Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oby utopił się w naszych łzach...

Magdalena Grochowalska
M. Różejewicz i T. CzłapyCzłapowie z wnuczką Madzią oraz córkami Urszulą i Małgorzatą
M. Różejewicz i T. CzłapyCzłapowie z wnuczką Madzią oraz córkami Urszulą i Małgorzatą
Minęło dwa i pół roku odkąd były student Politechniki Łódzkiej Piotr Domański odebrał życie trzem osobom: dwóm taksówkarzom i pracownikowi parkingu. Oskarżony odsiaduje w więzieniu wyrok dożywocia.

Minęło dwa i pół roku odkąd były student Politechniki Łódzkiej Piotr Domański odebrał życie trzem osobom: dwóm taksówkarzom i pracownikowi parkingu. Oskarżony odsiaduje w więzieniu wyrok dożywocia. W marcu jego obrońcy wnieśli wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego. Dramat rodzin zamordowanych odżył...

Teresa Człapa, żona pierwszej ofiary Domańskiego - Wiesława Człapy do dziś nie może otrząsnąć się po tragedii. (Przypomnijmy: Domański zastrzelił W. Człapę, kiedy ten wracał do domu. Morderstwa dokonał przez pomyłkę. Chciał zabić właściciela kantoru, a parkingowy był do niego podobny).

Po śmierci męża pani Teresa popadła w ciężką depresję.

- Tuż po tragedii chciała skakać z okna - mówią córki Urszula i Małgorzata. - Potem przez rok korzystała z nieustannej pomocy psychologów i psychiatrów. Przez dwa tygodnie leżała też w szpitalu im. Jonschera. Groził jej wylew i paraliż prawej strony ciała. Bez przerwy wzywałyśmy do niej pogotowie. Nie mogła odpowiadać na pytania policjantów, bo zaraz mdlała.

Do dziś pani Teresa nie może mówić o mężu spokojnie. Cały czas płacze. Na szyi nosi srebrny łańcuszek z krzyżykiem, który kiedyś należał do jej męża. Na drugim łańcuszku zawiesiła medalion z dwoma zdjęciami: swoim i małżonka z okresu wczesnej młodości.

- Czy pani wie, że jak dzieci nie ma w domu, to ja mówię do jego zdjęcia? - pyta i znów ociera łzy. - To był taki dobry człowiek: dla niego istniały tylko dom, żona, dzieci...

Wdowa mieszka w 3-pokojowym mieszkaniu wraz z córką i wnukiem. Rodzina żyje z jej renty w wysokości 750 zł i skromnej pensji córki. Wnuk jest bezrobotny. Co miesiąc pani Teresa wydaje na leki 200 zł. Mówi, że po tragedii, poza jednorazową zapomogą z opieki społecznej w wysokości 2 tys. zł nie dostała od nikogo żadnej pomocy. Nikt też nie zaoferował jej porady psychologicznej, ani prawnej.

- Nie mieliśmy nawet pełnomocnika, bo nie wiedzieliśmy, że mamy do tego prawo - żali się. - Najbardziej jednak raniły nas ludzkie języki: mówiono, że obłowiłam się na śmierci męża. Ludzie zazdrościli, że miasto obiecało zapłacić za pogrzeb, a w końcu wszystko musieliśmy opłacić sami. Tylko właściciel firmy pogrzebowej wzruszył się naszym losem i nie wziął pieniędzy za trumnę, karawan, ani wieńce.

Jak horror rodzina wspomina też rozprawę sądową.

- Domański cały czas się uśmiechał, robił miny, żuł gumę - nie może przeboleć wnuk ofiary Dominik, któremu dziadek zastępował ojca.

- A obrońca oskarżonego mówił o moim mężu „ten parkingowy” - dodaje jego babcia. - Bardzo nas to bolało. Wreszcie córka nie wytrzymała i krzyknęła: Ten parkingowy też miał imię i nazwisko! Albo ta mowa adwokata: jak on mógł powiedzieć „na nieszczęście mój klient zostawił w samochodzie spodnie z legitymacją...” To znaczy, że szczęściem byłoby, gdyby go do tej pory nie złapano?

- W śledztwie policjanci zrobili mojemu synowi rewizję osobistą, bo nie spodobał im się jego wygląd. Sprawdzali, czy nie ma pokłutych rąk, zaglądali pod podeszwy. Potraktowali go jak potencjalnego przestępcę, a nie świadka, w dodatku wnuka ofiary.

- Najgorsze jest to, że to wszystko ciągle do mnie wraca - mówi wdowa. - Kiedy wychodzę do sklepu i przechodzę obok miejsca, w którym zginął mój mąż wciąż widzę tę plamę krwi na chodniku... A kiedy już jako tako dochodzę do siebie to dowiaduję się o kolejnej apelacji od wyroku i tragedia odżywa!

