MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Polska 15 lat temu też była pogrążona w żałobie

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Dzisiaj przypada przedostatni dzień narodowej żałoby po katastrofie w pobliżu Smoleńska. Dokładnie piętnaście lat temu wybuch gazu w wieżowcu pogrążył mieszkańców Gdańska w żałobie.

Budynek przy ulicy Wojska Polskiego, jeden z krępych oliwskich wieżowców, powstał w początkach lat 70. Miał jedenaście pięter i w chwili tragedii mieszkało w nim blisko trzysta osób. Był ranek wielkanocnego poniedziałku 1995 r. Tuż przed godziną szóstą okolicą wstrząsnął huk eksplozji. Przerażeni mieszkańcy okolicznych domów, którzy wybiegli przed budynki i na balkony, zobaczyli dobrze znaną sylwetkę wieżowca, spowitą u podstawy kłębami wirującego pyłu, lekko przechyloną na bok. Niektórzy uznali za złudzenie to, że budynek był niższy niż poprzedniego dnia. Nie było to jednak złudzeniem. Rzeczywiście to, co pozostało z wieżowca, a pozostała większość, było niższe o trzy kondygnacje. Pył opadał szybko, a kiedy można było już przyjrzeć się miejscu wybuchu, okazało się, że parter i dwa najniższe piętra zniknęły, zupełnie jakby budynek zapadł się pod ziemię. Pozostałych 9 kondygnacji wyglądało mimo to całkiem solidnie.

Na ratunek

Akcja ratunkowa zaczęła się błyskawicznie. Już kilkanaście minut po wybuchu byli na miejscu członkowie różnych służb ratowniczych, nieco skonsternowani tym, że budynek pozbawiony podstawy jeszcze stoi. Na ocalałych piętrach cały czas znajdowały się dziesiątki mieszkańców, pierwszym celem stała się zatem w naturalny sposób ich sprawna ewakuacja. Nikt nie był w stanie powiedzieć jak długo górna cześć wieżowca zachowa stabilność.

Jeśli ktoś nawet nie słyszał eksplozji dowiadywał się o niej natychmiast po włączeniu dowolnego medium, z lokalną telewizją na czele. Temat katastrofy zdominował wiadomości tego dnia i wielu następnych. Na gdańskim kanale telewizyjnym przez cały dzień nie mówiono praktycznie o niczym innym. Były to początki wspólnego i medialnego przeżywania tragicznych wydarzeń, choć do powszechności i dogłębności przeżywania, jakiego jesteśmy świadkami obecnie, było im jeszcze bardzo daleko.

Ratownicy, którzy weszli do budynku słyszeli jak konstrukcja rusza się i trzeszczy, tak jakby dom ostatkiem sił usiłował wytrzymać i nie rozpaść się, a przez to dać czas na uratowanie tych swoich mieszkańców, którzy przeżyli wybuch. A tych było bardzo wielu. Widać ich było niemalże we wszystkich oknach i na wszystkich balkonach. Byli przerażeni, a większość wydawała się doskonale rozumieć, że ich los zależy od sprawności ratowników. Nie wszyscy jednak, co przypisać należy oczywistemu w takiej sytuacji szokowi, połączonemu z troską o dobytek życia zgromadzony w mieszkaniu.

Ewakuacja

Kiedy rozpoczęto wyprowadzanie ocalałych mieszkańców, większość sprawnie opuszczała trzeszczący w szwach budynek. Znaleźli się jednak i tacy, którzy próbowali zabierać z sobą to czy owo, a nawet bardzo skrupulatnie zamykać drzwi mieszkań. Uspokajani przez ratowników obietnicą policyjnego dozoru pozostawionego mienia, dawali się jednak na szczęście skierować ku bezpiecznym wyjściom z pułapki. Praca ratowników była, co normalne w takich sytuacjach, bardzo niebezpieczna. Ryzykowali swoim życiem, nikt bowiem nie potrafił powiedzieć jak wiele czasu pozostało do spodziewanego zawalenia się całego budynku.

Szczególnie dramatyczna była akcja na niższych z ocalałych pięter, bowiem tam znajdowali się ludzie, którzy przeżyli wybuch, ale w wielu przypadkach byli przysypani, lub wręcz przyciśnięci elementami konstrukcji wieżowca. Wszędzie tam dawało się wyczuć gaz, co groziło ponowną eksplozją. Trwał też pożar w rumowisku, który nie dość, że napełniał pomieszczenia dymem, to jeszcze groził ponowną eksplozją nagromadzonego w zakamarkach budynku gazu. W tych miejscach ratownicy dokonywali najbardziej heroicznych wyczynów tej akcji.

Wyprowadziwszy wszystkich, których w tej fazie akcji udało się odnaleźć, zarządzano kilkukrotnie ciszę, by dać szansę nieodnalezionym na wezwanie pomocy. Wprowadzono też do akcji psy, które nieomylnie wskazywały ratownikom miejsca, gdzie ciągle uwięzieni byli ludzie. Budynek osiadał, wszędzie sypał się tynk i kawałki betonu. Jasne było, że czasu jest coraz mniej. Kiedy wyglądało na to, że wszyscy, którzy przeżyli wybuch opuścili już wieżowiec, zaczęto zastanawiać się co robić dalej. Zakładano, że wśród gruzów dolnych, zawalonych kondygnacji, do których nie dało się dotrzeć, ciągle są jeszcze żywe ofiary.

Na miejsce katastrofy ściągnięto licznych specjalistów, których wiedza mogła być przydatna w akcji ratunkowej, a wśród nich architekta, który budynek zaprojektował i kierownika budowy. W tej tragicznej sytuacji obaj mieli właściwie powód do dumy. Ich dzieło przetrwało w większości eksplozję, która na pierwszy rzut oka powinna była doprowadzić do zawalenia sie całości budynku...

Druga eksplozja

Późnym wieczorem 17 kwietnia koordynatorzy doszli do wniosku, że jedyną metodą dotarcia do resztek dolnych kondygnacji w poszukiwaniu ofiar, jest wysadzenie stojącej jeszcze części w powietrze. Cała sztuka polegała na tym, by tak rozmieścić ładunki, by przynajmniej część budynku zawaliła się nieco na bok. Na usilne prośby ocalałych mieszkańców do wieżowca weszli ponownie ratownicy, tym razem w celu usunięcia z niego przedmiotów wartościowych i ważnych dla przyszłości ludzi. Budynek chwiał się już na dobre. Czasu było niewiele.

Wytrzymał jednak do następnego ranka, kiedy o świcie rozmieszczono ładunki wybuchowe, które około południa odpalono. Moment wysadzania ruiny transmitowały wszystkie kanały telewizji. Niemal natychmiast po opadnięciu pyłu ruszono do odgruzowywania dziesięciometrowej wysokości rumowska. Ciągle liczono na to, że uda się u jego podstaw odnaleźć kogoś, kto jakimś cudem przetrwał.

Jak zwykle bywa w podobnych przypadkach, ujawniła się bezinteresowna szlachetność ludzi. Każdy kto mógł starał się pomóc. Szczególnie cenna była materialna pomoc firm, które nie pytając o zapłatę, dostarczały na miejsce katastrofy deski, maski przeciwpyłowe i inne potrzebne rzeczy. W pośpiechu i strachu przed gazem, który ciągle ulatniał się gdzieś głęboko w rumowisku, kontynuowano akcję, która nie przyniosła jednak spodziewanych efektów. Jedyną istotą, którą wydobyto żywą z gruzowiska był kot, który przerażony i zakurzony, udowodnił, że kocie życie jest twarde i da się, będąc kotem, przetrwać dwie kolejne eksplozje.

Solidarność i żałoba

Akcja trwała ponad 80 godzin, brało w niej udział z górą półtora tysiąca ratowników. Uratowano 49 osób, odnaleziono 19 ciał osób, które zginęły. Później okazało się, że katastrofa odebrała życie 22 osobom. Jej przyczyny nie zostały nigdy definitywnie wyjaśnione. Niektórzy twierdzą, że ktoś ukradł zawory gazu, inni, że tragedię spowodował obłąkany mieszkaniec, który kierował się trudnymi do sprecyzowania motywami, a nie można go było przesłuchać, bo został pod gruzami. Sporo mówiło się za to o bezpośredniej przyczynie eksplozji, którą miało być zapalenie w piwnicy światła przez panią, która jak co dzień, szła rano nakarmić gnieżdżące się tam bezpańskie koty.

Wybuch gazu w wieżowcu w Oliwie był jednym z wydarzeń tzw. "czarnej serii" katastrof w Gdańsku, do której zalicza się ponadto pożar w Hali Stoczni i wypadek autobusu w Kokoszkach w 1994 r. W miejscu, z którego uprzątnięto gruz powstał po dwóch latach od tragedii nowy budynek, do którego wprowadzili się ci, którzy wówczas przeżyli. Nie obyło się bez utarczek o to komu i ile metrów kwadratowych się należy i innych sporów, które lepiej przemilczeć. Wtedy jednak, kiedy trzeba było ratować ludzi, wszyscy mieszkańcy Gdańska, i nie tylko my, byliśmy na miejscu katastrofy, albo osobiście albo myślami. Wielu przesyłało ofiarom najpotrzebniejsze rzeczy i wpłacało pieniądze na specjalne konto, by im pomóc. Tak jednoczą nas tragiczne wydarzenia. Szkoda, że tylko one...

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto