Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Tomaszewski: twórca szkoły tańca, gdzie instruktorzy pracują wolontaryjnie

Anna Wójcik
Anna Wójcik
- To będzie intensywny rok, ale nie żałuję, że zostawiłem studia dla stworzenia szkoły tańca - mówi Maciek Tomaszewski.

Na co dzień pracuje jako korepetytor z matematyki i fakturzysta w jednej z łódzkich firm. W wolnych chwilach uczy tańczyć tych, którzy to kochają, a których na to nie stać. Mowa o 22-letnim Maćku Tomaszewskim, który swoją przygodę z tańcem rozpoczął jeszcze w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy pani od w-f zmusiła go do tego. Pierwsza myśl o tym, że taniec może być fajny zakiełkował w Maćku dopiero, kiedy w szkole pojawił się instruktor hip-hopu. Później już poszło z górki, w liceum zaczęły się już własne choreografie, współpraca z Czarnymi Stopami, mały epizod z Cube Dance Academy, czy też własny zespół taneczny. To jednak było za mało. Chcąc coś zmienić Maciek postanowił zostawić studia i wraz z grupą przyjaciół założył szkołę tańca "Dance Hope" we wrześniu bieżącego roku. Jak sam mówi, to będzie intensywny rok, ale niczego nie żałuje. Czy można już mówić o sukcesie? Chyba tak, bo na pierwszych zajęciach pojawiło się 100 osób.

Anna Wójcik: Wraz z przyjaciółmi stworzyłeś w Łodzi szkołę tańca. Skąd pomysł na coś takiego?
**
Maciek Tomaszewski**: Początkowo pomysł był zupełnie inny i był tylko związany ze Wspólnotą Chrześcijańską, do której należę. Chciałem zrobić wszystko, aby Ci ludzie, którzy są we Wspólnocie nauczyli się tańczyć, żeby na imprezach, dyskotekach nie można było powiedzieć, że jak ktoś tańczy dobrze, to jest na pewno takim człowiekiem ze świata, a ten co tańczy gorzej to jest bliżej kościoła. Chciałem, żeby między tymi ludźmi nie było widać różnicy. Jednak potem stwierdziłem, że tak nie może być, że nie możemy się zamykać na grupę ludzi, którzy są tylko we Wspólnocie. I że warto zawalczyć o marzenia młodych ludzi, którzy mają talent, a którzy nie wiedzą co mają z nim zrobić. To też ma być swego rodzaju ewangelizacja.

Czyli rozumiem, że teraz wszyscy, którzy chcą się nauczyć tańczyć, mogą przyjść do Was?

- Oczywiście.

Kto tworzy szkołę tańca? Bo chyba nie Ty wszystko ogarniasz?

- Szkołę tworzą Diakonii Ewangelizacji. Oni wspierają nas raczej duchowa, aniżeli materialnie czy też fizycznie. Ja jestem odpowiedzialny za całość, Adam prowadzi taniec towarzyski i jest Basia, która prowadzi jazz. Ja dodatkowo zajmuję się kwestiami wynajmu sal, opłatami, zbieraniem pieniędzy, kwestią prawną tego wszystkiego, czyli założyłem firmę. Jacek, chłopak Basi, odpowiada m.in. za zrobienie plakatów, strony internetowej. I dodatkowo czuwa nad nami ksiądz Misiak, który jest naszym opiekunem duchowym.

Szkoła powstała dopiero we wrześniu, a Wy już macie wszystko dopięte na ostatni guzik. Ruszyliście z kopyta.

- Stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać. Do szybkiego działania zmobilizowała nas grupa osób, która przyszła na zajęcia. Na moich zajęciach jest ponad 30 osób, u Basi około 30, u Michała ponad 60. W sumie jest ponad 100 osób, a mamy tak naprawdę trzy zajęcia w tygodniu i trzy sekcje taneczne. U mnie w ostatnim czasie stworzyła się sekcja dzieci młodszych, w wieku od 12-15 lat. I tam mam już 20-ści osób.