Beata Różejewicz, żona trzeciej ofiary Piotra Domańskiego jest dwudziestokilkuletnią dziewczyną. Sama wychowuje 3-letnią córeczkę Zuzię. W październiku 1998 r. jej mąż Piotr Różejewicz jak wszyscy taksówkarze szukał zaginionego kolegi Wojciecha Krasonia. Dzień wcześniej Krasoń pojechał na wezwanie klienta i od tej pory ślad się po nim urwał. 8 października 27-letni Różejewicz (tydzień wcześniej miał urodziny) akurat jechał z żoną do miasta, gdy dostrzegł samochód zaginionego. Skradziony wóz prowadził Domański. W środku wiózł ciała zabitych: Wojciecha Krasonia i Wiesława Człapy. Różejewicz zaczął gonić bandytę. Ten strzelił. Mężczyzna zmarł na rękach żony.

- Mój syn był sprawny fizycznie. Kiedyś trenował zapasy, miał 188 cm wzrostu, był dobrze zbudowany. Dałby radę mordercy, gdyby tamten nie miał broni - płacze matka zabitego Marianna Różejewicz. - Dlatego zabolało nas, kiedy obrońca oskarżonego stwierdził, że Domański zabił mojego syna w obronie własnej...

Po śmierci męża Beata Różejewicz została prawie bez środków do życia. Teraz otrzymuje na siebie i dziecko rentę w wysokości 498 zł. Sprzedała samochód, zamieszkała z matką.

- Inaczej nie byłabym w stanie się sama utrzymać - mówi. - Mama pracuje, ja muszę zajmować się małą. - Jedynymi osobami, które mi pomogły w czasie trwania tej tragedii byli koledzy mojego męża. Nie tylko z radia taxi Merc, gdzie pracował, ale także innych korporacji.

Taksówkarze najpierw złożyli się na pomoc finansową dla wdowy potem przez cały czas wspierali ją duchowo. Stali pod sądem, gdy odbywały się rozprawy, pocieszali.

- Tylko oni - podkreśla. - Żaden rzecznik praw ofiar, żadna instytucja wspierająca rodziny zamordowanych do nas nie dotarła.

Pani Beata przez pierwszy miesiąc po zabójstwie męża cały czas brała środki uspokajające. Do dziś na wspomnienie wydarzeń sprzed trzech lat płacze. Płacze też Marianna Różejewicz.

- To jego zachowanie tam... wtedy... gdy gonił Domańskiego... było takie dla niego typowe - mówi. - Zawsze pędził, gdy ktoś potrzebował pomocy. Pamiętam taki jeden sylwester. Noc, zimno. Nagle kolega zadzwonił z Poddębic, że stoi w śniegu. Piotr natychmiast narzucił na piżamę dres i pojechał... Taki był: każdy zawsze mógł na niego liczyć...

Pani Marianna jest na zasiłku przedemerytalnym. Mówi, że ani na chwilę nie może zapomnieć o swoim bólu.

- Przez rok w ogóle nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi. Na widok każdej taksówki płakałam. Znajomi bali się do mnie podejść. Każde święta są katorgą. Do dziś najlepiej czuję się w towarzystwie ludzi, którzy czują to co ja: pani Człapowej i Krasoniowej. Mój ból rośnie za każdym razem, kiedy słyszę w radiu i telewizji, że więźniowie muszą mieć lepsze warunki odsiadywania kary. Prawo, rząd troszczą się o morderców, o ich ofiary nie dba nikt...

Piotr Różejewicz osierocił 2-miesięczną wówczas córeczkę.

- Tuż przed śmiercią był taki szczęśliwy. Wszystkim opowiadał, jakie ma śliczne, mądre dziecko - wspomina matka. - Teraz gdy jesteśmy na cmentarzu, Zuzia pyta: „Babciu, dlaczego tata tutaj mieszka?...”

W miejscu, gdzie zginął Wiesław Człapa stoi dziś krzyż. Rodzina zamordowanego na każde święta, imieniny, pali przy nim znicze, kładzie kwiaty. Krzyż stoi też na ul. Śląskiej, gdzie został zabity Piotr Różejewicz. Także tam mimo upływu czasu wciąż leżą świeże kwiaty, płoną znicze.

- Nigdy nie wybaczę zabójcy - zarzeka się Teresa Człapa.

- Tego, co zrobił nie da się wybaczyć - dodaje Marianna Różejewicz. - Oby się utopił w naszych łzach...

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto