MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Trafieni piorunem

Piotr Polowy
Włodzimierz Łuczak, w miejscu fatalnego zdarzenia, pokazuje blizny po poparzeniach od pioruna
Włodzimierz Łuczak, w miejscu fatalnego zdarzenia, pokazuje blizny po poparzeniach od pioruna
Niemal codziennie docierają do nas tragiczne informacje o ofiarach nawałnic. Tylko przez ostatnie dwa tygodnie pioruny zabiły w kraju co najmniej 7 osób. My dotarliśmy do ludzi, którzy cudem przeżyli uderzenie pioruna.

Niemal codziennie docierają do nas tragiczne informacje o ofiarach nawałnic. Tylko przez ostatnie dwa tygodnie pioruny zabiły w kraju co najmniej 7 osób. My dotarliśmy do ludzi, którzy cudem przeżyli uderzenie pioruna. W ostatnią środę w Legędzinie pod Lutomierskiem podczas burzy spłonęła stodoła i obora. Dorota Augustyniak z rodziną była wtedy w oborze. Przeżyła piekło.

Kobieta tak wspomina fatalne wydarzenia:

- Dochodziła godz. 17.40, gdy pracowałam przy krowach. Miałam w rękach elektryczną dojarkę. Nagle usłyszałam potężny huk. Chwilę później błyskawica wpadła przez dymnik do obory i tuż obok mnie uderzyła w podłogę. Widać było jak zygzak ognia kanałem z wodą schodzi do szamba. Całą oborę wypełniło bardzo jasne światło. Wszyscy się poprzewracaliśmy: ludzie i zwierzęta. Poczułam okropny ból w rękach i wylądowałam pomiędzy krowami. Miałam szczęście, że nie wpadłam w metalowe kraty, oddzielające mnie od zwierząt, bo wtedy pewnie śmiertelnie by mnie poraziło. Nie wiem jak wybiegłam z obory, jednak pomyślałam, że piorun pewnie zwęglił mi ręce, bo ich zupełnie nie czułam.

Próbowałam masować dłonie, ale dopiero po pół godzinie czucie zaczęło wracać - wspomina Dorota Augustyniak i z rozpaczą spogląda w stronę zgliszczy.

Kobieta schroniła się w domu i wtedy usłyszała wołanie syna „Mamusiu wszystko się pali, trzeba dzwonić po straż!”.
- Próbowałam coś robić, ale byłam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje - opowiada.

Przybiegli sąsiedzi. Pomogli ewakuować zwierzęta. Z płonącej obory wszystkie udało się uratować: 30 tuczników, 7 świń, 5 koni i 4 krowy.

- Tylko konia trochę poparzyło. Na pewien czas stracił wzrok. Jednak już doszedł do siebie - łamiącym się głosem wyjaśnia kobieta.

Świadkowie tragedii twierdzą, że piorun musiał najpierw uderzyć w stodołę. Przeleciał kilkadziesiąt metrów i wpadł do obory. Łukasz, syn gospodyni, widział jak w stodole pali się betonowa podłoga.

Uderzenie pioruna cudem przeżył także łodzianin - inżynier Włodzimierz Łuczak. To było 14 lat temu, ale pan Włodzimierz do dzisiaj odczuwa skutki tragicznego wypadku. Ma kłopoty ze słuchem, a na szyi, rękach i piersi nosi ogromne blizny.

- W sierpniu byłem sam na mojej działce w Wandzinie koło Lutomierska - wspomina inżynier Łuczak. - Pogoda się zepsuła, nadciągała burza. Stwierdziłem, że nie mam po co tu siedzieć i szykowałem się do wyjazdu. Bokiem wsiadłem do swego wartburga. Włożyłem kluczyk do stacyjki, ale nogi miałem jeszcze na ziemi. Wtedy rozległ się ogromny huk. W samochód trafił piorun. Przeleciał przeze mnie i straciłem przytomność. Później okazało się, że płonąłem wtedy jak pochodnia. Spaliła się na mnie cała koszula na piersiach i prawie cały podkoszulek. Uratował mnie deszcz, który właśnie zaczął padać. Przybiegł też z pobliskiej działki syn kuzyna. Zawołał „co się wujkowi stało?!”. Zawiadomił swoich rodziców i oni zawieźli mnie do szpitala.

Włodzimierz Łuczak doznał rozległych poparzeń III stopnia. Przez 3 miesiące leżał w łódzkim szpitalu im. Kopernika. Później przeszedł 6-miesięczną rehabilitację.

Łodzianin zrekonstruował tragiczne sierpniowe wydarzenia.
- To był prawdopodobnie piorun kulisty, bo przemieszczał się poziomo. Musiał najpierw uderzyć w drzewo koło drewnianego domku, w którym spalił instalację elektryczną.

Później wpadł do samochodu przez bagażnik. Wypalił w blasze małą, kilkumilimetrową dziurkę, jak od wiertarki, i uderzył we mnie. Prawdopodobnie nie odniósłbym takich obrażeń, gdybym nogi miał w aucie. A tak po nich piorun zszedł do ziemi - kończy Włodzimierz Łuczak i dotyka ręką drzewa, obok którego omal nie stracił życia.

*****

Jak zachowywać się w czasie burzy

Radzi starszy kapitan Zbigniew Kędzierski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi:

- nie stawać pod drzewami, latarniami, liniami wysokiego napięcia;

- nie używać parasola (ma metalową konstrukcję);

- nie kąpać się podczas burzy, nie wędkować (piorun może uderzyć w taflę wody);

- gdy zbliża się burza należy zostać w domu i pozamykać okna;

- powyłączać urządzenia elektryczne (uderzenia pioruna może je uszkodzić);

- nie używać telefonu komórkowego (najlepiej go wyłączyć).

Lipcowe ofiary piorunów:

26 lipca w Warszawie zginęła para dwudziestolatków. Czekali na przystanku na autobus. Podczas burzy schronili się pod drzewem, w które uderzył piorun.

25 lipca w Zagajówku koło Pińczowa (woj. świętokrzyskie) piorun zabił 20-letniego mężczyznę.

17 lipca w Zielonce (woj. mazowieckie) zmarł na atak serca lokator domu, w który trafił piorun.

17 lipca w Wartkowicach koło Poddębic piorun zabił 72-letniego gospodarza. Do tragedii doszło, gdy mężczyzna wychodził z domu, aby sprawdzić jakie straty na polu poczyniła nawałnica.

16 lipca piorun poraził na plaży mężczyznę i kobietę. Zginęli na miejscu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Paliwo na stacjach będzie tańsze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto