Klienci przyznają, że wciąż szukają na rynku swoich ulubionych sprzedawców, którzy zmienili miejsca handlowania. Ale z drugiej strony targ został uporządkowany, nie wolno wprowadzać tam samochodów. To z kolei jest kłopotliwe dla sprzedawców.
– W mrozy można było przez chwilę posiedzieć i ogrzać się w aucie, teraz marzniemy – mówi Dorota Maciaszczyk, która w sobotę sprzedawała naczynia, meble, starocie. Do tego doszły wyższe opłaty za zajmowane miejsca (4 zł za metr kwadratowy). Przed reorganizacją rynku pani Dorota za swój placyk płaciła 50 zł dziennie, teraz 80 zł. W sobotę tłumów kupujących nie było, sprzedawców też pojawiło się nieco mniej niż zwykle. Wcześniej bywały dni, kiedy nie można było chodzić po rynku, taki panował ścisk. Być może w weekend mróz odstraszył klientów.
Sprzedawcy czekają na wiosnę. Wtedy ruch wzrasta, np. u pani Doroty ludzie kupują talerze, garnki, kubki, filiżanki i inne przedmioty potrzebne na działki. Los jedynego w Łodzi pchlego targu wisiał na włosku.
Władze miasta chciały we wrześniu ubiegłego roku zlikwidować handel w tym miejscu. Jednak w wyniku protestu sprzedawców i klientów rynek uratowano.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?