Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

(Nie)grzeczni chłopcy

Agnieszka Gospodarczyk
Zakład w Ignacewie od kilku lat jest ośrodkiem półotwartym: strzeże go tylko kilka kamer i trzech strażników.
Zakład w Ignacewie od kilku lat jest ośrodkiem półotwartym: strzeże go tylko kilka kamer i trzech strażników.
Zakład Poprawczy w Ignacewie od wielu lat cieszy się złą sławą: ucieczki, bunt, kradzież, fala, „niepowroty” z przepustek. Dyrektor, wychowawcy i nauczyciele robią wszystko, żeby zatrzeć tę fatalną opinię.

Zakład Poprawczy w Ignacewie od wielu lat cieszy się złą sławą: ucieczki, bunt, kradzież, fala, „niepowroty” z przepustek. Dyrektor, wychowawcy i nauczyciele robią wszystko, żeby zatrzeć tę fatalną opinię.

Na nasze powitanie ośrodek lśnił czystością. Widać było, że z trawników dopiero co zjechała kosiarka, a blask świeżo pobielonych krawężników aż raził oczy. Estetyczne, zadbane klasy i lśniące korytarze. Oprowadzano nas po warsztatach i sterylnym internacie. Wszędzie witały nas zaciekawione spojrzenia nastolatków, którzy wyglądali jakby wycięto ich z jednego szablonu: ogolone na łyso głowy, luźne sportowe ciuchy i tatuaże w każdym kształcie i miejscu ciała.

Ja się ich nie wstydzę

Dyrektor ZP na pytania o niechlubną przeszłość swojej placówki nabiera wody w usta.

– Nie będę rozmawiał o ucieczkach i innych przykrych wydarzeniach w ośrodku, które miały miejsce przed laty – mówi dyr. Krzysztof Waligórski – Żadnego z chłopaków tu nie zapraszaliśmy, to sądy kierują ich do nas. Żadnego się też nie wstydzimy, kiedy wychodzimy z nimi poza mury ośrodka.

Zdaniem dyrektora to wyłącznie media wyrobiły i utrwaliły złą sławę „Ignacewa”. Ale fakty mówią same za siebie. To właśnie tu sześciu wychowawców od lipca 1998 roku pozwalało zostawać na przepustkach wychowankom o ponad 60 dni dłużej niż pozwalał na to regulamin. Sąd jednak uniewinnił kadrę, argumentując, że „nie działała na szkodę interesu publicznego, bo dłuższe urlopy miały swoje uzasadnienie we wzorowym zachowaniu podopiecznych”. Jednym z sądzonych wychowawców był Antoni T., b. dyrektor placówki, który podał się do dymisji po tym, jak zataił ucieczkę pięciu chłopców. Tłumaczył: „chciałem uniknąć rozgłosu w mediach”. Pięciu uciekinierów ujęto po kilkunastu godzinach, ale wstyd pozostał. Ucieczki z Ignacewa, to niestety nie pierwszyzna. Dramatyczny przebieg miała sprowokowana we wrześniu 1997 roku, kiedy to 13 wychowanków wznieciło bunt. Pięciu z nich sterroryzowało nożem kierownika internatu i wywiozło go w bagażniku samochodu do stolicy. Dwa miesiące później 7 wychowanków wyłamało kratę w oknie łazienki, by posmakować wolności. W 2001 roku o poprawczaku znów zrobiło się głośno, bo... został okradziony. Zginęły komputery o wartości blisko 12 tys. zł. Złodzieje przecięli siatkę ogrodzeniową, swobodnie przemaszerowali do głównego budynku, przepiłowali kraty, wyważyli okno i złupili salę informatyczną. Sprawców nigdy nie odnaleziono, ale policjanci byli pewni, że złodzieje doskonale orientowali się w rozkładzie sal. W 2002 r. trzech osadzonych podstępem obezwładniło strażnika, potem go pobiło i uciekło.

Kiedy emocje obecnego dyrektora opadają, po kilkudziesięciu minutach rozmowy, chwali się, że „od 3 lat w Ignacewie nie było żadnej ucieczki”.

