Pani Anna Dąbrowska, pielęgniarka z Łodzi, kilka tygodni przed świętami została bez dachu nad głową. Łódzcy medycy i inni życzliwi mieszkańcy chcą jej pomóc odbudować życie na nowo.
Pani Anna pracuje w prywatnej przychodni i w miejskim szpitalu im. Jonschera. W sobotę, 13 listopada, miała pracować w szpitalu na nocną zmianę, w poradni świadczącej nocną pomoc medyczną. Z domku jednorodzinnego na łódzkich Chojnach wyszła około godz. 18. Pół godziny przed północą zadzwoniła do niej sąsiadka. - Wracaj, dom ci się pali – rzuciła przez telefon. Pani Anna wsiadła w taksówkę i przyjechała do domu. Gdy przyjechała, budynek stał już w ogniu.
- W pierwszej chwili nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają – mówi łodzianka.
W domu na szczęście nikogo nie było. Córka kilka tygodni wcześniej wyjechała za granicę, mąż , emerytowany pracownik schroniska dla bezdomnych, pojechał do niej, by pomóc przy wnukach. Wrócił do domu dopiero, gdy usłyszał o pożarze. Pani Anna nie wiem, co by było, gdyby tej nocy domownicy spali w domu. - Pożar wybuchł na poddaszu, gdzie wszyscy spaliśmy. Nawet nie chcę myśleć, co by się mogło stać – mówi pani Anna.
Pożar wyrządził wiele szkód: uszkodził sprzęty, cześć ścian, a pod wpływem ognia i lanej wody zawaliła się też część dachu.
- Zostałam tylko w tym, co miałam na sobie w pracy – mówi pielęgniarka. - Meble, pościel, ubrania zniszczyły się lub przesiąkły spalenizną. Z rzeczy będzie można wykorzystać tylko szkło – wylicza.
Pierwsze dni po pożarze małżeństwo spędziło u krewnych. Córka przywiozła najpotrzebniejsze rzeczy osobiste. Tuż po pożarze pomógł też personel szpitala im. Jonschera i przychodni w której pracuje pani Anna.
Teraz małżeństwo mieszka w wynajętym mieszkaniu. Ich dom nie nadaje się do zamieszkania, nie wiadomo jeszcze, czy da się go odbudować, czy też konieczna będzie rozbiórka.
Dom na Chojnach kupiony został dziewięć lat temu na kredyt, małżeństwo miało go spłacać jeszcze przez pięć lat. Kredyt był ubezpieczony, ale pani Anna nie wie jeszcze, ile wypłaci ubezpieczyciel.
Pogorzelcy nie są już młodzi. Anna ma 65 lat, jej mąż 67. Ich plan, by spędzić emeryturę w domku z ogródkiem w którym tak lubił pracować mąż pani Anny, legł w gruzach.
- Niestety w tym wieku znów musimy zacząć od zera – mówi pani Anna.
Córka pani Anny założyła zbiórkę internetową na portalu zrzutka.pl. Planowała zebrać 100 tys. zł, do tej pory udało się zdobyć 43 tys. zł. Jednak jest szansa na zebranie całej kwoty, bo zbiórka trwać będzie jeszcze pół roku. W promocję zbiórki zaangażowało się łódzkie środowisko medyków, o wpłaty apelowało m.in. łódzkie pogotowie. Nie wiadomo, kto odpowiedział na prośby, bo wiele wpłat jest anonimowych.
Pani Anna Dąbrowska cieszy się jednak ze wszystkich.
- 43 tysiące złotych to dla mnie ogromne pieniądze. Nie potrafię jednak wyrazić wdzięczności słowami. Od razu mam kluchę w gardle – mówi.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?