To kto w takim razie przychodzi do Was, jakie są to osoby?

- Ciężko jest mi powiedzieć, kto przychodzi. Założenie jest takie, żeby przychodziły osoby, które chcą tańczyć, a nie stać ich na to. Uczestnicy mogą chodzić na wiele sekcji tanecznych. I jednocześnie jest to związane z rabatami cenowymi. Normalnie 4 zajęcia kosztują 20 zł. Jeśli ktoś chodzi np. na hip-hop, jazz to płaci 30 zł, czyli ma 8 zajęć. Jeżeli na wszystkie to płaci 40 zł. Zajęcia są tak ustawione, żeby się nie nakładały. Pieniądze te w 95 proc. idą na wynajem sali. Żaden z instruktorów na tym nie zarabia, wszystko jest wolontaryjnie. Reszta pieniędzy, które zostają, idą ewentualnie na utrzymanie serwera na stronie, czy też na wykupienie domeny. W późniejszym czasie, jak już ustalimy nasz budżet, to myślimy o jakiś strojach,  warsztatach, wyjazdach, obozach dla uczestników. W przyszłości też poszukamy jakiś sponsorów.

I to Was wyróżnia na tle innych szkół?

- To nas na pewno wyróżnia jeśli chodzi o kwestie finansową. Poziom taneczny chyba mamy zbliżony, ale uczymy się dopiero, jak być instruktorami. Jednak nie to jest na pierwszym miejscu. Dla nas na pierwszym miejscu jest stworzenie dobrej atmosfery, takiego miejsca, do którego młodzi ludzie mogą przyjść i czuć się, jak w rodzinie. W zwykłych szkołach instruktor ma gdzieś, kim jest jego uczeń, co on robi, jak ma na imię. Ważne, żeby tańczył i robił to, co instruktor mówi. U nas na zajęciach nie tylko to jest ważne, jak ktoś tańczy, ważne jest też to, jakim jest człowiekiem. W sensie czy potrafi tam przyjść i się cieszyć z tego co robi. Nie musi być świetnym tancerzem.

Ale zaraz, zapisując się do tych "drogich szkół" też idziemy i płacimy za coś, co jest naszą pasją. Wydaje mi się  zatem, że Ci ludzie też się cieszą z tego, co robią. Od tak pieniędzy nie wydają.

- Tak to prawda, ale tam idzie człowiek, który ma pasję i spotyka się z instruktorami, którzy zazwyczaj wyłapują najlepszych, z których można zrobić pożytek na przyszłość, np. poprzez prezentację na różnych turniejach.

A Wy chcecie się zamknąć? Nie chcecie wychodzić do ludzi?

- Chcemy wychodzić do ludzi, tylko my chcemy wychodzić do każdego człowieka. Na moich zajęciach nie wszyscy potrafią tańczyć, ale nie oznacza to, że ktoś jest dla mnie lepszy czy gorszy. Dla mnie każdy jest taki sam.

Zamierzacie się gdzieś prezentować?

- Tak oczywiście, ale szkoła jest jeszcze młoda, trudno żebyśmy teraz wychodzili do ludzi. Później oczywiście będą jakieś festiwale, konkursy, ponieważ nic nie motywuj tak bardzo jak rywalizacja. Poza tym w przyszłości na pewno chcielibyśmy z zespołem wejść do szkół gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych. Teraz jest takie wielkie bum na taniec, wielu ludzi patrzy na programy "You can dance", "Taniec z gwiazdami" i bardzo chcą się nauczyć tańczyć. 

Powróćmy może do samych zajęć, jak one wyglądają? Ktoś przychodzi i...

W tej chwili można powiedzieć, że większość ludzi już się zna, już są w stanie z sobą porozmawiać, razem się pośmiać. Jeżeli jest ktoś nowy, to staram się do niego podejść, przywitać. Zapytam się, skąd wiedział o naszej szkole? Czy już jest zdecydowany, czy chce dopiero popatrzeć, czy przyszedł na pierwsze zajęcia tak treningowo? Każde zajęcia zaczynają się modlitwą, ponieważ to szkoła chrześcijańska. Dalej mamy rozgrzewkę, która trwa od 15 do 30 minut, w zależności od zajęć. Później ćwiczymy choreografie, jakieś kwestie techniczne, akrobatyczne. Ćwiczymy też wyrażanie emocji przez taniec. To jest dobra alternatywa dla tych, którzy pochodzą z rodzin patologicznych i nie mają, gdzie wyrazić swoich uczuć, przez to też wybierają dziwne metody spędzania wolnego czasu. Jeżeli chodzi o hip-hop to jest bardzo dynamiczny, silny taniec i jeśli np. ktoś jest bardzo zły, często się denerwuje, gniewa się na ludzi, ma wiele agresji, to w tańcu może to w 100 proc. wykorzystać, nie robiąc nikomu krzywdy ani sobie. W jazzie można wyrazić wszelkiego rodzaju liryczne emocje, czyli miłość, przyjaźń, zakochanie, zranienie, wszelkie takie rzeczy, które dotykają naszego serca. W tańcu towarzyskim tym bardziej można wyrazić wszelkiego rodzaju emocje. W tangu mężczyźni mogą wyrazić swoją męskość, kobiety kobiecość. Chcemy, żeby taniec nie był pustym ruchem.

Czy to nie jest w takim razie tak, że skoro zaczynacie od modlitwy, to jest to szkoła tylko dla katolików?
- Na naszej stronie internetowej i na początku pierwszych zajęć od razu informujemy, że nie jesteśmy zamknięci tylko na chrześcijan. Jedyne, czego wymagam podczas zajęć, to żeby osoby niewierzące bądź wierzące w coś innego uszanowały ten czas modlitwy, chwilą ciszy.

A ile osób decyduje się na modlitwę?

- Raczej nie zauważyłem nikogo, kto by się nie zdecydował na nią. Mimo, że nie wszyscy chodzą regularnie do kościoła. My mamy z tymi ludźmi już stał kontakt. Mamy do siebie: numery telefonów, maile, gg, spotykamy się też poza szkołą. I wiem, że wiele z tych osób niewiele ma wspólnego z kościołem, ale podczas zajęć modlą się razem z nami.

Co jest największym atutem miasta i jak skutecznie powinniśmy go wykorzystać?

- Myślę, że mocnym atutem miasta jest kultura. Nasze miasto jest bardzo mocno nastawione na kulturę, w różny sposób, jest wiele teatrów, muzeów, kin, dyskotek i festiwali. To jest też dobra droga do zaszczepiania w młodych ludziach kreatywności. A wykorzystać ten potencjał można w prosty sposób. Wystarczy, że nie będziemy się zamykali, np. teatry powinny zapraszać grupy aktorów z innych miast. Jeśli chodzi o kina to są one już na wysokim poziomie, nieco bardziej mogłaby się postarać filharmonia.

Jaka jest Twoim zdaniem recepta, by młodzi ludzie chętniej wiązali swoją przyszłość z Łodzią?

- To, czego brakuje Łodzi, to miejsca pracy. Młodzi ludzie wyjeżdżają nie dlatego, że nie lubią Łodzi, ale dlatego, że nie ma dla nich tu pracy.

Jak będzie Twoim zdaniem wyglądała Łódź za 20-ścia lat?

- Głęboko ufam i wierzę, że będzie to pięknie miasto, że rozwiniemy się w bardzo dobrym kierunku, że pójdziemy w rozwój infrastruktury, czyli odnowimy m.in kamienice. Chodzi o to, żeby ta piękna Łódź przestała być tylko w centrum. Mam nadzieję, że za te kilkanaście lat nasze całe miasto będzie wizytówką.

Zobacz pozostałych kandydatów nominowanych w plebiscycie 7 Nadziei Łodzi

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto