Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rowerem śladami pomników Lenina

dominika.czerska
dominika.czerska
Święta, święta i po świętach. Jeden z najbardziej wyczekiwanych okresów w ciągu roku dobiegł końca. Wielotygodniowe przygotowania już za nami. Powoli czas zacząć myśleć o kolejnym, równie przyjemnym planowaniu.

Raz w roku jest bowiem taki czas, którzy kochają wszyscy zapracowani łodzianie, wszyscy Polacy. Jest czas gdy słońce jest dla nich łaskawsze, gdy mogą na chwilę zapomnieć o rutynie, codziennych obowiązkach, pracy czy niezadowolonym szefie. Urlop jest niczym błogosławieństwo spadające na głowy zapracowanych w momencie, gdy najciężej wytrzymać za biurkiem.

Poszukiwacze przygód

Agnieszka i Darek są już 20 lat po ślubie. Mieszkają na Bałutach, mają dorastającą córkę. Dobrze wiedzą, jak wykorzystać ten wyjątkowy czas w roku. - Mamy na to prosty przepis - połączyć pasję z pięknymi miejscami i mieszać tak długo, aż otrzyma się niesamowite wspomnienia - mówi Agnieszka.

Na co dzień oboje pracują w biurach. W czasie urlopu zmieniają się jednak w poszukiwaczy przygód i miłośników oryginalnych zakątków świata.

Krym

Jednym z takich zakątków była Ukraina, która zwiedzili... na rowerach. - Pomysł oczywiście był Darka, właściwie tak szalone pomysły zawsze są Darka. Ja tylko na to przystałam. Zawsze reaguje pozytywnie na jego propozycje - wspomina Agnieszka.

- Zacząłem myśleć nad tym już dwa lata wcześniej. Na początku cała podróż była w zarodku, siedziała w mojej głowie. Powoli, przez te dwa lata, myśl się jednak rozwijała i rosła. Robiłem tak zwany research, dowiadywałem się i przygotowywałem. Zarówno logistycznie jak i finansowo - opowiada Darek.

Dlaczego akurat Ukraina? - Sama nie wiem, to Darka tak ciągnie na wschód. Do podróży nie przygotowywaliśmy się pod względem fizycznym, nie było żadnych treningów. Trochę się tego bałam, że nie dam rady przyznaje Agnieszka.

Oboje, niemal od zawsze jeżdżą jednak na wyprawy rowerowe.

Agnieszka dojrzała, atrakcyjna kobieta. Na co dzień wykonuje pracę biurową. Gdy opowiada swoją przygodę, widać jak cała wraca do ukraińskiej ziemii.
Darek również pracuje w biurze, oboje wyglądają na wysportowanych, są opaleni. Znają się od podstawówki. W trakcie rozmowy Darek wspiera żoną niesamowitą pamięcią do nazw miejsc. Zupełnie jakby był tam wczoraj.

Początek przygody

- Wyruszyliśmy z dworca w Warszawie. Bilety na pociąg zakupiliśmy z trzy miesięcznym wyprzedzeniem. Wcześniej wymieniliśmy pieniądze, oczywiście na dolary. Taki przelicznik był odpowiedniejszy – mówi Agnieszka.
Darek jak zwykle dopowiada istotne fakty. – Najgorszy problem był ze spakowaniem rowerów, w pociągu nie spodziewaliśmy się zbyt dużo miejsca i wcale się nie pomyliliśmy. Rowery trzeba było rozkręcić na dworcu i spakować do toreb, które specjalnie wcześniej przygotowałem. Mina konduktorki, gdy nas zobaczyła z tymi bagażami, była bezcenna. Oczywiście mieliśmy oprócz tego inne bagaże. Namiot, karimata to niezbędniki, jedzenia wcale nie braliśmy. Wiadome, że w taką podróż należy spakować jak najwięcej najpotrzebniejszych rzeczy, aby w rzeczywistości wyszło ich mało i aby były lekkie.
Gdy Agnieszka podaje herbatę, Darek uruchamia płytę ze zdjęciami, aby wzbogacić swoją opowieść. Z góry jednak uprzedzają, że żadne zdjęcia nie oddadzą tego, co przeżyli i widzieli. Z pewnością mają rację.

Warszawa - Symferopol (Сімферополь)

Pociąg wyglądał na stary, w środku jednak była klimatyzacja. Był wewnątrz cały drewniany, przedziały były ciasne. - Co nas zaskoczyło to samowar, taki do przygotowania herbaty, znajdował się na korytarzu. Niespodziewaliśmy się czegoś takiego w pociągu na Ukrainę - mówi Agnieszka.
Darka zaskoczyło coś zupełnie innego. - W całym pociągu był zakaz otwierania okien, czuło się takie postkomunistyczne nawyki. Nie wolno i już. Co ciekawe konduktorka serwowała napoje, również alkoholowe. Zawsze były dobrze schłodzone.

Gdy przekraczali granice zaskoczyła ich jeszcze jedna rzecz. Kraj, do którego właśnie wjeżdżali, miał inne tory, szerszei. Po kolei, w każdym wagonie, zmieniano więc podwozie. - Nagle poczuliśmy, jak nasz wagon unosi się w górę. Podnieśli go na niewielką, jednak odczuwalną wysokość i rozpoczęli zmianę kół. Wszyscy byliśmy w szoku. Ludzie wyglądali przez okna, starając się zorientować, co się dzieje - wspomina Agnieszka.

Wkraczali w inny świat, mimo iż sąsiedzki to zupełnie różniący się od polskiej rzeczywistości.

Kijów

- Tam był pierwszy dłuższy, prawie czterogodzinny przystanek - relacjonuje Darek. - Nie poszliśmy jednak zwiedzać stolicy, bo zupełnie nie byliśmy przygotowani. Wcześniej o samej podróży nie wiedzieliśmy prawie nic. Obejrzeliśmy tylko dworzec, na którym mieliśmy przystanek. Cóż to był za dworzec, z jednej strony starodawny, piękny monumentalny. Z drugiej nowoczesny, sterylny. Dosłownie podzielony był na dwie części. Wszędzie jednak czuć było rosyjski przepych.

- Po zwiedzeniu tego dworca, aż żal patrzeć na Fabryczny - nie ukrywa Agnieszka. - Na dworcu przytłoczył nas ten przepych i tłumy. No i te patriotyczne pieśni puszczane z głośników. Coś w typie marsza, sama nie wiem. Dookoła płaskorzeźby dawnych władców. Oczywiście Lenina także. Wszyscy władcy przedstawieni na płaskorzeźbach byli w parach, mieli sąsiada. Lenina zawsze przedstawiano w pojedynkę.

- Zmęczony podróżą usiadłem na dworcu na takim parapecie. Natychmiast zjawił się stróż prawa tłumacząc, że tu nie wolno siadać. To się nazywa dbanie o swoje dworce, które, bądź co bądź, są wizytówką miasta - zauważa Darek.

Podróż trwała dwie noce i trzy dni. Gdy dojechali do Symferopolu, od razu ruszyli rowerami dalej, w głąb Ukrainy. O tym, że są już na Krymie, wymarzonym miejscu wakacji, poinformował ich tylko stary metalowy napis, który widzieli z okien pociągu. Na zdjęciu przypominał gorszą i bardziej zaniedbaną wersję napisu Hollywood.

- Dziennie robiliśmy od 30 do 60 kilometrów. Nie było to jednak tak proste jak w Polsce, trasa była górzysta, wszędzie serpentyny dróg. A właśnie drogi! To było coś! Ogromne dziury, nie zamknięte studzienki, do których wpaść można było razem z rowerem. Bywało niebezpiecznie - wspomina Darek, a Agnieszka od razu dodaje - Uprzedzaliśmy się nawzajem, ten kto jechał

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto