Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łodzianka dba o koty, jeże i ptaki na swoim osiedlu. Historia kociej mamy z Franciszkańskiej WIDEO

Agnieszka Jedlińska
Agnieszka Jedlińska
Wideo
od 16 lat
Pani Krysia nazywana przez sąsiadów kocią mamą zawsze miała serce do zwierząt. Trudno jej było przejść obojętnie obok chorego, czy zranionego zwierzęcia. Koty i psy przygarniała w swoim mieszkaniu, bez zastanowienia wspierała te, które zamieszkały w sąsiedztwie.

Łodzianka Krystyna Michalak od 46 lat opiekuje się kotami na swoim osiedlu. Przy ulicy Franciszkańskiej w Łodzi, przed blokiem, w którym mieszka piętnaście lat temu sąsiedzi pomogli jej wybudować specjalny dom dla wolno bytujących kotów. Jeszcze piętnaście lat temu mieszkało tam prawie 20 mruczków.

86-letnia kobieta pomimo swoich dolegliwości każdego dnia wyrusza na obchód po osiedlu i sprawdza, czy żadnemu zwierzakowi nie dzieje się krzywda. Martwi się przy tym, kto przejmie jej obowiązki, gdy ona całkiem opadnie z sił.

Zawsze miałam serce do zwierząt. W domu trzymałam siedem przygarniętych kotów i psa. Niestety teraz został mi jeden Szogun - opowiada pani Krystyna.

Krystyna Michalak wspomina czasy, gdy na osiedlu psów było mało, a kotów wolno żyjących bardzo dużo. Ustawiała im miski z wodą, organizowała karmę. Przez ponad dwadzieścia lat była związana z łódzkim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Dzięki wsparciu organizacji udało jej się koty sterylizować i kastrować, leczyć chore koty, kupować dla nich karmę. Niestety dzikie koty zawsze były kością sąsiedzkiej niezgody. Jednym podobało się ich sąsiedztwo, inni nie chcieli widzieć czworonogów w piwnicach, czy na klatce. Zdarzały się próby trucia kotów, czy strzelanie do nich z wiatrówki.

Co tu się działo. Musiałam wymyślić schronienie dla kotów, bo koty to dla osiedla dobrodziejstwo. Dzięki nim nie ma w sąsiedztwie myszy ani szczurów. Zadbane koty nie śmierdzą i nie roznoszą pcheł. Na szczęście trawnik był na tyle duży i rosło na nim dużo drzew, że udało się wygospodarować przestrzeń na koci domek - wspomina Krystyna Michalak.

Koci domek w ogrodzie

Krystyna Michalak w desperacji wymyśliła dom dla kotów wolno żyjących. Blisko dwadzieścia lat temu o pomoc poprosiła sąsiada. Zapłaciła za deski, a gotowy budynek wyłożyła starymi dywanami i kocami. Domek miał dyskretne otwory, którymi koty wchodziły do środka, był ocieplony i pokryty spadzistym dachem, który chronił przed deszczem i śniegiem, osłaniał też miski z jedzeniem. W różnych momentach mieszkało w nim 10-20 kotów obu płci. Z czasem zadomowiły się w nim jeże, które do dziś spędzają zimę ukryte pod grubą podłogą.

Jeże też dostają ode mnie suchą karmę i wodę, spryskuję je też kroplami przeciw pchłom i kleszczom. Karmię je wieczorami, kiedy gołębie już pójdą spać, bo im wyjadają z miski - mówi Krystyna Michalak.

Koci domek dzięki współpracy z administracją bloku, w którym mieszka Krystyna Michalak został otoczony specjalnym metalowym płotem, by koty były bezpieczne, zyskał też specjalną osłonę z wodoodpornej tkaniny, by nikt kotom nie zakłócał spokoju. W tej chwili z domku korzystają cztery koty: czarny Szogun pani Krysi, Fifek, kot jej sąsiadki z bloku i dwa wolno bytujące. Niestety koty do swojego domku przychodzą wieczorami. Choć miejsce jego usytuowania jest bardzo dyskretne i osłonięte drzewami i krzewami to koty w ciągu dnia czmychają przed psami. Coraz więcej szczekających czworonogów mieszka na osiedlu, a zielone skwery są atrakcyjne na spacery.

Niestety opiekunowie psów nie myślą o kotach, a swoje psy spuszczają ze smyczy i zupełnie nie kontrolują. Dlatego karmię moich podopiecznych albo bardzo wcześnie rano, albo późnym wieczorem - dodaje kocia mama.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto