Ptaki zaanektowały puste mieszkanie na parterze. Dostają się do środka przez lufcik. Brudzą elewację budynku, parapet, a z lokalu wydostaje się nieznośny fetor odchodów.
Choć mieszkanie stoi puste od kilku tygodni, to ptaki siedziały w środku już wcześniej. Wpuszczał je lokator, który tam mieszkał, z zamiłowania gołębiarz. Dokarmiał je i trzymał na złość innym lokatorom. Został w końcu eksmitowany. Ale gołębie dalej traktują to miejsce jak swój dom.
- Te ptaki brudzą mi okna i balkon. Część lokatorów próbuje sobie z nimi radzić, ale to niemożliwe, skoro w bloku naprzeciwko mają duże gniazdo - mówi Adam Jankowski, który mieszka w sąsiednim budynku.
Jacek Tyrankiewicz, wojewódzki inspektor weterynarii w Łodzi, informacją o kłopotach ludzi jest zdumiony. - Miewamy zgłoszenia o gołębiach mieszkających na strychach i poddaszach, ale nie słyszałem jeszcze o dzikich lokatorach - mówi.
A gołębie to nie tylko problem brudu. - Ich kał może powodować zakażenia pasożytnicze i epidemiologiczne i prowadzić do wielu chorób alergicznych i colibakteryjnych. Ptaki stwarzają zagrożenie dla zdrowia - podkreśla Jacek Tyrankiewicz.
Jak to możliwe, że mieszkanie, po eksmisji lokatora, nie zostało zamknięte? - Przyszli jacyś ludzie ze spółdzielni, przylepili siatkę na wybite okno, ale jest dziurawa. I gołębie wchodzą do środka. Te ptaki przywiązują się do miejsca i nie chcą się wynieść - opowiada mieszkaniec drugiego piętra.
O komentarz poprosiliśmy Spółdzielnię Mieszkaniowę Teofilów, która administruje blokiem przy Traktorowej. Ale nie uzyskaliśmy w środę odpowiedzi.
Słów krytyki nie szczędzi administratorowi prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Ewa Nawalny.
- Byłam tam kiedyś na interwencji. Sytuacja jest bardzo poważna. Mieszkańcy powinni ochronić swoje balkony specjalną siatką i walczyć z administracją o zabezpieczenie domu.
* * * * *
Podczas gdy miasto i spółdzielnie mieszkaniowe z gołębiami nie dają sobie rady, prywatne instytucje mają na nie sprawdzone, a co ważniejsze - skuteczne sposoby.
Łódzka Manufaktura ściśle egzekwuje po prostu zakaz karmienia gołębi. Ochroniarze grzecznie proszą odwiedzających o nierzucanie na ziemię resztek chleba. Gołębie, inteligentne skądinąd stworzenia, nie widząc szans na kolację, nie przylatują tam ponownie. Odstrasza je też głośna muzyka, która rozchodzi się po całym rynku. Na bardziej oryginalny pomysł na walkę z gołębiami wpadł Klub Sportowy "Widzew".
Co kilka tygodni zamawia sokolnika. Mężczyzna przyjeżdża z drapieżnikiem, puszcza go na kilkadziesiąt minut, a gołębie w obliczu nieuchronnej śmierci same odlatują. To według ekologów, najbardziej humanitarny sposób odstraszania niechcianych ptaków.
Dzięki sokolnikowi kibice nie siedzą na brudnych krzesełkach, a po meczu nie mają odchodów na koszulkach.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?