- Moi zawodnicy potrafią zaskoczyć rywala i mam nadzieję, że dzisiaj to zrobią - mówił przed meczem Probierz. Dla niego było to wyjątkowe spotkanie, bo przecież Górnik w jego karierze odegrał wielką rolę. W czasie dwóch godzin w sobotę Probierz jednak o tym zapomniał, bo jego ŁKS dzisiaj bardzo potrzebuje punktów.
Czy łodzianie zaskoczyli górników? Być może przez chwilę na początku spotkania i na pewno w końcówce meczu. Przez większą część spotkania jednak przeważali zabrzanie i tylko szczęściu piłkarze ŁKS zawdzięczali, że nie przegrywali przynajmniej 0:2. Podopieczni Probierza grali ospale, tracili wiele piłek i nie umieli sobie poradzić z akcjami Górnika. A do tego już w 18. minucie przegrywali 0:1 po katastrofalnym błędzie Michała Łabędzkiego. Łódzki obrońca starał się blokować Aleksandra Kwieka i czekał, aż bramkarz Pavle Velimirović chwyci piłkę. Ten robił to mało zdecydowanie, ale kluczowe dla tej akcji było wyprzedzenie Łabędzkiego przez Kwieka. Pomocnik Górnika lekko kopnął piłkę w kierunku Prejuce'a Nakoulmy, a ten głową uderzył do pustej bramki. Łabędzki mógł jeszcze uratować sytuację i wybić piłkę, ale niestety w nią nie trafił.
- Nie da się ukryć, że sprezentowaliśmy rywalowi bramkę i musieliśmy za wszelką cenę gonić wynik - mówił Marek Saganowski.
Przez długie minuty sobotniego spotkania zabrzanie z niezwykłą łatwością przedostawali się pod bramkę Velimirovicia. Z kolei łodzianie nie stanowili żadnego zagrożenia, a ich strzały mogły co najwyżej wywołać uśmiech na twarzy Łukasza Skorupskiego, bramkarza Górnika.
W 56. minucie powinno być 2:0 dla Górnika. Kwiek minął w polu karnym obrońców i bramkarza ŁKS, a gdy zostało mu już tylko wbicie piłki do pustej bramki, to... nie trafił. To był kluczowy moment meczu.
- Myślę, że gdybyśmy strzelili gola na 2:0, to ŁKS już by się nie podniósł - powiedział po meczu piłkarz Górnika Marcin Wodecki i trudno się z tym nie zgodzić.
Wydaje się, że to, oraz dobra zmiana Tomasza Nowaka, który wszedł na boisko w miejsce bezproduktywnego Agwana Papikjana, odmieniło grę ŁKS, choć dopiero od 70. minuty łodzianie byli naprawdę walczącym zespołem. Wcześniej też jednak próbowali zdobyć gola, a sygnał do ataku dał Sebastian Szałachowski, który pognał po prawym skrzydle, ale jego dośrodkowanie zmarnował Antoni Łukasiewicz, skądinąd najlepszy piłkarz łódzkiej drużyny z tym meczu.
Aż wreszcie w 70. minucie ełkaesiakom udało się wyrównać, a bramkowa akcja jest wręcz wizytówką trenera Probierza, któremu najbardziej zależy na tym, by jego zespół szybko przechodził z obrony do ataku. Łukasiewicz odzyskał piłkę w środku pola, zagrał do Saganowskiego, a ten idealnym, wręcz chirurgicznie precyzyjnym podaniem zagrał do Szałachowskiego, który wyprzedził Adama Marciniaka i między nogami Skorupskiego skierował piłkę do bramki.
Od tego momentu ŁKS co chwila miał sytuacje, po których mógł pokonać bramkarza Górnika. Raz Skorupskiego uratował Nakoulma, wybijając głową piłkę z bramki po strzale Piotra Klepczarka. Ełkaesiacy wygrywali większość pojedynków, a każde dośrodkowanie w pole karne kończyło się groźną sytuacją. Najbliżej szczęścia był Szałachowski, który po dośrodkowaniu wprowadzonego w końcówce Cezarego Stefańczyka świetnie przyjął piłkę i natychmiast strzelił, ale trafił w słupek.
Ale i Górnik w końcówce mógł przechylić szalę na swoją stronę. Wodecki strzelił z ostrego kąta, Velimirović chyba zlekceważył to uderzenie, a piłka odbiła się od wewnętrznej strony słupka. Gdyby leciała kilka centymetrów bliżej środka bramki, zabrzanie wygraliby to spotkanie.
- Remis jest zasłużonym wynikiem dla obu drużyn - przyznał Saganowski. - Ma nadzieję, że wkrótce z Marcinem Mięcielem zaczniemy wreszcie strzelać bramki.
- Bramka. Tylko tego nam jeszcze brakuje i będzie dobrze - potwierdził słowa kolegi Mięciel.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?