Tatuaż z... magnetofonu

Dzień w poprawczaku toczy się zwartym, regulaminowym rytmem: pobudka o 7.00, śniadanie, gimnastyka, od 8.00 szkoła (również w soboty), 3,5 godz. pracy w warsztatach: stolarskim, ślusarskim, mechanicznym. Apel o 15.00, obiad, nauka, wyjścia do kina, teatru, na basen, do biblioteki, wypożyczalni video. Dla prymusów jest siłownia i kółko informatyczne. Czasem organizowane są zawody sportowe albo występy różnych zespołów, ostatnio Golec uOrkiestry. Dwa razy do roku jest dyskoteka. Wtedy do Ignacewa przyjeżdżają dziewczyny z ośrodka w Falenicy.

W Ignacewie nie ma ferii świątecznych, ale w wakacje 10 najgrzeczniejszych chłopców wyjeżdża z dyrektorem na obóz. W tym roku były Mazury i spływ kajakowy Czarną Hańczą. Za rok będzie obóz żeglarski. Każdy z podopiecznych ma prawo do 65-dniowego urlopu poza murami ośrodka.

O 21.30 w budynku panuje „bezwzględna cisza”. Kiedy pytamy czy nie za wcześnie, jeden z wychowawców wybucha: – To nie są kolonie! Cisza nocna jest chyba tylko w regulaminie, bo chłopcy wieczorem wprowadzają w życie swoje zasady. Tajemnicą poliszynela są zabawy w „kocenie” nowo przybyłych, choć zdaniem dyrektora w Ignacewie nie ma grypsujących, „fali”, ani wykorzystywania seksualnego.

Chłopaki wiedzą jednak swoje. Ostatnio z nudów zrobili sobie maszynkę do... tatuażu. Do szczęścia, niczym filmowym McGyverom, wystarczył sprawny silniczek z magnetofonu” i igła. Skończyło się na żółtaczce...

Przechodzą... samych siebie

Wielu osadzonych, to zagorzali kibice piłki nożnej. Uczestniczą w pracach społecznych, np. w sprzątaniu stadionu Widzewa, żeby potem móc za darmo obejrzeć ligowy mecz. Nie zawsze praca jest narzucona odgórnie. Czasem zaskakują... samych siebie.

Zimą kilku z nich pomogło w zorganizowaniu ogólnopolskich zawodów w grę w bule i gdyby nie ich zaangażowanie zawody nie odbyłyby się.

– To naprawdę dobre chłopaki, których skrzywdził los i otoczenie – mówi dyrektor. – Kiedy jednemu z nich potrzebny był aparat słuchowy, sami zrobili zbiórkę pieniędzy. Oddawali swoje kieszonkowe na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.

W gabinecie dyrektora rzucają się w oczy solidne meble w miodowo-brązowym odcieniu. To efekt pracy chłopaków-stolarzy. Kierownik warsztatów tłumaczy, że prawie wszystkie meble w budynkach Politechniki Łódzkiej wyszły spod ręki jego uczniów.

– Dajemy im wiele możliwości – podkreśla dyrektor Waligórski. – Mogą skończyć tu szkołę: od podstawówki do zawodówki, nauczyć się konkretnego zawodu. Czeladnik, uczeń drugiej klasy zawodówki, dostaje prawie 100 zł kieszonkowego.

W tym roku liczba podań do ZP przekroczyła możliwości placówki. Na 72 miejsca w schronisku dla nieletnich i zakładzie poprawczym jest „chętnych” ponad 90 chłopaków. W Warszawie z powodu przepełnienia mniej groźni chłopcy są odwożeni do... domów dziecka. Dyrektor podłódzkiego ośrodka twierdzi, że o niczym takim nie słyszał.

Rozróby uliczne

Krzysztof Waligórski nie zgodził się, aby którykolwiek z wychowanków osobiście opowiedział nam jak żyje się w Ignacewie. Tłumaczył, że żaden z nich nie zechce pokazywać się na zdjęciach, a już na pewno nie będzie rozmawiać z dziennikarzami. Dyrektor nie miał do końca racji, bo niektórzy chłopcy niczym zawodowi modele pokazywali „dziary” na ramionach i sami garnęli się do rozmowy.

– Ch... tu jest – mówił krępy chłopak w adidasach – Wszystko na gwizdek, ja tak k... nie lubię. Wolę poleżeć, pogadać, a nie zapier... cały dzień. Jak nie szkoła, to heblowanie desek.

Jego kompanowi wyraźnie nie spodobał się fotoreporter „EI”.

– Ja to się lubię tłuc – mówił zaczepnie właściciel niekompletnego uzębienia. – Takie uliczne rozpierduchy lubię. Tobie też bym chętnie wjeb....

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: (Nie)grzeczni chłopcy - Łódź Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto