MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tragiczny rejs

POL
Od niedzieli płetwonurkowie penetrują wody zalewu Foto: A. Szczepanik
Od niedzieli płetwonurkowie penetrują wody zalewu Foto: A. Szczepanik
Katastrofa jachtu na Zalewie Sulejowskim. Dziś płetwonurkowie wznowią poszukiwania ciała 43-letniego pabianiczanina, który utonął podczas niedzielnej wichury na Zalewie Sulejowskim.

Katastrofa jachtu na Zalewie Sulejowskim.
Dziś płetwonurkowie wznowią poszukiwania ciała 43-letniego pabianiczanina, który utonął podczas niedzielnej wichury na Zalewie Sulejowskim. Był on jednym z pasażerów żaglówki, która przewróciła się podczas przeprawy na drugi brzeg zalewu. Oprócz niego płynęło dwóch łodzian i jego ośmioletni syn.
Dochodziła godz. 17, gdy jacht wypływał na Zalew Sulejowski. Pogoda była piękna, ale po chwili zaczęło się piekło.

- Na żaglówce byliśmy ze szwagrem i z dwoma pabianiczanami, którzy chcieli dostać się na drugi brzeg - opowiada łodzianin, który kierował łodzią.

- Mówili, że swoim pontonem nie dadzą rady, bo mają złamane wiosło.
Mężczyźni nie założyli kamizelek ratunkowych. 43-letni Krzysztof R. z Pabianic miał zapewnić łódzkich żeglarzy, że on i jego 8-letni syn Marek dobrze pływają, więc ich nie potrzebują...
Łódź znajdowała się na środku Zalewu, gdy rozpętała się nawałnica. Spadł deszcz i grad. Wiatr był tak silny, że łamał nadbrzeżne drzewa.

- Gdy potężnie dmuchnęło, powstała wysoka fala i łódź się wywróciła. Wszyscy wpadliśmy do wody - łamiącym się głosem relacjonuje łodzianin.

- Wynurzyłem się i zobaczyłem, że przewrócona łódź jest już daleko od nas. Jeszcze wtedy wszyscy utrzymywali się na powierzchni. Jednak po chwili chłopak zawołał: „gdzie jest mój tata!”. Podpłynąłem do niego i powiedziałem, żeby próbował płynąć do oddalonego o jakieś 100-150 metrów brzegu, a ja się rozejrzę. Pierwszy do lądu dotarł mój szwagier i poprosił ludzi o pomoc. Jeden z mężczyzn wskoczył do wody i wyciągnął chłopca na brzeg. Natomiast jego ojca już nie zobaczyłem. Chłopiec mówił później, że widział jak ojciec nagle znieruchomiał i przykryły go fale - dodaje żeglarz.

Świadkowie nawałnicy twierdzą, że trwała ona około 15-20 minut. Zaczęła się nagle i nagle ucichła.
Uratowany chłopiec nie odniósł cielesnych obrażeń. Jednak bezpośrednio po wypadku lekarze wzięli go do szpitala na obserwację.
Od niedzieli ośmiu płetwonurków penetruje wody Zalewu na wysokości miejscowości Tresta. Na razie bez powodzenia.

- Sprawdziliśmy już ponad 150 metrów dna w rejonie wypadku - mówi młodszy brygadier Włodzimierz Kapiec, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Piotrkowie Trybunalskim, kierujący poszukiwaniami.

- W akcji bierze udział czterech płetwonurków z Państwowej Straży Pożarnej w Tomaszowie Mazowieckim i czterech z Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Piotrkowie Trybunalskim. Nurkują parami. Pod wodą są po około 45 minut, bo na tyle starcza powietrza.

W sprawie tragedii na Zalewie trwa dochodzenie. Dziś trudno jeszcze powiedzieć czy doszło do niej na skutek błędu załogi. Łodzianin, który kierował jachtem twierdzi, że zrobił wszystko co się dało. Dodaje, iż jest doświadczonym żeglarzem. Pływa od 15 lat. Także po morzu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja radzi jak zaplanować podróż

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto