Od stycznia do końca listopada 979 osób padło ofiarami rozbojów. Straciły pieniądze, telefony komórkowe. Sprawcy tylko nieco ponad połowy napadów zostali zatrzymani.
W 2010 roku łódzcy policjanci za jeden ze swych większych sukcesów uznali zatrzymanie 36-letniego mężczyzny, który napadał na banki. Na koncie ma siedem skoków, podczas których ukradł 70 tys. zł. Wpadł w grudniu. Decyzją sądu został aresztowany na dwa miesiące, do czasu zakończenia śledztwa. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Ostatniego skoku 36-latek dokonał 10 listopada przy ul. Nastrojowej. - Przed godz. 18 wszedł do banku i przy ladzie zapytał o kredyt - opowiadają policjanci. - Był spokojny i kulturalny. Wyczekał moment, gdy w banku nie było klientów. Położył na ladzie przedmiot przypominający pistolet i zażądał gotówki. Pracownicy oddali rabusiowi pieniądze, a on spokojnie się oddalił.
Złodziejem okazał się mieszkaniec powiatu pabianickiego, który do tej pory nie był karany. Jest żonaty. Pracował w sklepie internetowym prowadzonym przez małżonkę.
Notowany nie był też 45-letni łodzianin, krawiec, który z nożem i zapalniczką w kształcie pistoletu napadł na sklep spożywczy i zakład fryzjerski. Gdy go zatrzymano, tłumaczył się, że potrzebował pieniędzy na alimenty. Pierwszy raz 45-latek zaatakował 3 listopada w salonie fryzjerskim przy ul. Nowej na Widzewie. Przyszedł jako zwykły klient. Nie budził podejrzeń. Poprosił 25-letnią fryzjerkę o strzyżenie i usiadł w fotelu.
Gdy usługa została wykonana, wyjął nóż i pistolet. Zagroził, że użyje broni, jeśli nie otrzyma pieniędzy. Przerażona kobieta oddała 400 zł i telefon komórkowy. Mężczyzna wybiegł na ulicę i zniknął. Dwa dni później w podobny sposób zaatakował w sklepie przy ul. Fabrycznej, ale tym razem sprzedawczyni go przegoniła.
Chwile grozy przeżył 42-letni taksówkarz, napadnięty nocą na początku grudnia przy ul. Wdzięcznej. Do auta wsiadł pijany 27-latek z nożem kuchennym, przyłożył nóż do boku kierowcy i kazał się wieźć do kasyna (nie podał jakiego). Kierowca ruszył, ale jego rozmowę z bandytą usłyszeli przez radio inni taksówkarze. Zaalarmowali oficera dyżurnego policji, a ten skierował w ten rejon radiowóz. Napastnika zatrzymano.
Także na początku grudnia pracownicy ochrony pochwycili 37-latka, który z bronią w ręku napadł na market Lidl przy ul. Dąbrowskiego. Podając się za pracownika, przed godz. 18 wszedł do pokoju, w którym kasjerka liczyła utarg. Wyjął pistolet. Kobieta dała mu kilkadziesiąt tysięcy złotych, bandyta schował je do kieszeni i zaczął uciekać. Ochroniarze go dogonili.
Jednym z najbardziej brutalnych był napad na 22-letniego studenta Politechniki Łódzkiej na początku listopada na krańcówce MPK przy ul. Rojnej. Chłopak został zaatakowany, gdy wysiadł z nocnego autobusu. Trzej bandyci w wieku 17-18 lat pobili go, a jeden ugodził nożem w nogę. Zabrali mu buty, kurtkę, telefon. 22-latek trafił do szpitala, a po miesiącu policja ujęła sprawców.
Łodzianie pytani przez dziennikarzy odpowiadają niezmiennie, że nie czują się w mieście bezpiecznie. Zaczepki pijanych żuli wystających w bramach na Piotrkowskiej i przecznicach to codzienność. Policja chwali się przede wszystkim sprawami, kiedy sprawcy zostają schwytani. A poziom przestępczości nie spada, w 2009 roku od stycznia do listopada rozbojów w Łodzi było praktycznie tyle samo, co w tym.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?