Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odszedł mecenas Stanisław Owczarek

Mariusz Goss
W kalendarzu pod datą 19 maja miał wpisane tylko dwie notatki: o procesie, w którym bronił celników, i o turnieju golfowym pod Olszynem. Tego dnia po porannej rozprawie podjechał do domu, zamienił garnitur na strój ...

W kalendarzu pod datą 19 maja miał wpisane tylko dwie notatki: o procesie, w którym bronił celników, i o turnieju golfowym pod Olszynem. Tego dnia po porannej rozprawie podjechał do domu, zamienił garnitur na strój sportowy i pośpiesznie ruszył do Naterek.

Kilka godzin później do Łodzi dotarła tragiczna wiadomość: adwokat Stanisław Owczarek, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, wizytator Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi, sędzia sądu dyscyplinarnego Naczelnej Rady Adwokackiej - zginął w wypadku w okolicach Mławy.

Na remontowanym odcinku drogi jego auto wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo. Mecenas zginął na miejscu. Miał 54 lata. Wczoraj na łódzkim cmentarzu na Dołach żegnały go tłumy.

- Staszek odszedł tak nagle… Wciąż nie mogę w to uwierzyć - mówił Mirosław Drzewiecki, jego przyjaciel, poseł Platformy Obywatelskiej.

Dla wielu adwokatów Owczarek był uosobieniem zawodowego ideału. Aplikanci przychodzili na sale sądowe z dyktafonami, by nagrywać jego wystąpienia.

- Miał wyrazistą osobowość, potrafił walczyć bardzo twardo, ale nie faulował. Nie przenosił emocji z sali sądowej na korytarz - charakteryzują go partnerzy z kancelarii, Wiesław Wolski i Andrzej Wosiński.

Mecenas Wojciech Woźniacki wspomina, że Stanisław Owczarek potrafił się skupić i w kilka chwil znaleźć w zgromadzonym materiale dowodowym wszystkie ułomności. - Jego repliki były druzgocące. Nie musiał, jak inni, prosić o czas na zastanowienie i sięgać do literatury - dodaje.

Mecenas Owczarek nie obiecywał klientom uniewinnienia, jeśli nie widział na to szans.

- Po kilku minutach rozmowy wiedział, czy jego klient kłamie czy nie - wspomina mec. Lech Gąsecki. - Dla adwokata ważne jest przekonanie o racji klienta. Staszek zawsze doradzał, ale nigdy nie decydował za klienta. Niewątpliwie był najwybitniejszym adwokatem, specjalistą w dziedzinie prawa karnego w Łodzi.

Rolnik jedzie do fotografa

W czasach, gdy Stanisław Owczarek studiował, nie było "wyścigu szczurów". Ambicją większości studentów było zaliczenie egzaminów. Wszyscy wiedzieli, że ukończenie studiów prawniczych otwierało drzwi nie tylko do kariery sądowej, prokuratorskiej lub adwokackiej.

- Wśród studentów wyróżniał się dociekliwością, z jaką pytał o stosowanie prawa karnego w praktyce - wspomina prof. Witold Kulesza, karnista z Uniwersytetu Łódzkiego i szef pionu śledczego IPN.

Kulesza został po studiach asystentem i opiekunem "Koła Młodych Prawników", do którego należał Stanisław Owczarek. Pamięta, że w finale konkursu krasomówczego w Lublinie późniejszy wiceprzewodniczący Trybunału Stanu wylosował rolę obrońcy w procesie, w którym wszystkie dowody świadczyły przeciwko rolnikowi podejrzanemu o zabójstwo. Świadek rozpoznał go ze zdjęcia w dowodzie osobistym. Inni uczestniczy konkursu prosili o jak najniższy wymiar kary. Owczarek zwrócił się do jury: "chcecie skazać niewinnego człowieka".

Stwierdził, że zgodnie z obyczajami panującymi na wsi, wyprawa do fotografa wymusza "przemianę" rolnika, który przed wyjazdem goli się, zakłada odświętną koszulę i krawat. Argumentował, że ten sam rolnik na co dzień nie zwraca uwagi na fryzurę, chodzi z kilkudniowym zarostem, często w przybrudzonym ubraniu.

Podczas przemowy poprosił członka jury o pokazanie dowodu osobistego i dokładnie opisał różnice pomiędzy osobą widniejącą na fotografii a siedzącą na sali. Otrzymał wówczas jedną z dwóch pierwszych nagród.

Sędzia w Łasku

Po studiach Stanisław Owczarek wybrał aplikację sędziowską, awansując w wieku 30 lat na stanowisko prezesa Sądu Rejonowego w Łasku. Był 1982 rok, stan wojenny. - Tajemnicą poliszynela było, że władza naciskała wówczas na sędziów - mówi mec. Lech Gąsecki.

Rok później Stanisław Owczarek zrezygnował z zawodu sędziego i wpisał się na listę radców prawnych. Od 1985 roku, przez cztery lata, pracował w Zespole Adwokackim nr 3.

- W czerwcu 1989 roku na pytanie "czy zakładamy kancelarię?", natychmiast odparł "tak" - wspomina mec. Wosiński. - To była pierwsza prywatna kancelaria w Łodzi.

Budynek "Kancelarii Adwokackiej Owczarek Wolski Wosiński i Partnerzy" widać z okien Sądu Okręgowego i stojącego po sąsiedzku Wydziału Prawa UŁ. Dla studentów uzyskanie aplikacji w kancelarii OWW jest szczytem marzeń. Jak dotąd pragnienie to stało się udziałem 18 absolwentów prawa, m.in. Cezarego Grabarczyka, posła PO.

Zacięcie detektywistyczne

Kluczowy w karierze zawodowej Owczarka okazał się proces dziennikarza, oskarżonego o zabicie ciężarnej żony. Prokuratura nie brała pod uwagę zeznań świadków, które nie potwierdzały tezy o winie podejrzanego. W płomiennej mowie mec. Owczarek argumentował, że oparcie prawa na intuicji prokuratora i sądu cofnęłoby sądownictwo do czasów inkwizycji. Sąd uniewinnił dziennikarza.

Mecenas bezinteresownie udzielał koleżeńskiej pomocy adwokatom, sędziom, prokuratorom i policjantom. Mało kto wie, że miał także… zacięcie detektywistyczne. Kiedyś bronił mężczyzny oskarżonego o zabójstwo. Klient twierdził, że jest niewinny. Opowiedział, że był w tym czasie w Kołobrzegu i wybrał się na kabaret Tadeusza Drozdy.

Owczarek pojechał na Wybrzeże i sprawdził informacje oskarżonego. Wezwany na świadka artysta potwierdził autentyczność zdjęcia zrobionego z oskarżonym po spektaklu.

Mec. Wosiński uważa, że analiza zasad obrony koniecznej, której mec. Owczarek dokonał w głośnej sprawie Józefa Banasiaka oskarżonego o zabójstwo włamywacza, miała wpływ na nowelizację kodeksu karnego.

Zorganizowany aż do bólu

Stanisław Owczarek, według relacji partnerów, potrafił doskonale zorganizować swój czas. Przyjeżdżał do pracy przed godz. 8 i przeglądał prasę. Później, do godz. 15 uczestniczył w rozprawach, a wieczorami przyjmował klientów. W soboty przed południem jeździł do aresztu śledczego lub uzgadniał z klientami linię obrony.

W wolnym czasie chętnie chodził do kina. Lubił też grać w brydża i pokera. - Prawie zawsze wygrywał - wspomina mec. Gąsecki. - I to niezależnie, jakie miał karty. Umiał podejmować ryzyko. Jednak nie graliśmy o duże stawki, bardziej liczyły się emocje.

Był bardzo ciekaw świata i zdążył dotrzeć do wielu miejsc, o których marzył od dzieciństwa. W czasach studenckich zjeździł ówczesny ZSRR, dotarł nad Bajkał. W Stanach Zjednoczonych olbrzymie wrażenie zrobił na nim Wielki Kanion i Nowy Jork. Towarzyszącym mu przyjaciołom narzucał duże tempo zwiedzania.

W jego życiu ważną rolę odgrywał sport. W szkole pływał, w czasach studenckich wspinał się, a wśród adwokatów wyróżniał się umiejętnościami piłkarskimi.

- Założył po raz pierwszy narty, wjechał wyciągiem na halę Szrenicką w Szklarskiej Porębie i przez kilka godzin ćwiczył na polance - wspomina mec. Wosiński. - Kiedy znaleźliśmy się na dole, Staszek mógł już powiedzieć: "umiem jeździć".

Trzy lata temu zafascynował go golf. W przerwach pomiędzy rozprawami jeździł do Woli Błędowej, żeby poćwiczyć. - Długo go namawiałem, aby spróbował - opowiada mec. Lech Gąsecki. - Obiecał rozpocząć treningi, gdy w pobliżu Łodzi powstanie pole golfowe. W trzy lata pokonał dystans dzielący go od doświadczonych golfistów. Zaczął wygrywać i z satysfakcją gromadził puchary w kancelarii adwokackiej. W tym roku chciał wygrać mistrzostwa Polski adwokatów.

Oczko w głowie

Mecenas, mimo intensywnego życia zawodowego, niezwykle cenił rodzinę. Mówił, że "właściwa towarzyszka życia to połowa sukcesu".

- Tworzył z Basią parę, która pięknie się dopełniała. Potem przyszedł na świat Piotrek, oczko w głowie Staszka - mówi Witold Kulesza. - Staszek mówił, że "o uczucia najbliższych trzeba przez cały czas zabiegać i nieustannie je pielęgnować".

Według relacji przyjaciół, mecenas zawsze potrafił znaleźć czas dla syna.

- Uczestniczył w corocznych wyjazdach na narty, które na przełomie listopada i grudnia organizowaliśmy od 23 lat pod hasłem "ojcowie i dzieci" - mówi mecenas Wosiński. - Staszek cieszył się z postępów Piotrka na stoku.

Wspomina prof. Witold Kulesza: - Staszku, Piotruś będzie wyższy od ciebie - powiedziałem kiedyś, widząc jak rośnie syn mojego przyjaciela. A Staszek wtedy odparł: "On będzie nie tylko wyższy, ale także większy ode mnie".

Bardzo chciał przekazać wiedzę prawniczą synowi. Był dumny, gdy Piotr w ubiegłym roku dostał się na studia.

- Piotrek nie będzie już miał okazji zobaczyć, jak ojciec stosuje prawo, ale został wychowany w domu, w którym wpojono mu umiłowanie zasad i wartości - mówi prof. Kulesza. - Ma więc szanse spełnić marzenie ojca.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto