Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ondine - Colin i Alicja przyciągną widzów do kina. Czy słusznie? [recenzja]

Ewelina Murzicz
Ewelina Murzicz
Ondine, w którym główne role gra najgorętsza para w polskim showbiznesie, choć nie zachwyca, z pewnością stanie się hitem. Przynajmniej w Polsce.

Filmowa baśń Neila Jordana wydaje się być klasyką gatunku. Jest tu bowiem pewna tajemnica, nierealność świata i nastrojowa muzyka, a wszystko to majaczy na poetyckim tle dzikiej przyrody. Coś jednak w całej tej opowieści nie współgra ze sobą. Być może są to napuszone dialogi, zbyt wolne tempo akcji, albo po prostu okropnie konwencjonalne i rozczarowujące zakończenie.

Syrena, czy człowiek?

Jak na prawdziwą baśń przystało fabuła filmu jest iście magiczna. Oto przystojny, długowłosy rybak (Colin Farrel) wyławia ze swych sieci urodziwą dziewczynę (Alicja Bachleda-Curuś). Wyłowiona piękność nie jest skora do zwierzeń, nie chce opowiadać o swojej przeszłości nawet swojemu wybawcy. Co więcej, nie pozwala zawieść się do szpitala, unika kontaktów z ludźmi. Nic więc nie jest tu jasne, nawet tożsamość Ondine (tak jest nazywana), w której chora córka rybaka upatruje syreny. Nie wiadomo zatem czy podtopione dziewczę jest człowiekiem, czy może mitycznym stworem.

Cierpliwość wystawiona na próbę

Na rozwiązanie tej zagadki widz musi czekać długo, niestety zbyt długo. Jordan bowiem wystawia naszą cierpliwość na wielką próbę. Dopiero finał historii ujawnia prawdziwą tożsamość Ondine. W trakcie rozwoju fabuły niewiele dowiadujemy się także o pozostałych bohaterach. Obserwujemy Syracuse, alkoholika próbującego pozostać w trzeźwości, któremu przyszło żyć w irlandzkim miasteczku, a więc miejscu, gdzie wszyscy piją. Rzeczywistość na trzeźwo jest bowiem nie do zniesienia.

Równowaga zachowana

Oczom widza ukazana zostaje również córka rybaka, która przykuta do wózka inwalidzkiego charakteryzuje się nad wiek rozbudzoną dojrzałością. To ona jest katalizatorem całej akcji, której przenikliwa percepcja rzeczywistością każe zobaczyć w Ondin baśniową zjawę. W dużej mierze to właśnie dzięki postaci chorego dziecka, reżyserowi udaje się zachować równowagę pomiędzy magicznym a rzeczywistym światem.

Trzeba bowiem przyznać, że surowa, twarda irlandzka rzeczywistość nie zgrzyta w zderzeniu z mitycznym światem Ondine. Oba tak przecież różne światy, wspaniale się przenikają, przejmując od siebie najbardziej to, co najbardziej fascynujące.

Baśniowy kryminał

Ta równowaga niestety zostaje zachwiana przez kiepskie dialogi (może oprócz dowcipnych rozmów jakie Syracuse prowadzi z księdzem) i nierówne tempo akcji, która nagle przyspiesza w kosmicznym tempie, by za chwilę znów ciągnąć się ospale. No i jeszcze, niczym gwóźdź do trumny, okrutnie banalny kryminalny (!) finał...

Misternie budowany przez Jordana nastrój filmu zostaje stłamszony przez niedostatki fabuły. Stłamszeni jednak nie pozostają Farrel i Bachleda, których nie tyle kunszt aktorski, co płomienny romans poza ekranem, przyciągnie do kina wielu widzów. Ja też dałam się nabrać.

Czytaj także:
- Zapraszam do negocjacji, a nie jednostronnych żądań, czyli list Sadzyńskiego do szefa Camerimage
- Budżet na festiwale - zobacz, komu dadzą, a komu... zabiorą

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto