Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska lekarka w Nepalu. Dzieci, o których zapomniał świat

Anna Kołodziejska
Anna Kołodziejska - absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i wielokrotna medalistka zawodów w kickboxingu - spędziła kilka tygodni w Nepalu, niosąc pomoc potrzebującym. Jej misja lekarska w Himalajach już się skończyła, ale nawet z Polski można pomóc mieszkającym tam dzieciom.

Opuszczone, zapomniane, niekochane dzieci w Nepalu, o których zapomniał świat. Żyją na ulicach. Każdy dzień to dla nich walka o przetrwanie. Na opiekę rządu nie maja co liczyć. Tam politycy mają ważniejsze sprawy na głowie niż cudze dzieci. Jedyną nadzieją dla osieroconych maluchów są dobrzy ludzie, którzy będą gotowi się nimi zaopiekować, dać dach nad głową i chociaż namiastkę uczucia.

Rajendra był moim przewodnikiem w Himalajach. Raczej cichy. Stonowany. Na nic się nie skarżył i w ogóle mało o sobie opowiadał. Maszerował w nadprutych adidasach, wytartych sztruksowych spodniach i co dzień w tym samym, błękitnym t-shircie z kolorową plamą w miejscu po spranym nadruku. Ekwipunkiem zupełnie nie przypominał wytrawnego zdobywcy szczytów. A podobno turyści korzystają z jego usług nawet do kilkunastu razy w roku. I niemało za to płacą. Nurtowało mnie więc pytanie, czy to ubóstwo, czy minimalizm? Przyznam szczerze, że trochę też naigrywałam się z tej jego nieświeżej koszulki, odliczając dni, kiedy w końcu ją zmieni. A potem dowiedziałam się co może być przyczyną. Że być może nie ma innego ubrania, ponieważ wydaje pieniądze na ważniejsze rzeczy niż ciuchy. I zwyczajnie było mi wstyd.

Polska lekarka w Nepalu. Mount Everest ukryty za smogiem [ZDJĘCIA]

Rajendra prowadzi sierociniec. Kiedy postanowił go otworzyć miał 25 lat. Znalazł zagranicznego sponsora i dom, w którym mogłyby mieszkać maluchy. Ze znalezieniem potrzebujących nie było kłopotów. Dzieciaki po prostu zbierał z ulicy. O niektórych, żyjących z dala od miasta, wieści przekazywali mu dobrzy ludzie w nadziei, że mężczyzna wraz z żoną się nimi zajmą. Nie odmawiali.

Sierociniec funkcjonował tak od jedenastu lat dając schronienie, opiekę i przede wszystkim dostęp do szkoły dwudziestu pięciu dzieciakom. Co mnie bardzo zaskoczyło, dla samych podopiecznych to właśnie ten ostatni element wydawał się być najbardziej istotnym. Byłam pod wrażeniem, że tak młode osoby potrafią odpowiedzialnie myśleć o swojej przyszłości i zdają sobie sprawę, że edukacja jest dla nich jedyną szansą na wyjście z biedy.

Dom dla bezdomnych i zapomnianych działał tak przez przeszło dziesięć lat, aż nagle…Szok! Główny sponsor zamiast potrzebnych na utrzymanie ośrodka pieniędzy przesłał tylko informację, że kończy współpracę, a sierociniec należy zamknąć. Ale co z dziećmi?

Rajendra nie mógł i nie chciał się na to zgodzić. Sierociniec działa dalej, od stycznia zupełnie pozbawiony finansowania z zewnątrz. Jedynym źródłem dochodu pozostaje pensja przewodnika. Zdecydowanie zbyt niska, żeby wykarmić i ubrać prawie trzydziestoosobową rodzinę. Dla pięciu malców udało się znaleźć schronienie u dalszych krewnych i można było ich odesłać. Reszta została. Rajendra z żoną starają się z całych sił utrzymać sierociniec.

Polska lekarka w Nepalu. Mali krwiopijcy w obozie chirurgicznym

Odwiedziłam ich. Z drobnymi upominkami dla maluchów i torbą środków higienicznych. Rajendra wcześniej wspomniał, że im się przydadzą. Zrobiłam dzieciakom krótką lekcję opatrywania ran. Pokazałam co robić, jeśli któreś z nich się oparzy. Wystarczająco wielu pacjentów z powikłaniami spowodowanymi błędnym opatrywaniem ran pooparzeniowych widziałam wcześniej w szpitalu, by wątpić, że taka wiedza im się przyda.

Dzieci obsiadły mnie w kółeczku i chętnie słuchały. Chociaż miałam wrażenie, że zachwyt na ich twarzach spowodowany jest nie tyle prelekcją, co wizytą osoby z zewnątrz i nadzieją, że ktoś w ogóle się nimi interesuje. Po chwili mały chłopczyk położył główkę na moim ramieniu domagając się pieszczot, a kiedy nie zwracałam na niego uwagi, zaczął sam nią kręcić i ocierać, by poczuć chociaż namiastkę ciepła dorosłej osoby. Dzieciaki pytały mnie, czy zostanę z nimi na dłużej. Mimo ubóstwa chcieli podzielić się obiadem i namawiali, dopóki nie zgodziłam się chociaż na kubek herbaty. Nie mogłabym tam zjeść. Nie po tym, jak zobaczyłam ubóstwo w jakim żyją.

Jedyne zabawki, jakie maluchy mają do dyspozycji to duża, drewniana plansza do gry w kapsle, skakanka, stara opona od motoru i kijek do jej popychania. Tak, to już wszystko. W pomieszczeniu z napisem „biblioteka” tylko regał, a na nim parę pomiętych zeszytów. Żadnej książki. Dziewczynki biegały z mydłem, które im dałam, wąchając je i ciesząc się, że dostały tak świetny prezent. Chłopcy bawili się szczoteczkami do zębów, bo na rączkach był wytłoczony kształt samochodzika. Nijak się to miało do zasad higieny, ale widząc radość na twarzach nie potrafiłam zabrać im zabawki. Być może pierwszej własnej zabawki w ich życiu.

Ania wyrusza do Nepalu pomagać potrzebującym

Gdyby ktoś miał ochotę pomóc i wesprzeć sierociniec pod tekstem podane są dane do przelewu. Z Rajendrą pozostaję w kontakcie mailowym. Każdą ofiarowaną złotówkę (a raczej dolara lub nepalskiego rupla) przelaną na konto sierocińca obiecał wydać na najpotrzebniejsze rzeczy dla swoich podopiecznych. Spędziłam z tym człowiekiem tydzień w Himalajach. Widziałam dom, który prowadzi. Widziałam też jak on sam żyje. Tam się nie przelewa. Wraz z żoną i dwójką dzieci zajmują jeden pokój. Stoją w nim dwa łóżka. W tym jedno współdzieli córka - nastoletnia pannica - z półtorarocznym synkiem. Pozostałe dzieci mają piętrowe prycze. Każdy swoje. Jeśli trzeba na czymś oszczędzać, to w pierwszej kolejności Rajendra odmawia sobie. Podczas wizyty przywitał mnie w tym samym stroju i tej samej błękitnej koszulce którą nosił w Himalajach.

Jeśli uda się uzyskać jakąkolwiek pomoc, Rajendra obiecał przesłać zdjęcia dokumentujące na co przeznaczył pieniądze. Warto przy tym wspomnieć, że uprzedni darczyńca wysyłał co miesiąc 1 tys. euro, co wystarczyło na utrzymanie i edukację w prywatnej szkole 27 dzieci. Teraz podopieczni sierocińca trafili do placówek rządowych, dzięki czemu udało się zaoszczędzić nieco środków, jednak pomoc wciąż jest bardzo potrzebna.

*DANE DO PRZELEWU:
OFFICIAL NAME: Namaste Children Nepal
ACCOUNT NO: 01901063150011
BANKAR: Himalayan Bank Limited
ADDRESS: Thamel, Kathmandu, Nepal
SWIFT CODE: HIMANPKA

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto