja i dziennikarz "Super Expressu" zrobili
prowokację. Podszyli się pod załogę pogotowia (udało się im pożyczyć karetkę) i
poinformowali firmę pogrzebową o śmierci pacjenta. Karawan przyjechał
natychmiast. Dziennikarz z ukrytym mikrofonem i filmowany z sąsiedniego bloku
udawał sanitariusza. Chciano mu dać wówczas za informację o trupie 550 zł, ale
dopiero po zabraniu zwłok.

Kiedy ekipa firmy pogrzebowej weszła do środka budynku po ciało dziennikarze
uciekli. - Po tym materiale nikt się do nas nie zgłosił. Widocznie ani policja,
ani prokuratura nie była tym zainteresowana - powiedział nam Dariusz Koźlenko z
"Super Expressu".

W kwietniu minionego roku na naszych łamach ukazał się artykuł Włodzimierza
Mieczkowskiego "Zaproszenie do trumny" dokładnie opisujący proceder płacenia za
informacje o zwłokach. "Właśnie umarła panu ciocia, zatem wykręca pan 999. Ale
pani w słuchawce pyta, czy na pewno umarła. Chce skłonić pana do choć
najmniejszego zawahania, ponieważ do zgonu szybko karetka nie wyjedzie.

Jak się pani zawaha, to dyspozytorka szybko wysyła zespół. Ten zespół jest w
grupie, który dzieli się kasą trzymaną przez dyspozytora. Dyspozytor dostaje od
firm pogrzebowych pieniądze z góry. Za "skórę", czyli za nieboszczyka płaci się
teraz 1000 - 1500 zł" - to tylko fragment tego artykułu. I wtedy sprawą nie
zajęła się ani policja, ani prokuratura.

Zastraszeni pracownicy pogotowia

- Policja wiedziała, że pracownicy pogotowia byli także zastraszani i bici,
by informowali o zgonach - mówi Tomasz Selder. - Sam zostałem ciężko pobity w
listopadzie 1999 roku, kiedy wracałem z dyżuru z pogotowia. Skatowało mnie dwóch
drabów na mojej klatce schodowej. Na odchodne powiedzieli - "teraz wiesz, kogo
masz informować o skórach". Policja nikogo nie zatrzymała także po wybijaniu
szyb i niszczeniu karoserii samochodów zastraszanych pracowników. Teraz chce się
z nas zrobić kozła ofiarnego.

Czy informowanie przez zespół medyczny o śmierci pacjentów jest
przestępstwem?

- W żadnym kodeksie nie ma takiego przestępstwa - mówi Jolanta Badziak z
Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.

- Wymaga to szczegółowej analizy prawnej - mówi Jarosław Berger, rzecznik
łódzkiej policji.

Artykuł 266 paragraf 1: Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie
zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w
związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną,
społeczną, gospodarczą lub naukową podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności
albo pozbawienia wolności do lat 2.

A wszyscy pracownicy pogotowia "przyjęli na siebie zobowiązanie" w formie
pisemnej, że nie będą ujawniać informacji o zgonach. Takie lojalki zostały
podpisane na żądanie Ryszarda Lewandowskiego w 1997 r. Poza tym tajemnica
lekarska zobowiązuje lekarzy i personel medyczny do strzeżenia informacji
związanych z pacjentem. Nikt nie pokusił się o to, by skorzystać z ustawy
karno-skarbowej i przytoczonych przepisów. Dlaczego?

Trupi system to przetrwa

Może dlatego, że świetnie zorganizowany system daje tylko w Łodzi zyski co
najmniej tysiącu osób: pracownikom firm pogrzebowych, lekarzom, pielęgniarkom,
sanitariuszom, dyspozytorom. System, który pozwala firmom pogrzebowym na
nieetyczne postępowanie działa w całej Polsce. I ma się świetnie. Afera z
pogotowiem nie wyrządzi mu wielkiej krzywdy. Na skutek działania w absurdalnej
symbiozie wiele osób pracujących w służbie zdrowia jest finansowo
zainteresowanych śmiercią pacjenta.

- Niedawno w łódzkim szpitalu umarła moja matka, pielęgniarka przybiegła do
mnie i usilnie zabiegała, żebym pozwoliła się zająć pogrzebem firmie, którą mi
polecała - mówi Agata R. - Miałam wrażenie, że matką prawie w ogóle nie
opiekowano się w tym szpitalu.

- Umarł mój ojciec, poszedłem do kancelarii szpitala. W tym samym
pomieszczeniu jest firma pogrzebowa. Nagabywano mnie, żebym skorzystał z ich
usług. Inna firma nagabywała mnie w urzędzie stanu cywilnego. To po prostu chory
system - mówi Paweł S.

- Nie znam szpitala, w którym nie byłoby firmy pogrzebowej. Są w
przychodniach, domach pomocy społecznej, urzędach stanu cywilnego. Wszędzie tam
gdzie umierają ludzie - mówi Tomasz Selder.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto