MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Sukces łodzianki na scenie Opery Narodowej w Warszawie

Michał Lenarciński
Opera Narodowa przygotowała polską prapremierę „Podróży do Reims” Rossiniego – opery, która powstała blisko dwieście lat temu, a która w repertuarze teatrów europejskich znajduje się od lat...

Opera Narodowa przygotowała polską prapremierę „Podróży do Reims” Rossiniego – opery, która powstała blisko dwieście lat temu, a która w repertuarze teatrów europejskich znajduje się od lat... niespełna dwudziestu.

Rossini skomponował ją w 1825 r. dla uczczenia koronacji Karola X. Wkrótce jednak zabronił ją wystawiać, a niektóre jej fragmenty wykorzystał w „Hrabim Ory”.

Rekonstrukcji „Podróży...” dokonano dopiero w 1984 r. i od tej daty rozpoczął się jej triumfalny przemarsz przez najważniejsze sceny operowe naszego kontynentu.

Najważniejsze, bowiem konstrukcja opery wymaga angażowania najlepszych śpiewaków.

W Operze Narodowej osiągnięto zadowalający poziom wokalny przedstawienia. Najokazalej zaprezentowała się mistrzyni stylu rossiniowskiego – niezrównana Ewa Podleś: chluba światowej wokalistyki. Artystka partię markizy Melibei śpiewała jednak z pewnym wysiłkiem, dotychczas niezauważalnym w żadnej z kreacji. Może wpływ na inne niż zwykle pokonywanie wymyślnych konstrukcji koloraturowych miały śpiewane wcześniej przez Podleś ciężkie partie verdiowskie?

Satysfakcji dostarczyła także Edyta Piasecka w roli zwariowanej hrabiny Folleville, dobrze zaprezentował się w partii kawalera Belfiore Jose Manuel Zapata. Występująca w jednej z czołowych ról Anna Cymmerman (Corinna) – solistka Teatru Wielkiego w Łodzi – swój debiut na scenie narodowej może uznać za wielce udany. Artystka imponowała muzykalnością, finezją i czystością intonacji, swobodą z jaką poruszała się w rossiniowskiej stylistyce.

Pozostali soliści wypadli poprawnie, do dojmująco nieprzyjemnych przeżyć zaliczam mierne śpiewanie Amerykanina Rockwella Blake, który był (a, niestety, już nie jest) znakomitym wokalistą. Słowa uznania należą się chórowi (przygotowanie Bogdan Gola) oraz orkiestrze prowadzonej ręką rossiniowskiego guru – Alberta Zeddy.

Wiele niedostatków ma natomiast inscenizacja opery autorstwa Tomasza Koniny. Zaczęło się obiecująco: akcja przeniesiona do czasów nam współczesnych umieszczona została na dworcu kolejowym, na którym spotykają się zmierzający na koronację króla przedstawiciele wielu narodowości. Jakaż rozmaitość ludzkich charakterów i postaw, sportretowanych przez librecistę i kompozytora z ogromnym poczuciem humoru i sympatią! Jakże wspaniała możliwość nawiązania do filozofii jednoczącej się Europy.

Nic jednak takiego się nie stało. W finale, gdy ściany dworcowej poczekalni rozsuwają się ukazując tory kolejowe rozwidlające się w różnych kierunkach, z niebem włącznie, zachwyca forma zaproponowana przez Rafała Olbińskiego.

Smutny to jednak finał opery komicznej, wskazujący na pesymistyczne postawy twórców. Ale jeszcze bardziej smutne były kostiumy, charakteryzujące się złym gustem, stwarzające na scenie wrażenie pandemonium i spychające spektakl w odmęty prowincjonalnej estetyki. Niektóre artystki mogłyby wręcz wytoczyć proces kostiumografce, bowiem wyglądały w strojach projektu Lisy Lach-Nielsen jak otomany po nieudanym remoncie tapicerki.

*****

* „Podróż do Reims” Rossiniego, kierownictwo muzyczne Alberto Zedda, reżyseria Tomasz Konina, scenografia Rafał Olbiński i Tomasz Konina, kostiumy Lisa Lach-Nielsen. Premiera 6 i 8 kwietnia 2003 w Operze Narodowej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto