Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmierć ze...złamaną nogą

dj
Foto. dj
Foto. dj
Henryk M., rolnik z miejscowości Malanów (gmina Lutomiersk) został przygnieciony przez ciągnik. Po wypadku trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu. Lekarze leczyli u niego złamania nóg.

Henryk M., rolnik z miejscowości Malanów (gmina Lutomiersk) został przygnieciony przez ciągnik.

Po wypadku trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu. Lekarze leczyli u niego złamania nóg. Zmarł po sześciu dniach na skutek… zapalenia otrzewnej, spowodowanego pęknięciem jelit.

Piotr K. został potrącony przez samochód w Bratoszewicach. Ze złamaniami nóg leżał na ortopedycznym wyciągu zgierskiego szpitala przez dwa tygodnie. Lekarze nie rozpoznali u niego pęknięcia wątroby. Zmarł nagle, kilka godzin przed wyjściem do domu. (Dokończenie ze str. 1)
W obu przypadkach oficjalną przyczyną śmierci była niewydolność układu krążenia.

Rodziny zmarłych złożyły w prokuraturze skargi o niedopełnienie obowiązków przez medyków. W przypadku Piotra K., który trafił do szpitala w październiku 1999 roku, dochodzenie zostało już zakończone. Jego wynikiem jest akt oskarżenia skierowany do sądu przeciwko ordynatorowi i asystentowi. Zarzuca im się błąd w sztuce lekarskiej i nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta.

Oskarżeni lekarze nadal pracują w szpitalu.

- Dopóki nie zapadnie prawomocny wyrok, nie widzę powodu podejmowania wobec nich jakichkolwiek działań dyscyplinarnych - stwierdził Mariusz Piechota, dyrektor do spraw opieki zdrowotnej szpitala wojewódzkiego w Zgierzu. - Może się okazać, że obaj lekarze są niewinni. A wtedy nikt - ani my, ani prasa - nie przywróci im dobrego imienia.
Rodzina Henryka M. jest przekonana, że powodem śmierci ich krewnego również było nieprawidłowe rozpoznanie i leczenie.
Pierwsze oględziny, którym został poddany w szpitalu poszkodowany w wypadku mężczyzna, nie zapowiadały niczego złego. „Niech pani się nie martwi - pocieszał zapłakaną żonę rolnika lekarz. - Mąż doznał tylko złamania kości udowej, a u nas na nogę się nie umiera.”.

Mężczyzna trafił do szpitala w niedzielę. Prześwietlenie wykazało pęknięcie stawu biodrowego. Lekarze unieruchomili złamanie za pomocą specjalnej klamry. W środę pacjent, w stanie ostrej niewydolności krążenia, został poddany operacji.

Na ratunek było już jednak za późno. Wypadek okazał się bowiem dużo poważniejszy w skutkach, niż początkowo sądzili specjaliści. Poza złamaniami kości, Henryk M. doznał również obrażeń wewnętrznych. Nierozpoznane pęknięcie jelit doprowadziło w ciągu czterech dni do rozległego zapalenia otrzewnej.

- Ojciec żył jeszcze przez dwa dni po operacji - opowiada zięć zmarłego. - Ale od tego czasu już ani na chwilę nie odzyskał przytomności. To był chłop zdrowy jak dąb! Przez całe życie nie był nigdy u lekarza. Po raz pierwszy trafił do szpitala dopiero po wypadku, w czerwcu ubiegłego roku. I ten pobyt zakończył się dla niego tragicznie…

- Sprawa Henryka M. trafiła do nas kilka miesięcy temu - potwierdza Krzysztof Wolski, prokurator rejonowy w Zgierzu. - Obecnie czekamy na opinie biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej, dotyczące przyczyn zgonu i ewentualnej odpowiedzialności lekarzy.

Prokurator, pytany przez dziennikarza „EI”, czy w obu tragicznych wypadkach pacjentami zajmowali się ci sami lekarze - nie potwierdził ani nie zaprzeczył.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto