Trener Widzewa potrzebuje spokoju

Bez wątpienia ta sytuacja jest powodem zapalenia się w klubie przy al. Piłsudskiego ostrzegawczego żółtego światła. Tragedii jeszcze nie ma, ale wszyscy powinni sobie zdawać sprawę, iż kłopoty zbliżają się dużymi krokami.

Co bardziej radykalni sympatycy Widzewa głośno domagają się zmiany szkoleniowca. Ich zdaniem, zespół pod wodzą trenera Andrzeja Kretka nie prezentuje odpowiedniego stylu gry, co mają potwierdzać ostatnie wyniki drużyny.

Łodzianie nie wygrali od trzech spotkań, a w meczach z Legią Warszawa (0:1), Polonią Bytom (2:2) i Ruchem Chorzów (1:1) byli dalecy od formy, którą prezentowali na początku sezonu. Drużyna straciła waleczność, ambicję i wolę walki. Trudno rozgoryczonym fanom nie przyznać racji, ale należy się zastanowić, czy roszada na trenerskiej ławce w środku rundy przyniesie spodziewane rezultaty.

Można w to wątpić, bo dotychczasowe przykłady z ekstraklasy pokazują, iż nerwowość działaczy nie zawsze jest dobra dla klubowej jedenastki. Najlepiej obrazują to przykłady Polonii Warszawa i Wisły Kraków.

"Czarne Koszule" pod wodzą Pawła Janasa trzykrotnie zremisowały z Arką Gdynia 0:0, Polonią Bytom 2:2 i Śląskiem Wrocław 2:2. Z kolei Holender Robert Maaskant nie tchnął, nowego ducha w poczynania "Białej Gwiazdy". Wygrał zaledwie w debiucie 28 sierpnia z Polonią Bytom, a w pięciu następnych meczach trzykrotnie zremisował i dwa razy przegrał.

Dlatego wydaje się, że trzeba dać czas Andrzejowi Kretkowi, aby mógł nadal solidnie popracować z Widzewem. Szkoleniowcowi nie można przecież odmówić zaangażowania i serca do tego, co robi. Pewnie czas na rozliczenia przyjdzie po rundzie jesiennej. Wypada mieć nadzieję, że trener dobrze wykorzysta ten okres i w Widzewie nie dojdzie do sytuacji, w której na gwałt trzeba będzie myśleć o nowych rozwiązaniach, ratujących twarz drużyny.