Wagonik nie zahamował

Wypadek zdarzył s ię w sobotę po godz. 16. Izabela Małgorzaciak jechała wagonikiem kolejki górskiej z 11-letnią córką, Dominiką.

- Już na ostatnim wirażu czułam, że coś jest nie tak – mówi pani Iza trzymając się za potwornie bolący kark. – Powinniśmy hamować, a ciągle jechaliśmy. Przyciągnęłam córkę do siebie, a zaraz potem uderzyliśmy w wózek stojący na starcie kolejki.

Pasażerkami rzuciło w przód. Dominika stłukła sobie kolana. Pani Izabeli zaraz po zderzeniu głowa poleciała do tyłu, a w karku coś mocno chrupnęło...
- Przez parę minut nie mogłam się ruszyć, ale obsługa kolejki w ogóle się nie przejęła. Popędzali tylko nas, żebyśmy wysiadały – mówi poszkodowana. – Tylko ochroniarz zapytał czy wezwać pogotowie. Odmówiłam, bo myślałam jeszcze, że nic mi nie będzie, ale w niedzielę rano nie mogłam się już z łóżka podnieść.

Poszłam na pogotowie. Zrobili mi prześwietlenie, a w karcie informacyjnej wpisali skręcenie kręgosłupa.
- Nie wiem o żadnym wypadku - powiedział wczoraj reporterowi „Expressu” Michał Boguszewski z Eurolunaparku, choć jeszcze w niedzielą Izabela Małgorzaciak rozmawiała z nim na temat zdarzenia w wesołym miasteczku. - Gdyby zdarzyło się coś poważnego, to poinformowaliby mnie pracownicy. Urządzenia są bezpieczne i były kontrolowane, nawet tu w Łodzi. A jeśli chodzi o tę panią, to jesteśmy ubezpieczeni.

Z informacji uzyskanych przez „Expresss” wynika, że wypadek pani Izabeli nie był jedynym podczas pobytu Eurolunaparku w Łodzi. Wcześniej co najmniej dwukrotnie doszło do zderzenia wagoników kolejki górskiej: 24 sierpnia (nikomu nic się nie stało) i w ostatni czwartek, 7 września (również nie zadziałały hamulce wagonika kolejki górskiej, jakieś dziecko straciło zęby). Choć po każdym takim zdarzeniu kolejka powinna być wyłączona z użytkowania do czasu ponownej kontroli technicznej, to jednak pracowała bez chwili przerwy...